LaMelo Ball daje kosmiczne podania, Okoro z game-winnerem w pierwszym meczu

LaMelo Ball daje kosmiczne podania, Okoro z game-winnerem w pierwszym meczu

Mamy preseason! Przez kilka dni zespoły NBA będą dochodzić do formy i testować różne taktyczne nowinki w ramach sparingów. W kontekście wyników poszczególnych spotkań, ten etap nie ma najmniejszego znaczenia. Warto jednak zerknąć na te przedsezonowe zmagania żeby mieć rozeznanie – kto wejdzie w sezon w jakiej formie, jaką koszykówkę mogą grać dane zespoły.

Najciekawsi w tym momencie są chyba debiutanci, których po raz pierwszy oglądać możemy w koszulkach ich nowych zespołów. Jako zawodnik Charlotte Hornets po raz pierwszy zaprezentował się na przykład LaMelo Ball. Przez 16 minut grał on w meczu z Raptors, notując nietypową linijkę 0 punktów (0/5 z gry), 10 zbiórek i 4 asysty. Kilka z podań, które wykonał, otworzyły oczy na jego przegląd pola:

A będąc już w okolicach Charlotte, warto wspomnieć o tym, jak Miles Bridges władował piłkę do kosza, bo było to naprawdę niezłe:

W swoim pierwszym meczu w barwach Cleveland Cavaliers błysnął także Isaac Okoro. Skrzydłowy obrońca nie tylko zdobył 18 punktów i 3 przechwyty, ale też zakończył mecz game-winnerem. Nie jakimś wielce efektownym – no i umówmy się, wygrana w preseason nie ma żadnego znaczenia – ale jest to jakaś wprawka do meczów o stawkę:

Mówiąc o debiutantach, warto wspomnieć o gościu, o którym wielu pewnie nawet nie słyszało. Wybrany w drugiej rundzie przez Thunder Theo Maledon – rezerwowy rozgrywający z Francji – zdobył z ławki OKC niepozorne 20 punktów i wyglądał przy tym bardzo fajnie.

Bardzo interesujące było też oglądanie jak gra inny młody nabytek Thunder, Aleksej Pokusevski. Zdobył 14 punktów i 8 zbiórek. Co jednak najważniejsze – grał jak 213-centymetrowy combo-guard! Nie tylko wybiegał na czyste pozycje na zasłonach, ale sam grywał jako kozłujący w pick’n’rollu. Gość jest czymś… Innym, nowym:

No ale dobrze wypadają nie tylko młodziki. Także stara gwardia ma coś do powiedzenia – w tym niezatapialny Carmelo Anthony. Wracający w barwach Blazers na minimalnej umowie Melo rozegrał trochę ponad 20 minut z ławki w meczu z Kings i trafiał jak za starych, dobrych czasów. Inna sprawa, że fryzura też taka jakby ze starych czasów… Łącznie zdobył 21 punktów i pokazał, że wciąż ma miękką kiść:

Skoro już jesteśmy w Portland – Damian Lillard dalej robi swoje:

Fajnie było też zobaczyć, jak do gry wraca po 2 latach nieobecności (dosłownie, ostatni mecz rozegrał 26 grudnia 2018) w nowych barwach klubowych John Wall. W przeciągu 18 minut gry zanotował 13 punktów, 5 zbiórek i 9 asyst, ale co najważniejsze – fizycznie wygląda naprawdę nieźle.

Ciekawi jesteśmy wszyscy jak ułoży się jego współpraca z przyjacielem z gry w Kentucky – również wracającym do zdrowia DeMarcusem Cousinsem. Ten z kolei w 14 minut gry zdobył 14 punktów.

Na parkiet wrócił Giannis Antetokounmpo – przez 24 minuty meczu z Mavericks zdobył imponujące 25 punktów i 10 zbiórek. Wciąż nie zaprzyjaźnił się jednak z rzutem z dystansu: