Joel Embiid – jak jego prime ucieka nam przez palce
Jesteśmy w końcówce stycznia. To mniej więcej tutaj usytuowano tzw. 'Blue Monday’, czyli najbardziej depresyjny dzień w roku. To jest oczywiście wymysł agencji PR’owej, która zapłaciła pseudo-naukowcom za niby-formułę na wyliczenie najbardziej dołującej daty, żeby sprzedać więcej zimowych wycieczek zagranicznych. Coś jednak jest w tym, że końcówka stycznia to czas, kiedy nie widzieliśmy słońca późnym popołudniem już tak długo, że może nam zacząć odbijać. Mam wrażenie, że NBA od lat dopasowuje swój terminarz do styczniowej smuty.
Jesteśmy na tym etapie sezonu, kiedy każda z drużyn ma już w nogach swoich zawodników po kilkadziesiąt meczów, wiemy mniej więcej kto jest kim, pół ligi zmaga się z urazami albo odpoczywa i tak na autopilocie grane są kolejne mecze, których stawka nie jest jeszcze odczuwalna. I tak się turlają w tym styczniowym mroku Philadelphia 76ers, pchani jak ten głaz pod górę przez Joela Embiida. To Joela Embiida głazu pchanie pod górę bardzo łatwo przeoczyć – mówimy przecież o zespole ze środka tabeli, z 6. miejsca konferencji wschodniej, którego widmo sukcesu jest raczej marne. Tymczasem Joel Embiid gra na poziomie MVP – to chyba nawet trochę mało powiedziane w obliczu takiego momentu sezonu, w którym Steph Curry notuje mecze ze skutecznością 1/13 za trzy, Kevin Durant nie gra, a Jokic i Giannis… Akurat oni wciąż grają indywidualnie naprawdę świetnie, ale nie o nich tym razem.
Joel Embiid w ostatnich 15 meczach tylko dwa razy zszedł poniżej bariery 30 punktów. Obecnie jest w trakcie serii meczów wyjazdowych na przynajmniej 30 punktów, trwającej od 13 spotkań. W trakcie 15 ostatnich meczów jest najlepszym w lidze strzelcem, notując średnio 33,4 punktu na mecz (ciekawostka – drugi LeBron notuje 32,4 punktu w tym samym okresie).
Te wszystkie punktowe wyczyny Embiida to jednak tylko okładka, obrazująca co się w Sixers dzieje. Ten zespół jest dosłownie niesiony na barkach Joela. Fakt, że w ostatnich 15 spotkaniach Sixers z tak przeciętnym składem wygrali aż 11 spotkań jest praktycznie wyłącznie jego zasługą. Spójrzmy na statystyki z ostatnich 15 spotkań – tak się składa, że w tym okresie mamy w lidze 10 zawodników, których usage% (czyli procent akcji, które drużyna kończy posiadaniem danego zawodnika) wynosi 30 lub więcej. Uznajmy, że to są największe gwiazdy ostatniego miesiąca (bo mniej więcej tyle trwało rozegranie tych 15 meczów). Tak się składa, że oprócz najwyższego usage%, Joel Embiid ma w tym gronie także najwyższy NetRating (czyli liczbę punktów, o jaką lepszy/gorszy jest zespół z danym zawodnikiem na parkiecie w przeliczeniu na 100 posiadań), oraz najmniej minut gry. Imponujące:
zawodnik | usage% | NetRating | minuty na mecz |
---|---|---|---|
Joel Embiid | 39.9% | +10,8 | 32 |
Giannis Antetokounmpo | 37% | +5,7 | 32,8 |
Trae Young | 33.5% | -5 | 36,2 |
Devin Booker | 32.9% | +3,9 | 35,3 |
LeBron James | 32.7% | -4,4 | 36,3 |
Ja Morant | 32.6% | +9 | 33,9 |
Jaylen Brown | 31.9% | +3,4 | 36,7 |
DeMar DeRozan | 31.2% | +3,4 | 34,1 |
Shai Gilgeous-Alexander | 31.1% | -6,2 | 34,5 |
Nikola Jokic | 30.6% | +7,6 | 34,6 |
Poza tym, z tego grona oprócz Embiida, tylko Ja Morant i Devin Booker mogą pochwalić się wygraniem w tym okresie aż 11 meczów. Zarówno Devin Booker, jak i – jak się okazało w tym sezonie – Ja Morant, mają wokół siebie bardzo dobre zespoły. Nie można tego powiedzieć o Joelu, który dzieli parkiet z – całym szacunkiem – Charkie Brownem Jr., Furkanem Korkmazem, czy Georgesem Niangiem, którzy otrzymują w rotacji znaczące minuty, wychodząc też w pierwszej piątce.
„W tym roku tak wiele się dzieje – wiesz, brak naszego drugiego najlepszego gracza, jest sporo do zrobienia. Kocham to, kocham takie wyzwania. Moi koledzy z zespołu są w tym ze mną. Kocham wyzwania.”
– Joel Embiid
Ok, gra świetnie, Sixers wygrywają. Zajrzyjmy jednak głębiej. Jego wpływ na grę jest nieoceniony na kilku płaszczyznach. Spójrzcie na te kilka posiadań z ostatniego meczu ze Spurs. Schemat jest za każdym razem podobny – Embiid dostaje piłkę, szuka sobie pozycji, zostaje podwojony i skutecznie oddaje piłkę do lepiej ustawionego partnera:
Nie ma przypadku w tym, że Joel Embiid notuje w tym sezonie najlepsze w karierze 4,3 asysty, ale też najmniej w karierze 2,9 straty na mecz. Pod nieobecność Simmonsa piłka jeszcze częściej przechodzi przez jego ręce, a on sami siłą rzeczy nie może kończyć rzutem każdej akcji. Z pozycji centra udaje mu się skutecznie rozprowadzać grę, pomimo faktu, że tylko dwóch jego kolegów trafia przynajmniej 40% z dystansu (Seth Curry, Tyrese Maxey), a Sixers to trafiająca tylko 11 trójek na mecz ekipa – to 28. miejsce w lidze. Embiid to lider biorący na siebie szalenie dużą częśc gry, ale nie samolubny.
„Piłka zawsze mnie znajdzie. Ci goście maja we mnie dużo wiary. Zawsze mnie szukają. Nie ma znaczenia, jaki to moment meczu, piłka zawsze mnie jakoś znajdzie. Nigdy więc nie powinienem martwić się o niewystarczającą liczbę rzutów. […] Staram się grać na najlepszym możliwym poziomie, najlepiej jak tylko potrafię – czyli być najlepszym graczem na świecie. Żebyśmy mogli wygrywać, muszę być tym gościem każdej kolejnej nocy.”
– Joel Embiid
Rozrzucanie piłki przez Embiida to jedna nie tylko dzielenie się nią z podwojeń w grze tyłem do kosza. Coraz śmielej korzysta on ze swojej niespotykanej jak na te warunki fizyczne zwinności i po zbiórce sam napędza kontrataki. to nieobecność Bena Simmonsa sprawia, że ma szanse zaprezentować te umiejętności. To oczywiście nie tak, że nieobecność Bena Simmonsa dobrze wpływa na wyniki Philly… Ale na pewno daje JoJo sporo przestrzeni:
O grze Embiida można pisać, ale co z niej wynika? Sixers wygrywają sporo meczów i kto wie – może na koniec sezonu znajdą się nieco wyżej, niż na zajmowanym obecnie 6. miejscu. Patrząc na sytuację na wschodzie, do top4 wejść będzie niezwykle ciężko, bo wśród topowych ekip jest bardzo ciasno – gdzieś musiałoby obficie sypnąć kontuzjami, czego nikomu nie życzymy. Ale co dalej? Czy taki skład stać w Playoffach na coś więcej? Na choćby drugą rundę? W realiach 7-meczowej serii gra oparta tak mocno na jednym zawodniku przestaje przynosić efekty, bo rywale najzwyczajniej w świecie mają czas na znalezienie odpowiednich usprawnień, którymi nikt w ferworze sezonu regularnego i grania co 2 dni po prostu nie zaprząta sobie głowy. Rok temu porażka w drugiej rundzie przeciwko Hawks była dużym rozczarowaniem. Tym razem porażka już w pierwszej rundzie może być scenariuszem nie do uniknięcia.
Niestety, Sixers nie tyle utknęli w miejscu, co wpadli do dość głębokiego dołka. Konflikt Daryla Morey’a z Benem Simmonsem tylko pogorszył sytuację dotychczasowej stagnacji. Skład, który budowany jest wokół gwiazd nie porywa. Z tym budowaniem to też mocna fraza – w minionym offseason skład Sixers nie uległ praktycznie żadnej poważnej zmianie. Najpoważniejsze było dodanie Andre Drummonda na ławkę – niewiele, a w kontekście ewentualnej zmiany kierunku nawet bardzo niewiele.
Perspektywa na zmianę jest – jest ona jednak dosyć mglista i nie wygląda na to, by Daryl Morey był ją w stanie optymalnie wykorzystać. Perspektywą tą jest Ben Simmons i jego ewentualny transfer.
Sixers grają twardo. Rzekomo mają listę 15 nazwisk, bez których pozyskania nie obejdzie się ewentualne oddanie Simmonsa. Problemem nie jest to – jak wynika z wielu komentarzy internautów – że Ben Simmons to słaby koszykarz. Ben Simmons to świetny koszykarz o niestandardowym zestawie talentów, który trudno wpasować do zespołu NBA. Problemem jest słabiutka pozycja negocjacyjna Sixers. Wszyscy wiedzą, że zespół z Pensylwanii musi oddać Simmonsa, bo po prostu zalega on im w salary cap. trudno w takiej sytuacji dostać coś cennego w zamian. Planem Morey’a wydaje się być obecnie wyczekanie Jamesa Hardena, o czym ostatnio pisaliśmy:
Być może jego ewentualne przyjście do Sixers za rok coś zmieni. Może pozwoli Joelowi Embiidowi – jednemu z najlepszych, a być może najbardziej utalentowanemu koszykarzowi ostatniej dekady – powalczyć w końcu o wyższe cele. Niemniej zegar tyka. JoJo ma już prawie 28 lat, o czym łatwo zapomnieć przez to, jak późno zaczął grę. Jego wielki organizm, podatny na kontuzje i narażony na olbrzymie obciążenia, może nie wytrzymać do czterdziestki. Ba – można przypuszczać, że ważący ze 130 kilogramów i mierzący (oficjalnie, w rzeczywistości musi być wyższy) 213 centymetrów chłop, grający niemal jak rozgrywający, mający na koncie historię mniejszych i większych urazów, dość szybko zejdzie z fizycznego prime’u.
Prawda jest taka, że najlepszego Joela Embiida oglądamy niemal na pewno właśnie teraz. teraz, kiedy jego klub stoi w miejscu, nie dając mu żadnych szans na walkę o tytuł mistrzowski. Walkę, na którą zasługuje taki talenciak.