Kto najlepszym rezerwowym, a kto obrońcą? Wyróżnienia za pierwszy miesiąc sezonu NBA

Kto najlepszym rezerwowym, a kto obrońcą? Wyróżnienia za pierwszy miesiąc sezonu NBA

Już ponad miesiąc minął odkąd Milwaukee Bucks odebrali mistrzowskie pierścienie w noc otwarcia tegorocznych rozgrywek NBA. Sezon zdążył już się nieco rozwinąć, układ sił jako tako się ukształtował, przynajmniej na Zachodzie. Pierwsze 20 spotkań, które rozegrały praktycznie wszystkie drużyny w NBA to także całkiem niezły moment na to, aby przyjrzeć się wyścigom zawodników po nagrody indywidualne. O MVP pisaliśmy już wcześniej, teraz pora rzucić okiem na inne rankingi.

Most Improved Player

Honorable mention:

  • Tyler Herro – gdyby nie wchodził z ławki, byłby pewnie mocnym kandydatem, a tak cała uwaga skupia się na jego kampanii na 6th Man of the Year.
  • Jordan Poole – bardzo fajny zawodnik. Część osób zarzuca mu, że wcale nie poczynił aż takich postępów, a korzysta jedynie na dyspozycji Curry’ego i formie całych Warriors. Bzdury. Jego kandydaturę w tym wyścigu może jednak mocno osłabić powrót Klaya Thompsona.

3. Ja Morant – 24,1 pkt (w zeszłym sezonie 19,1), 5,6 zb. (4,0), 6,8 ast (7,4), 48% z gry (45%) i 36% zza łuku (30%)

Po takim wejściu w sezon jego nazwisko musiało się tu pojawić, chociaż jego szans na wygranie MIP na dłuższą metę nie oceniam zbyt wysoko. Ja bowiem z gracza bardzo dobrego, flirtującego z Meczem Gwiazd w zeszłym sezonie, stał się prawdziwą gwiazdą i topem na rozegraniu. To prawdopodobnie najtrudniejszy krok w rozwoju zawodnika, lecz mniej popularny w takich zestawieniach, gdzie zwykle premiuje się graczy, którzy ze średniaków przechodzą na poziom gwiazd, lub się o niego ocierają. Dlatego też uważam, że Morant będzie w czołówce, lecz nagrody nie zgarnie. Niemniej jednak Ja zasługuje na uznanie.

2. Tyrese Maxey – 18 pkt. (8,0), 3,8 zb. (1,7), 5 ast. (2,0), 48% z gry (46%) i 37% zza łuku (30%)

Im dłużej trwa sezon, tym mocniej wygląda kandydatura Tyrese’a Maxeya. Dotychczas to zdecydowanie największy zwycięzca całej farsy z udziałem Bena Simmonsa. Liczby przemawiają same za siebie, a Maxey gra na tyle dobrze, że de facto pozbawił potencjalnych argumentów Sacramento Kings w negocjacjach transferowych. Tyrese zdał też najważniejszy z testów w Philly – nie tylko dobrze współpracuje z Joelem Embiidem, ale udowodnił, że pod nieobecność środkowego jest w stanie wziąć na siebie większy ciężar gry w ofensywie.

1. Miles Bridges 19,8 pkt. (12,7), 7,4 zb. (6,0), 3,2 ast. (2,2), 45% z gry (50%) i 33% zza łuku (40%)

Na ten moment największy faworyt do wygrania, chociaż konkurencja nie śpi. Bridges z zadaniowca, który w zeszłym sezonie nie łapał się nawet do pierwszego składu Hornets (tylko 19 z 66 spotkań w wyjściowej piątce), urósł do pierwszej opcji w ataku Szerszeni. Żaden z jego rywali nie zrobił aż takiego przeskoku. Co więcej, Miles dokonał tego na wielu płaszczyznach – nie tylko lepiej punktuje, ale coraz lepiej potrafi kreować kolegów, a i po bronionej stronie parkietu jest pewniejszym punktem, niż wcześniej. Co prawda w ostatnim czasie skrzydłowy Hornets nieco ochłonął po kapitalnym starcie, to jednak wciąż utrzymuje wysoki poziom.

Defensive Player of the Year:

Honorable mention:

  • Bam Adebayo – Trudno wyróżnić jednego defensora w kolektywie Miami Heat, lecz największą mimo wszystko różnicę zdaje się robić Bam Adebayo ze swoją nieprzerwanie fascynującą uniwersalnością w obronie, która pozwala mu skutecznie kryć praktycznie każdego gracza na tej planecie:
  • Myles Turner – Trzeba też docenić Mylesa Turnera, który od kilku lat niezmiennie pozostaje jednym z czołowych obrońców pod obręczą w NBA, będąc najlepszym blokującym w NBA w 2 z 3 ostatnich sezonów. W tym jak dotąd również prowadzi.

3. Rudy Gobert – 15,1 pkt., 14,5 zb., 1,0 stl., 2,1 blk., defensive rating – 102,6

Rudy niezmiennie pozostaje defensywną skałą i fundamentem, na którym opiera się cała obrona Jazz. Gobert wciąż jest podkoszowym koszmarem rywali. Rudy jednak na koncie ma już trzy statuetki, zatem aby wygrać kolejną i wyrównać rekord wszech czasów, musiałby naprawdę wspiąć się na wyżyny swych talentów. Na razie Rudy gra bardzo dobrze, lecz nie imponuje równie mocno jak jego bezpośredni rywale. Część z tego jest zamierzona – Gobert i Jazz więcej kombinują w defensywie przygotowując się na wyzwania, czekające ich w playoffach, które są dla nich ważniejsze niż indywidualne wyróżnienia.

2. Giannis Antetokounmpo – 27 pkt., 11,8 zb., 1,1 stl., 1,8 blk., defensive rating – 99,4

Jak to zwykle bywa w przypadku największych gwiazd, u Giannisa w pierwszej kolejności uwagę przykuwa ofensywa. Nie do końca słusznie, albowiem w obronie Antek cały czas gra na co najmniej równie wysokim poziomie. Pod nieobecność Brooka Lopeza, Antetokounmpo musiał częściej patrolować okolice podkoszowe, ku rozpaczy rywali.

Greek Freak pozwala im bowiem na zaledwie 35% skuteczność z gry w trumnie, zdecydowanie najlepiej spośród kandydatów do DPOTY. Zza łuku to niecałe 30%. Antek dodaje do tego standardowe prawie 2 bloki i 1 przechwyt na mecz. Defensive rating Bucks z Giannisem wynosi 99,4, na poziomie najlepszej obrony w lidze. Bez niego to 112,5, czyli poziom 29 defensywy w NBA.

1. Draymond Green – 8,2 pkt., 7,8 zb., 1,2 stl., 0,9 blk, defensive rating – 100,8

Najlepszy obrońca najlepszej defensywy w NBA. O ile wybitne osiągi Dubs w ataku to zasługa głównie Stephena Curry’ego, o tyle rewelacyjna forma w obronie Warriors wynika z pracy Draymonda. Green nie tylko kapitalnie dyryguje swoimi kolegami, ale w razie potrzeby jest w stanie wziąć na siebie również ciężar indywidualnego krycia. Z powodzeniem potrafił wyciszyć samego Kevina Duranta:

6th Man of the Year

Honorable mention: Carmelo Anthony

Tak tak, ten sam zawodnik, który kilka lat temu otwarcie wyśmiewał w ogóle pomysł o graniu z ławki, bijąc rekordy meczów z rzędu w pierwszym składzie, teraz zaczyna się rozpychać w wyścigu po tytuł Rezerwowego Roku. Melo to jeden z nielicznych jasnych punktów LAL w tym sezonie i pomijając głośne nazwisko i medialny zespół, które na pewno pomogą przy jego kandydaturze, Anthony po prostu bardzo dobrze sprawuje się w roli 6 gracza. Dostarcza punkty na niezłej skuteczności, czasem potrafiąc przesądzić nawet o wyniku spotkania. Warto mieć go na uwadze w kontekście tej nagrody.

3. Jordan Clarkson – 15,3 pkt., 3,2 zb., 2,1 ast., 38% z gry, 30% zza łuku

Zeszłoroczny zdobywca tej statuetki. W tym sezonie jego średnie nieco spadły, a i sam Jordan nie jest już w tym roku zawodnikiem, który w pojedynkę potrafił zamknąć mecz swoimi ofensywnymi eksplozjami, co wynika przede wszystkim z gorszej skuteczności. W systemie Quina Snydera, Clarkson zawsze dostanie odpowiednią liczbę posiadań, które zamieni na dobrych kilkanaście punktów w meczu. Od pierwszej opcji z ławki tyle się zwykle wymaga i Jordan pomimo małego spadku formy, wciąż robi to lepiej, niż większość jego kolegów po fachu.

2. Montrezl Harrell – 16,1 pkt., 8,3 zb., 2,3 ast., 64% z gry, 77% z linii osobistych

Opuszczenie LAL bardzo dobrze podziałało na Harrella, który w Waszyngtonie znów stał się tym zawodnikiem, jakiego widzieliśmy w LAC. Niesamowita energia i walka w ataku, która często pobudza graczy Wizards do lepszej gry. Ponadto, na korzyść Harrella przemawia także żelazna konsekwencja – ani razu w tym sezonie nie zszedł poniżej 10 punktów. Niezależnie, czy gra przeciwko gwiazdom Brooklynu, mistrzom z Milwaukee, czy tankującym Rockets – Trez zawsze wychodzi na boisku z tą samą imponującą energią, którą często zatrzymać da się już tylko faulem (zdecydowanie najczęściej ląduje na linii osobistych spośród wszystkich graczy rezerwowych). Drugi najlepszy strzelec Wizards, ustępujący jedynie Bealowi i główny rywal dla Tylera Herro w tym wyścigu.

1. Tyler Herro – 21,8 pkt., 5,7 zb., 3,7 ast., 45% z gry i 40% za trzy

Na ten moment absolutny pewniak do tej nagrody. Herro przed sezonem zapowiadał, że nie czuje się gorszy od graczy pokroju Younga, czy Doncica i swoją obecną postawą udowadnia, iż miał sporo racji. Tyler poczynił ogromne postępy przede wszystkim w podejmowaniu decyzji na parkiecie. Robi to szybciej, agresywniej, a dzięki temu nie tylko sam jest skuteczniejszy niż kiedykolwiek (45% z gry i 40% zza łuku), ale też znacznie lepiej kontroluje grę całej drużyny, rozwijając się jako kreator. Co więcej, kiedy mecz wchodzi w decydującą fazę, można na niego liczyć – tylko pięciu graczy w całej NBA rzuciło dotychczas więcej punktów w czwartych kwartach. Przy okazji, Heat jeszcze nigdy nie mieli w zespole tak dużego ofensywnego zagrożenia z ławki.

Rookie of the Year

Honorable mention: Chris Duarte, Franz Wagner, Cade Cunningham – Cade ma momenty w których pokazuje, dlaczego zasługiwał na pierwszy wybór w drafcie (najmłodszy zawodnik z triple-double w historii Pistons), lecz patrząc na całokształt jego występów wciąż wiele jest do poprawy, szczególnie w kontekście skuteczności. Na starcie było kilku lepszych debiutantów, lecz nie bądźmy zdziwieni, jak za miesiąc Cunningham na dobre zadomowi się w top3. Papiery na to z pewnością ma.

3. Josh Giddey – 10,4 pkt., 7,2 zb., 5,8 ast., 39% z gry i 26% zza łuku

Tak naprawdę w tym miejscu mógłby równie dobrze być Franz Wagner, Chris Duarte, czy Cade Cunningham. Każdy z tej czwórki graczy ma pewne zalety i słabości i żaden z nich wystaje wyraźnie ponad innych. Wybór padł na Giddeya, po części z powodu stylu gry, którego nie ukrywam, że jestem fanem:

a po części z uniwersalności. Mimo gry obok SGA, Josh notuje bardzo dobre 6 asyst na mecz, przekraczając granicę 100 asyst niemal najszybciej w całej historii NBA (tylko LeBron zrobił to szybciej). I choć na koncie nie ma jeszcze ani jednego triple-double to co noc stanowi takie zagrożenie odciskając swoje wyraźne piętno na grze Thunder. Gdyby tylko ta skuteczność jeszcze poszła w górę.

2. Evan Mobley – 14,4 pkt., 8,0 zb., 2,5 ast., 49% z gry i 31% zza łuku

Gdyby nie kontuzja, która zabrała mu kilka spotkań, Mobley pewnie miałby tu pierwsze miejsce. Cavs trafili w dziesiątkę w tym drafcie, co nie zdarza im się często. Młody podkoszowy przypomina niektórym Kevina Garnetta w czym absolutnie nie ma przesady. Ze swoją szybkością w obronie, daje się we znaki nawet najlepszym:

Statystyki to potwierdzają – Mobley jest pierwszy w całej NBA w średniej contested shots for two (średnio 10,6 rzutów za dwa rywali na mecz) i czwarty w contested threes (4,3). Próbka jest niewielka, ale na starcie sezonu Mobley wygląda nie tyle jak debiutant, co kandydat do nagrody Obrońcy Roku. Bez niego Cavs nie wygrali żadnego meczu (aczkolwiek terminarz mieli też arcytrudny – 2x Nets, Warriors i Suns). Zdaniem bukmacherów, Mobley to obecnie największy faworyt do nagrody Rookie of the Year.

1. Scottie Barnes – 15,2 pkt., 8,3 zb., 3,3 ast., 49% z gry i 32% zza łuku

W dniu draftu wybór Barnesa ponad Jalenem Suggsem był dla wielu zaskoczeniem, lecz wystarczyło kilka pierwszych spotkań, aby przekonać się, że Masai Ujiri po raz kolejny podjął świetną decyzję. Barnes mimo młodego wieku i żadnego doświadczenia, jest spokojny i pewny siebie niczym prawdziwy weteran, wpływając przy tym na grę na wielu płaszczyznach.

Jest najlepiej punktującym i najlepiej zbierającym spośród wszystkich debiutantów, będąc także liderem w liczbie rozegranych minut. Kiedy trzeba potrafi podać:

W defensywie z kolei jego warunki pozwalają mu swobodnie przejmować krycie niemal z każdej pozycji. Jego rywalizacja z Mobleyem zapowiada się nadzwyczaj interesująco, choć na ten moment Barnes prowadzi dosłownie o włos.