Marcin Stefański: Praca z młodzieżą daje większy „fun”. Sopot jako kurort to dobry kierunek dla miasta i mieszkańców
– Nie ukrywam, że bardzo podoba mi się praca w roli trenera młodzieżowego. Czasami odczuwam nawet większy „fun” niż w seniorskim baskecie. Sopot jest naprawdę fajnym miastem. Zmienił się i bardzo cenię sobie, że nie jest już miastem, do którego wszyscy zjeżdżali imprezować. Na szczęście nie ma już miejsc, w których bawiło się jednocześnie nawet tysiąc osób. Nie ma powrotu do tego. Chcemy, by w przypadku Sopotu określenie kurort naprawdę niosło za sobą najlepsze wartości – mówi Marcin Stefański, trener i radny miasta Sopot.
Karol Wasiek: Jak potoczyło się życie Marcina Stefańskiego po odejściu z Trefla Sopot, gdzie przez ponad trzy lata pełniłeś funkcję pierwszego trenera? Czy koszykówka nadal jest obecna w twoim życiu?
Marcin Stefański, były zawodnik klubów PLK i reprezentacji Polski: Ostatnio zdałem sobie sprawę, że z koszykówką jestem związany od 10. roku życia. Ten proces nadal trwa i myślę, że trwać będzie. Po spędzeniu czasu w Treflu – jako zawodnik, a później jako trener – zająłem się na poważnie koszykówką młodzieżową. Tutaj należą się słowa podziękowania dla Janusza Kociołka, który zaprosił mnie do współpracy, zaproponował pracę na stanowisku trenera zespołu z rocznika 2006/2007. Właśnie jesteśmy w drugim sezonie. Nie ukrywam, że bardzo podoba mi się ta praca. Czasami odczuwam nawet większy „fun” niż w seniorskim baskecie. Tym bardziej jak się wygrywa i pracuje z tak utalentowaną młodzieżą.
Idziecie jak burza w rozgrywkach młodzieżowych!
To prawda. Rozgrywki w Pomorskim Związku Koszykówki zakończyliśmy z bilansem 18:0, w Centralnej Lidze Juniorów (dwanaście najlepszych zespołów z rankingu) także wygraliśmy wszystkie mecze (11:0). Na razie jeszcze nic nie osiągnęliśmy, ale wyniki i styl gry na pewno cieszą.
Mamy przed sobą finałowy turniej w Giżycku. Nie chcę niczego deklarować, ale na pewno jedziemy tam z przekonaniem, że możemy powalczyć o końcowy triumf. Mamy komplet zwycięstw, ale chce się więcej. Ten głód wygrywania jest. Zależy nam na kolejnych triumfach.
Dlaczego w koszykówce młodzieżowej odczuwasz większy „fun” niż w seniorskim baskecie?
Sport zawodowy rządzi się swoimi prawami, do tego dochodzą duże pieniądze. Tutaj – na co dzień – można dostrzec determinację tych chłopaków. Przychodzą na treningi, bo kochają to robić, chcą stawać się lepszymi zawodnikami. Mają zupełnie inny tok myślenia. W zawodowym sporcie inne kwestie wchodzą w grę – utrzymanie rodziny, walka o coraz to większe kontrakty. Tu jest inaczej. Młodzi gracze chcą być na każdym treningu, mocno pracować i rozwijać swoje umiejętności. Mi – jako trenerowi – daje to ogromną frajdę.
Widzisz ten progres u tych zawodników z każdym miesiącem?
Warto wrócić do początku. Gdy zaczynałem pracę z tymi chłopakami, to nikt nie wierzył w to, że będziemy w najlepszej czwórce w Polsce. Zespół, w którym było sporo młodszych graczy, awansował do finałowego turnieju w Gdyni. Zrobiliśmy fajny wynik, ludzie nas chwalili.
Nie tęsknisz czasami za seniorskim basketem?
Tęsknię! Dalej mam Polsat Sport i w wolnych chwilach oglądam mecze ORLEN Basket Ligi. Staram się chodzić na domowe spotkania Trefla Sopot i z trybun dopingować byłą drużynę. Liga w tym roku jest szalenie wyrównana, trudno tak naprawdę wskazać w tym momencie głównego kandydata do zwycięstwa.
Jakie emocje towarzyszą ci podczas oglądania meczów Trefla Sopot? Serce dalej mocniej bije?
W Treflu spędziłem kawał mojego życia i zawsze będę tej drużynie kibicował. Zostawiłem – jako zawodnik Trefla – kawał serca i zdrowia na parkiecie. Pracuję i mieszkam w Sopocie na co dzień. Jestem związany emocjonalnie z tym miastem. Początek sezonu w wykonaniu drużyny nie był najlepszy, nawet myślałem, że może być nieciekawie, ale po transferach Schenka i Groselle’a sytuacja bardzo się poprawiła. Drużyna jest na fali wznoszącej i ma autostradę do zajęcia drugiego miejsca.
Był lekki niedosyt a może nawet niesmak po tym jak to wszystko się zakończyło?
Nie. Z perspektywy czasu inaczej na tę sytuację patrzę. Moja praca na stanowisku pierwszego trenera trwała ponad trzy lata, co uważam – w warunkach ORLEN Basket Ligi – za bardzo dobry wynik, a to też oznacza, że zespół w tym czasie grał dobrą i jakościową koszykówkę.
Właśnie tak wygląda sport zawodowy, że przychodzi właściciel i mówi, że sytuacja nie idzie zgodnie z planem i należy się pożegnać. Ten ostatni sezon faktycznie nie poszedł po naszej myśli, ale należy pamiętać, że było sporo kontuzji. Do tego doszła gra w europejskich pucharach. Gdybyśmy mieli ciut wyższy budżet, to może inaczej by się to potoczyło, ale tak właśnie wygląda życie trenera w PLK.
W młodzieżowej koszykówce jest większy spokój?
Tak, choć jest więcej pracy. Bo tak naprawdę pierwszy trener pełni też funkcję rodzica, psychologa, nauczyciela, lekarza czy fizjoterapeuty. Trzeba tym chłopakom pomagać na wielu płaszczyznach. Należy podkreślić, że w Treflu Sopot mamy bardzo dobre zaplecze pod względem medyczno-fizjoterapeutycznym.
Sopot też – jako miasto – jest dla ciebie bardzo istotne. Żyjesz na co dzień problemami ludzi.
Jestem sopocianinem z wyboru. W tym mieście zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Nie widzę innego lepszego miejsca na świecie. Kiedyś myślałem, że zamieszkam we Wrocławiu, ale jak przyjechałem do Sopotu, to od razu poczułem, że to jest moje miasto. Trafiłem tu na bardzo dobrych ludzi. Praca w roli radnego bardzo mi odpowiada. Chcę pracować na rzecz tej społeczności, miasta, wspierać różne inicjatywy. Nie ukrywam, że dużo frajdy daje mi np. możliwość wybudowania placu zabaw dla dzieci.
Dalej jest u ciebie ta chęć pomocy mieszkańcom i pracy na rzecz Sopotu?
Tak. Inaczej nie przystąpiłbym do trzeciej kadencji w roli radnego. Mam dopiero 41 lat i mam w sobie jeszcze dużo energii. Im dłużej jestem w Radzie Miasta Sopotu, tym mam większe doświadczenie i tym samym widzę dużo dobrych rzeczy, które dzieją się dookoła, ale też tych, które trzeba jak najszybciej poprawić. Ten głód pomocy mieszkańcom i współpracy z nim dalej u mnie jest.
Gdzie jest w takim razie przestrzeń do poprawy w Sopocie?
Jesteśmy gminą poniżej 100 tysięcy mieszkańców, co sprawia, że mamy pewne problemy. Nie mamy np. parkingów płatnych w weekendy ani w święta. Można by to unormować. Podobna kwestia tyczy się najmu krótkoterminowego. Jako Sopot od wielu lat zabiegamy o zmiany w prawie na poziomie krajowym. Jako samorząd nie mamy narzędzi by reagować, np. gdy goście zachowują się głośno i utrudniają życie stałym mieszkańcom.
Wierzę, że wejdą stosowne regulacje, zwłaszcza, że rozwiązania unijne wychodzą nam naprzeciw. Chciałbym wprowadzić więcej pakietów zdrowotnych dla seniorów. Ulepszyć można także pakiety dla osób młodszych. Bo Sopot to nie tylko koszykówka, ale także żeglarstwo, tenis czy lekkoatletyka i pływanie. Mamy tam sukcesy i trzeba te dyscypliny wspierać.
Jesteś przewodniczącym komisji Bezpieczeństwa i Dialogu z Mieszkańcami. Co w takim razie można poprawić w kwestii bezpieczeństwa?
Zmniejszyliśmy w ostatnim czasie liczbę sklepów monopolowych. Od 2 do 6 w nocy nie można zakupić alkoholu w Sopocie. Uważam, że tą drogą trzeba podążać. W wakacje jest dużo więcej patroli policyjnych i to dzięki wsparciu finansowemu miasta. Do klubów nie wejdą osoby poniżej 21. roku życia. Sopot jest naprawdę fajnym miastem. Zmienił się i bardzo cenię sobie, że nie jest już miastem, do którego wszyscy zjeżdżali imprezować.
Na szczęście nie ma już miejsc, w których bawiło się jednocześnie nawet tysiąc osób. Nie ma powrotu do tego. Są oczywiście klimatyczne, bardziej kameralne miejsca, w których można potańczyć, posłuchać muzyki i to mi zdecydowanie bardziej odpowiada. Sopot od wielu lat ma status uzdrowiska, co jest nie tylko prestiżowe, ale to także zobowiązanie. Chcemy, by w przypadku Sopotu określenie kurort naprawdę niosło za sobą najlepsze wartości. W ubiegłym roku świętowaliśmy 200 lat kurortu i widziałem dumę w oczach mieszkańców. To najlepsze potwierdzenie, że kierunek, w którym idziemy jest słuszny.