Jeremy Sochan wysoko w mockach – w końcu kolejny Polak w NBA?
Niespełna rok temu w reprezentacji Polski zadebiutował młody, 17-letni wówczas chłopak, Jeremy Sochan. Ten wychowany w Wielkiej Brytanii koszykarz został najmłodszym w historii reprezentantem naszego kraju, od razu wychodząc w pierwszym składzie i zdobywając 18 punktów. Narobił wówczas szumu:
Przez rok sytuacja dość dynamicznie się rozwinęła. Z niemieckiego Ratiopharm Ulm trafił do Baylor – czołowej uczelni w lidze NCAA, która w tym sezonie broni krajowego tytułu. Ba, Jeremy Sochan nie tylko 'jest’ w czołowej ekipie NCAA, ale też z powodzeniem gra w niej spore minuty. Jak do tej pory w 16 spotkaniach (ostatnich kilka opuścił z powodu urazu kostki – wrócił dopiero minionej nocy) przez średnio 21,8 minuty na mecz notuje 7,8 punkty, 5,7 zbiórki, 1,9 asysty, 1,2 przechwytu i 0,8 bloku. Nie jest liderem – pierwszą, czy nawet drugą opcją. Niczego mu to jednak nie ujmuje – przed nim w rotacji znajduje się kilku bardziej doświadczonych zawodników, będących już na 3. czy 4. roku. Sochan ma dopiero 18 lat – w jego wielu tylko nieliczni są w NCAA liderami swoich zespołów.
Wygląda na to, ze scouci doceniają to, co w swoim czasie gry robi Jeremy Sochan. Już teraz znajduje się on naprawdę wysoko w kilku mockach draftowych. Portal Tankathlon plasuje go obecnie na 19. miejscu draftu, który odbędzie się już za kilka miesięcy. Na tym samym miejscu znajduje się w mocku portalu mynbadraft.com. Strona nbadraftroom.com ma go na 27. pozycji, a szanowany serwis NBADraftNet na aż 11. pozycji, ale dopiero draftu 2023. Niezależnie od pozycji, konkluzja jest jedna – Jeremy Sochan pojawia się w rozważaniach draftowych i to wysoko. Na tyle wysoko, że już teraz trudno wyobrazić sobie, by miał spaść poniżej 60. wyboru. Sianie hurra-optymizmu przeważnie nie jest najlepszym pomysłem, ale… Czy to dobry moment, by napisać, że kolejny Polak w NBA to już kwestia czasu?
Przyjrzyjmy się trochę dokładniej elementom, którymi Sochan już teraz imponuje, oraz takimi, które mogą budzić pewne obawy.
Przede wszystkim, Sochan to na tym poziomie rozgrywkowym świetny obrońca. Mierząc 206 centymetrów wzrostu, wygląda na naprawdę dużego na tle swoich rywali. Choć jest on nominalnym skrzydłowym, spędza też minuty w roli centra i wywiązuje się ze swoich obowiązków bardzo dobrze. Przy intensywności i atletyzmie rywali na poziomie NCAA, jest w stanie z powodzeniem kryć wszystkich, od pozycji 1 aż do 5. Przejmuje krycie, jest w stanie ustać na nogach przed kozłującymi, świetnie przewiduje linie podań.
Jego wpływ na grę defensywną zespołu widać gołym okiem, a udowadniają to statystyki. Jego DefensiveRating wynosi 81,1 – to liczba punktów, jakie z nim na parkiecie Baylor traci w przeliczeniu na 100 posiadań. Wyższy ma w Baylor tylko Mathew Mayer (doświadczony zawodnik grający już 4. sezon w NCAA). Wskaźnik Sochana jest 17. w całej lidze – imponujący nie tylko ze względu na to, że to pierwszoroczniak, ale też na to, że jego OffensiveRating wynosi przy tym naprawdę wysokie 117,7, co nie jest takie oczywiste u kilku zawodników o lepszym od niego ratingu defensywnym. Wśród freshmanów jest to wynik z top3:
Jeremy nie jest nominalnym centrem – to skrzydłowy, mający dobry przegląd pola, potrafiący zakozłować – a jednak imponuje jego gra na deskach. W przeliczeniu na 36 minut zbiera aż 9,4 piłki, co dla zawodnika, który w statystykach jest formalnie określany nawet mianem rzucającego obrońcy, jest naprawdę imponującym wynikiem.
Bo choć Sochan bywa nominalnym centrem, czy silnym skrzydłowym, nie jest zawodnikiem, któremu dorzuca się piłkę pod kosz – w żadnym wypadku. Z piłką w rękach potrafi znajdować on partnerów, także w koźle. Zazwyczaj młodym zawodnikom, debiutującym na danym poziomie rozgrywek, wybacza się popełniane straty, kiedy ich zadaniem jest kreowanie gry. Sochan jednak, mimo zaledwie 18 lat na karku, wcale nie popełnia wielu strat. 1,3 straty na mecz przy 1,9 asysty to naprawdę przyzwoity rezultat. Jest to proporcja niemal identyczna, jak notowana w tym sezonie NBA przez takich zawodników jak Gary Harris, Evan Fournier, czy Kentavious Caldwell-Pope. Nie są to żadne gwiazdy, ale solidni weterani – porównanie do nich dla zawodnika na tym etapie kariery co Sochan to niezły prognostyk na przyszłość.
Są oczywiście pewne obawy, związane z grą Jeremy Sochana. Przede wszystkim nie jest on najlepszym strzelcem na tym etapie kariery. Trafia co prawda przyzwoite 36,1% rzutów z dystansu, ale to tylko 2,2 próby na mecz. Co więcej, alarmująca jest jego skuteczność na linii rzutów wolnych, wynosząca tylko 54,3% (których nie wymusza też przesadnie dużo, bo 2,2 na mecz). To o tyle niepokojące, że scouci często właśnie na podstawie postawy zawodnika na linii rzutów wolnych oceniają, na ile są w stanie w toku dalszej pracy z zawodnikiem poprawić jego rzut z gry.
Słabsze mecze Sochan przeplata jednak lepszymi. Miewał występy ze skutecznością 0/3 z dystansu, a miewał też takie, gdzie trafiał bardzo efektywne 3/6:
Skupić należałoby się jednak na pozytywach – bo te są i to bardzo wyraźne. Jeremy ma kilka cech, których nie sposób się nauczyć, jak jego warunki fizyczne, wzrost, zasięg ramion; oraz takie, których nauczyć się wyjątkowo trudno, jak defensywny instynkt, motoryka, przegląd pola. Ludzie w NBA nie od dziś wiedzą, że jeśli wybierają w drafcie zawodnika nie z myślą o tym, by został ich pierwszą opcją i gwiazdą na lata, a po to, by zdobyć dobrego zadaniowca, a w perspektywie nawet 3-4 opcję i gracza pierwszej piątki, muszą rozglądać się za zawodnikami wszechstronnymi, na obie strony parkietu. Jeremy Sochan jest takim zawodnikiem. Albo inaczej – jest młodym, utalentowanym koszykarzem, który stanie się takim zawodnikiem, co ułatwi mu praca ze sztabem trenerskim któregoś z zespołów NBA. Tego mu z całego serca życzymy.