Kibice Knicks wyrzuceni z MSG, krzyczeli „sprzedaj zespół!”
Kibice New York Knicks mają prawo być niezadowoleni. Tak przynajmniej podpowiada zdrowy rozsądek. Zgodnie jednak z wytycznymi władz Madison Square Garden (a więc także władzami Knicks, dzielącymi właściciela) kibice nie mają prawa do niezadowolenia. A przynajmniej do głośnego jego wyrażania.
W czasie ostatniego meczu New York Knicks – przegranego z Utah Jazz 104:112 – grupa nowojorskich kibiców postanowiła wyrazić swoje niezadowolenie, wznosząc okrzyki „Sell the team” [sprzedaj zespół], będącymi oczywiście wiadomością do właściciela Knicks, Jamesa Dolana, który nie słynie z dobrego zarządzania swoim klubem. Grupa kibiców szybko jednak pożałowała swojej decyzji – zostali oni wyprowadzeni w asyście ochrony. Według relacji uczestników zdarzenia, grożono im aresztowaniem i przez kilkanaście minut przesłuchiwano, zanim opuścili budynek. Zważywszy na to, że kibice ci (najprawdopodobniej) nie wznosili okrzyków wulgarnych czy obraźliwych, sytuacja ta jest dosyć niepoważna. Jeszcze śmieszniej zrobiło się jednak, kiedy przyszło do tłumaczeń władz obiektu. Zgodnie z ich linią obrony, żaden z kibiców nie został wyrzucony, czy nawet odeskortowany do wyjścia. Niestety w dzisiejszych czasach każdy ma telefon komórkowy z kamerą:
More "sell the team" chants led to fans being escorted out of MSG 😬
(via IG/tom_rochh) pic.twitter.com/QuvzZ2XGpn
— Knicks Videos (@sny_knicks) March 5, 2020
It was us pic.twitter.com/URLPuCVHLD
— john wotczak (@woty23) March 5, 2020
Bardzo niewykluczone, że New York Knicks są obecnie najbardziej nielubianym w gronie własnych kibiców klubem NBA. Symbolem tego stanu rzeczy jest Spike Lee – reżyser filmowy od wielu, wielu lat będący wielkim fanem Knicks, zawsze widoczny w pierwszych rzędach w czasie meczów w MSG. Lee oświadczył, że w tym sezonie daje sobie już spokój z kibicowaniem. Nie ze względu na poziom sportowy, ale ze względu na nieprzyjemną sytuację w hali:
„Członek ochrony… powiedział, że to polecenie z góry – Panie Lee, musi Pan opuścić Madison Square Garden. Chcieli, żebym wyszedł z MSG… Żebym wyszedł wejściem dla pracowników od strony ulicy 33. i wszedł wejściem od ulicy 31. – powiedziałem, że nie wychodzę. Złożyłem ręce za plecami i powiedziałem – aresztujcie mnie, jak mojego brata Charlesa Oakley’a. Wchodzę tym wejściem od 28 lat!”
Wygląda to co prawda trochę jak niepotrzebna awantura ze strony celebryty, ale dodaje on, że problemem nie jest sam fakt niewpuszczenia go wejściem dla pracowników (którym zawsze wchodził), tylko niepoinformowanie go o tym, żeby tego więcej nie robił:
„Pan Dolan [w przerwie meczu] powiedział: Musimy porozmawiać. Więc mówię: Panie Dolan, przychodzę tutaj od 28 lat – dlaczego nie dostałem żadnej informacji – maila, sms’a, telefonu?”
Sytuacja nieprzyjemna, ale organizacja Knicks nie zamierza jej załagadzać dla dobra wizerunkowego. Wydano oświadczenie, w którym padły słowa, że idea stawiania Spike’a Lee w roli ofiary jest śmieszna [laughable]. Spike Lee w wywiadzie powiedział oczywiście, że śmieszne to jest to, jakim ligowym pośmiewiskiem są Knicks. I tak to właśnie wygląda, jeśli chodzi o marketing i zarządzanie w New York Knicks. Nawet jeśli reżyser przesadził ze swoją reakcją, to nie tak klub powinien obchodzić się ze swoją wizytówką, która zostawia w kasie Knicks 300 tysięcy dolarów na sezon w samych biletach. Nie chodzi o to, by byli równi i równiejsi – chodzi o to, żeby pomyśleć o dobrym kontakcie z kimś, kogo można rozpatrywać jako ambasadora klubu. Wyobrażacie sobie sytuację, w której Raptors nie informują wcześniej Drake’a o tego rodzaju zmianach?
Do sytuacji odniósł się oczywiście przywołany przez Spike’a Lee Charles Oakley. Były koszykarz Knicks, legenda klubu, która jednak również wyrażała wcześniej swoje niezadowolenie z sytuacji w klubie, co skończyło się spektakularnym wyprowadzeniem z hali i 'zakazem stadionowym’. Oakley zasugerował, że zainterweniować powinna liga:
„Donald Sterling sam nie sprzedał klubu, NBA musiała zainterweniować w tej sprawie. Ktoś musi to w jakiś sposób zatrzymać, NBA musi się temu przyjrzeć. Nie można wciąż przymykać oczu. To jakbyś odwracał głowę i szedł dalej, widząc jak ktoś kogoś bije. To się dzieje w Nowym Jorku. Zawodnicy nie będą tu przychodzić, bo to samo będzie się powtarzało na okrągło. Mają teraz nowego prezydenta, a i tak wszyscy gadają o tym, co się stało pomiędzy Dolanem i Spikiem Lee.”
Faktycznie, od tego tygodnia New York Knicks mają nowego prezydenta – Leon Rose, od wielu lat agent zawodników NBA, zastąpił na tym stanowisku Scotta Perry’ego. Rose nowej pracy – jak widać – nie zaczął najlepiej. Może jednak taki ciężki tydzień na start był mu potrzebny. Przyzwyczajaj się Leon, tak to jest w Knicks.