Jimmy Butler: „Jesteśmy zbyt miękcy”. Skąd się biorą kłopoty Heat?
Nie ma obecnie w lidze tak chimerycznego zespołu jak Miami Heat. W sezon weszli raczej słabo. Później, na przełomie lutego i marca, zaliczyli dobrą serię 11-1, by za chwilę znów przegrać 6 razy z rzędu. Kwiecień zaczęli przyzwoicie, od bilansu 6-1 w starciach z przeciętnymi rywalami. Teraz jednak znów wpadli w serię trzech kolejnych porażek i koniec końców cała ta sinusoida się zrównuje, skutkując bilansem 28-28. Chyba jednak nie o to chodziło w tym sezonie Miami Heat, żeby było średnio. Obecnie zajmują dopiero 7. lokatę w konferencji wschodniej, co oznacza, że na dzień dzisiejszy musieliby bać udział w turnieju Play-In, żeby zagrać w Playoffach. Ambicje muszą być większe, kiedy broni się tytułu mistrza konferencji wschodniej.
Głos w sprawie chybotliwej dyspozycji Heat zabrał Jimmy Butler, który od kilka meczów nie mówił nic, stroniąc od wypowiedzi dla mediów. Czarę goryczy przelała jednak chyba porażka z najgorszymi w lidze Timberwolves. Kiedy już zdecydował się odezwać, nie przebierał w słowach:
„To nie jest tak frustrujące dlatego, że dzieje się tak często, tylko dlatego, że już się tego jakby spodziewamy, w złym tego znaczeniu. Mamy wrażenie, że jesteśmy tak dobrym zespołem, a potem rzeczywistość w nas uderza, zostajemy sprowadzeni na ziemię. I jestem wdzięczny, bo to jest to, co robi dla ciebie ta gra. Czy w domu, czy na wyjeździe, niezależnie od przeciwnika – wychodzisz na parkiet myśląc, że jesteś niezły, że jesteś dobry. To się dzieje. Dobrze, że nam się to zdarzyło. Jeśli tego nie naprawimy, to mam nadzieję, że będzie nam się to działo dalej.”
„Nie potrafię odpowiedzieć wam, w którą stronę zmierza zespół. Nie wiem, co pokaże nasza ekipa każdej kolejnej nocy. Jesteśmy po prostu miękcy, to tyle. Nie gramy fizycznie, boimy się kontaktu. Ogólnie miękcy.”
Kiedy nie do końca wiadomo, co nie gra, pierwszym podejrzeniem jest zawsze brak zaangażowania. Ten najczęściej widoczny jest po bronionej stronie parkietu. Z tym, że Heat w defensywie radzą sobie bardzo dobrze. Na przestrzeni całego sezonu jest to 6. obrona NBA, tracąca 109,9 punktu na 100 posiadań. Tyle samo, co Milwaukee Bucks. Pierwsze spojrzenie na statystyki sugeruje, że to ofensywa jest kłopotem – tę w Miami mają dopiero 24. na tle ligi, zdobywając 108,3 punktu na 100 posiadań. Zgadza się – Heat zdobywają mniej punktów, niż ich tracą.
Sporo zrzucić można na karb urazów i nieobecności, które dręczyły zespół przez znaczną część sezonu. Od jakiegoś czasu jednak Heat grają w pełnym składzie – a przynajmniej bez kontuzji istotnych dla rotacji trenera Spoelstry zawodników. No, prawie – Victor Oladipo znów opuścił 4 kolejne mecze, ale on miał być nadwyżką nad i tak już dobrym zespołem. Poza tym, i tak jeszcze nie zdążył pokazać się na Florydzie ze swojej najlepszej strony.
Szybka uwaga statystyczno-rzutowa: Miami Heat są najskuteczniej rzucającym spod samej obręczy zespołem w lidze, trafiając aż 68,4% wszystkich prób. Wszystkich, czyli nie aż tak znowu wielu – pod względem liczby oddawanych spod kosza prób, Heat są dopiero na 23. miejscu. Dla kontrastu: Heat są 6. najczęściej rzucającym za trzy z narożników zespołem w lidze. Są jednak na dopiero 27. miejscu pod względem skuteczności tych rzutów, trafiając ich zaledwie 35,5%. Miejcie to w pamięci, zaraz do tego wrócimy.
Jimmy Butler powiedział dziennikarzom wprost, że wymaga od swoich kolegów więcej gry do obręczy – wskazując bezpośrednio na podstawowego centra, Bama Adebayo:
„Chcę, żeby Bam atakował obręcz, bo nikt nie jest w stanie przeciwko niemu ustać. Nikt przeciwko niemu nie ustoi. Leć – albo wymusisz faul, albo nad kimś zapakujesz. To super. Uwielbiam też, jak trafia z półdystansu, ale on odpuszcza przeciwnikom. Graj twardą koszykówkę. Uwielbiam twardą koszykówkę.”
Adebayo w ogólnym rozrachunku gra najlepszy statystycznie sezon w swojej karierze – notuje średnio 19 punktów, 9,2 zbiórki i 5,2 asysty na mecz. Widać jednak zmianę trendów w jego selekcji rzutowej. Aż 34,9% jego rzutów pochodzi z półdystansu – w minionym sezonie było to tylko 20%. Procent rzutów oddawanych z 3 metrów i bliżej spadł natomiast proporcjonalnie z 78,2% do 63,9%.
To statystyczne niuanse – trudno przyczepiać się do zawodnika, który koniec końców gra dobry sezon i jest jednym z dwóch zdecydowanie najlepszych zawodników zespołu. Są jednak zawodnicy, którzy nie grają dobrego sezonu – grają sezon znacznie słabszy, niż rok temu. Są to zarówno Tyler Herro jak i Duncan Robinson.
Młody duet obwodowych zrobił absolutną furorę w poprzednich rozgrywkach. Tego drugiego, patrząc na jego kosmiczną łatwość w rzucaniu z dystansu, stawialiśmy jako przyszłego najlepszego strzelca za trzy w historii tej gry. Nikt jeszcze nie trafił w NBA 300 trójek w zaledwie 95 meczów. Te rozgrywki to jednak zejście z kosmicznego pułapu. Dziś Robinson rzuca już po prostu bardzo dobrze, na skuteczności 40,8%. Zjazd zalicza też Tyler Herro, który miał być dla Heat kolejną gwiazdą. W swoim drugim sezonie zaczyna napotykać jednak pewne problemy. Może to kwestia kumulacji dwóch bardzo wyczerpujących ze względu na terminarz sezonów, może zwykła ściana, którą musi przebić drugoroczniak. Spójrzcie jednak, jaki regres statystyczny notuje on na przestrzeni tego tylko sezonu:
No dobrze, wróćmy więc do tej rzutowej selekcji i trójek z rogów, które Heat oddają, a których nie trafiają. Można na jej podstawie wysnuć smutną dla Miami tezę – Pat Riley i Eric Spoelstra nie najlepiej się dogadują. Skąd ten pomysł? Już od zeszłego sezonu dość jasnym jest, jak działać ma system ofensywny Heat. To gra oparta na hand-offach i pick’n’rollach na szczycie, która może dobrze funkcjonować, jeśli gra jest rozciągana przez strzelców, do których odegranie piłki jest sensowną opcją. Pat Riley – wiadomo nie od dziś – za wszelką cenę zamierza unikać tankowania, przebudowy i tego rodzaju nieprzyjemności. Zależało mu więc na tym, by w offseason i trade deadline wzmocnić zespół, by utrzymać zeszłorocznych Finalistów w walce o najwyższe cele. Trochę roboty wykonał – mamy dziś w rotacji Heat nieco innych zawodników – można pokusić się o stwierdzenie, że jest w niej trochę więcej talentu. Jaki jest to jednak talent? Cóż, głównie defensywny. Riley zachwycał się tym, jak elitarnym drużynowym obrońcą jest Andre Iguodala, kiedy sprowadzał go z Memphis:
„Wiemy, że Andre jest elitarnym obrońcą na piłce, od pozycji 1 aż po 4, jest obrońcą mądrym… Był częścią jednej z najlepszych defensyw w Golden State, pomógł im zdobyć tytuł. Jest zwycięzcą, zawodowcem. Myślę, że razem z Jimmym [Butlerem] i Udonisem [Haslemem] będą świetni w szatni.”
Nie ma w tych słowach kłamstwa. Oprócz Iguodali, Riley sprowadził innych skrzydłowych defensorów, jak Trevor Ariza i Victor Oladipo (bardziej 1/2 niż 2/3, ale wciąż wingman). Czy to było to, czego potrzebował w swojej układance Pat Riley? Wygląda na to, że nie do końca, biorąc pod uwagę słabe strony tych wszystkich zawodników. Skuteczność z dystansu wingmanów Heat nie prezentuje się najlepiej:
zawodnik | liczba 3PA | 3P% |
---|---|---|
Duncan Robinson | 8,5 | 40,8% |
Trevor Ariza | 4 | 36,7% |
Andre Iguodala | 3,1 | 32% |
KZ Opala | 1,4 | 29,7% |
Victor Oladipo | 4,3 | 23,5% |
Jimmy Butler | 2 | 23,2% |
Jimmy Butler może jest w tej tabeli trochę na wyrost biorąc pod uwagę, jak często to on prowadzi grę. Niemniej jednak widać dosyć wyraźnie, że strzelecko nie jest na skrzydłach najmocniej. Siłą rzeczy jednak, trójki z rogów są w systemie trenera Spoelstry często oddawanymi rzutami. Po pick’n’rollach, czy hand offach na linii rozgrywający-center, na których skupia się w środku pola defensywa rywali, odegranie piłki na obwód często jest podstawowym rozwiązaniem. Tam stoją… Dobrzy obrońcy, którzy jednak nie zamieniają zbyt wielu z takich podań na punktu.
Heat potrzebują więcej siły ognia, której na tym etapie sezonu już chyba nie sposób dodać do rotacji.
Dziś wieczorem ważny mecz przeciwko Nets – warto go sobie włączyć, bo zaczynają granie o przystępnej godzinie: