Kyle Kuzma: Możemy mieć własny lineup śmierci

Lakers bez kontuzjowanego LeBrona nie radzą sobie najlepiej. Co prawda wygrali dwa ostatnie mecze, ale co do zasady raczej przegrywali od kiedy LBJ zaczął pauzować.

Kontuzja najlepszego gracza drużyny nie jest jednak poważna i niedługo wróci on do gry. To pozwala Kyle’owi Kuzmie z dużą dozą pewności snuć wizje odnośnie niedalekiej przyszłości:

„Szczerze mówiąc, myślę że nasze niskie ustawienie może być naprawdę dobre. Możemy mieć swój własny lineup śmierci – chociażby z Rajonem i Lonzo jednocześnie na parkiecie, mną i Brandonem Ingramem, oraz LeBronem. Do tego oczywiście rezerwowi. (…) Myślę że z czasem, jak będziemy się poprawiać w defensywie, to niskie ustawienie może być dla nas czymś dużym – zwłaszcza w playoffach, gdzie wszyscy będą starali się grać niżej.”

Jeśli to ustawienie radziłoby sobie w defensywie, to rzeczywiście mogłoby dać Lakers sporo radości w ofensywie. Jeziorowcy już teraz są siódmą defensywą w NBA, co przy tym młodym składzie grającym szybką koszykówkę jest sporym sukcesem trenera Waltona. Jak na razie jednak są taki „lineup śmierci” to tylko sfera teoretyczna – piątka wymieniona przez Kuzmę spędziła ze sobą na parkiecie zaledwie minutę. Nie da się więc właściwie odczytać tego, jak może się spisywać takie ewentualne ustawienie.

źródło:YouTube/Lakers Nation

Rzeczywiście jednak mógłby to być „lineup śmierci” – używając tej frazy Kuzma odnosi się oczywiście do niskich ustawień Golden State Warriors. Lakers mogliby funkcjonować w ofensywie na podobnej zasadzie – z LeBronem rozgrywającym akcje i pozostałymi zawodnikami stawiającymi sobie nawzajem zasłony i wybiegającymi na pozycje. Jedynym problemem mógłby być brak umiejętności strzeleckich, które GSW tak dużo ułatwiają w tego rodzaju grze.

Ku zdziwieniu, z całej tej piątki to Rajon Rondo jest na ten moment najskuteczniejszym strzelcem, trafiając prawie 36% rzutów zza łuku. Dużo słabiej prezentuje się Brandon Ingram, który trafia 29%, czy sam Kuzma, który trafia 30% przy aż 6 próbach na mecz. To oznaczałoby, że „lineup śmierci” w wykonaniu Lakers opierałby się pewnie w większej mierze na penetracjach i rzutach z półdystansu. Być może trener Luke Walton sprawdzi taką możliwość.