Liga wszczyna śledztwo – czy transfery Lowry’ego i Balla mogą zostać cofnięte?
Ligowe reguły funkcjonują tak, że do momentu oficjalnego rozpoczęcia offseason, kluby nie mają prawa komunikować się z zawodnikami w sprawie współpracy. Ba, przedstawiciele klubu, z zawodnikami włącznie, nie mają prawa jakkolwiek publicznie komunikować tego, że chcieliby, aby jakiś zawodnik do nich dołączył. Czy nie jest dziwne, że mimo tych obostrzeń, rok w rok start offseason przynosi nam informacje o dogadaniu się w sprawie kontraktów już minutę po otwarciu okienka? Przez lata wydawało się, że liga świadomie przymyka na to oko i dalej będzie przymykać. Ale coś się chyba w tej kwestii zmienia.
Jak donosi Adrian Wojnarowski, NBA rozpocznie dochodzenie w sprawie transferów Kyle’a Lowry’ego do Heat i Lonzo Balla do Bulls.
Pojawiły się zarzuty dotyczące 'tamperingu’, czyli praktyk polegających na namawianiu zawodnika do podpisania kontraktu przed terminem, w którym staje się to legalne – czyli kiedy staje się on oficjalnie wolnym agentem. Liga ma podejrzenia, że deale zostały umówione wcześniej. No kto by się spodziewał.
Podstawowe pytanie brzmi – jakie konsekwencje może wyciągnąć liga w razie dopatrzenia się jakichś nieprawidłowości. Od około dwóch lat, NBA ma nieco szersze narzędzia do karania zespołów w związku z tamperingiem. Maksymalna kara finansowa dla organizacji przyłapanej na nieuczciwym działaniu może wynosić aż 10 milionów dolarów – to ogromne pieniądze, nawet w realiach NBA. Liga ma prawo także zawiesić odpowiedzialnych za nielegalne działania managerów, odebrać klubowi picki w drafcie, czy w ostateczności anulować kontrakty i transfery. Warto pamiętać, że w ostatnim offseason liga zaszokowała trochę świat, anulując transfer Bogdana Bogdanovicia do Millwauke Bucks.
Wtedy jednak poszło o trochę co innego – mianowicie o to, że sam zawodnik nie wyraził zgody na sign’n’trade, a procedura ta wymaga przecież podpisania przez niego nowej umowy, która zostanie natychmiast wymieniona. Sytuacja ta pokazała jednak, że liga jest skłonna anulować transfery, jeśli dopatrzy się nieprawidłowości.
Jeśli chodzi o sam tampering, jak do tej pory najdotkliwiej ukarani zostali Los Angeles Lakers jeszcze w 2017 roku. Klub musiał wtedy zapłacić 500 tysięcy dolarów kary za to, że Rob Pelinka prowadził zakulisowe rozmowy z Paulem Georgem. Wtedy chodziło o same rozmowy. Teraz sprawa jest poważniejsza – w końcu doszło już do podpisania umów i idących za nimi wymian.
Czekamy więc na kolejne doniesienia dotyczące ligowego śledztwa. Skoro NBA podjęła kroki, to wizerunkowo nie najlepiej wyszłoby, gdyby zakończyło się to bez kary, skoro tajemnicą poliszynela jest, że wszystkie zespoły przepisy o tamperingu regularnie łamią. No i jeśli ukarani zostaną Bulls i Heat, to pytanie, czy nie należałoby się przyjrzeć też pozostałym wymianom i podpisom pod nowymi kontraktami dokonanym w tegorocznym offseason. Byłoby to uczciwsze, niż pokazowe sprawdzanie tylko tych dwóch najgłośniejszych.