James Wiseman: Chłopak, który dopiero się uczy
Jak radzą sobie na starcie sezonu debiutanci? Taki Isaac Okoro na przykład już jest podstawowym zawodnikiem Cavs, grając po 37 minut na mecz. Tyrese Haliburton zgodnie z oczekiwaniami wygląda w Kings jak stary wyjadacz. Cole Anthony zaskakująco jest bardzo istotny dla ofensywy Magic. Są zawodnicy, którzy wyglądają dobrze, ale żaden z nich nie robi takiego szału, jak James Wiseman w Golden State Warriors.
Zaszły w GSW pewne zmiany – to już nie ten zespół, który jeszcze przed dwoma laty był ścisłą ligową czołówką. Dziś wracający po kontuzji Curry nie ma obok Klay’a Thompsona, zdrowie Draymonda Greena zabrało mu już sporo, a grający wokół zadaniowcy to zdecydowanie nie jest ta sama półka. W przypadku ekip o tak doświadczonym trzonie, naturalnym jest myśl o przyszłości. Naturalnym wydaje się też chyba, że tej przyszłości Warriors nie wiążą z Andrew Wigginsem i Kellym Oubre. Duet 25-letnich skrzydłowych kosztuje klub sporo kasy w salary cap, ale wydawało się, że mogą być oni fajnym uzupełnieniem tego trzonu w osobach Curry’ego i Greena. Zwłaszcza Oubre, który ma za sobą bardzo udany sezon w Suns (18,7 punktu na mecz, najlepsze w karierze 35,2% za trzy, dobra defensywa), a na dzień dzisiejszy w Golden State trafił 1/21 rzutów z dystansu. Kontrakt Oubre kończy się po sezonie, a pozostałe dwa lata Wigginsa trzeba będzie pewnie spróbować wymienić – przyszłość tkwi bowiem w Jamesie Wisemanie – zdają się to wiedzieć wszyscy, mimo że chłopak zagrał dopiero sześć meczów w koszykówce na poziomie wyższym niż licealny.
Kilka ciekawych zdań powiedział na jego temat Draymond Green:
„Mówiłem wam wszystkim już po pierwszym dniu, że on będzie naprawdę wyjątkowy. Mówiłem wam o tym. (…) A najzabawniejsze, czy najciekawsze w tym wszystkim co robił w swoich pierwszych meczach jest to, że on nie ma zielonego pojęcia co właściwie tak naprawdę robi. To wyjątkowe. On nie zna nawet podstaw. I nie jest to niczyją winą. Wiesz, dzieciak zagrał trzy mecze w NCAA, przyszedł właściwie prosto z liceum. Są więc pewne konkretne rzeczy, o których nie ma pojęcia jak je robić. Prawda jest taka, że jest z powrotem na parkiecie dopiero od tygodnia, więc te wszystkie rzeczy przyjdą z czasem. Ale widząc te wszystkie rzecz, które robi nie mając pojęcia co robi – to bardzo ekscytujące być częścią tego i móc pomóc nakierować go w odpowiednim kierunku. Bo on ma naprawdę szansę [być kimś wyjątkowym].”
Wyjątkowe, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Wiseman spędził z resztą ekipy nieco ponad tydzień – w końcu z powodu pozytywnego testu na COVID opuścił skrócony obóz przygotowawczy. Już teraz jednak – pod nieobecność kilku innych podkoszowych – stał się czwartym najczęściej grającym zawodnikiem w rotacji, trzecim najlepszym strzelcem ze średnią 12,5 punktu, 5,8 zbiórki i 1,5 bloku – wszystko to w dość skromne jednak 23,5 minuty. Trener Steve Kerr gra na starcie sezonu wyjątkowo szeroką rotacją – aż dwunastu zawodników spędza na parkiecie więcej niż po 10 minut na mecz. Wynika to w dużej mierze z faktu, że do tej pory tylko jeden ich mecz miał wyrównaną końcówkę – nie zmienia to faktu, że Kerr nie boi się na Wisemana stawiać.
Akcja z ostatniego meczu: wyczekanie na blok, zbiórka, kozioł przez całe boisko, wsad po eurostepie. Wszystko to przy wzroście 216 centymetrów:
Może nie było to najbardziej dynamiczne na świecie, ale kto przy zbliżonych choćby warunkach robi takie rzeczy? Do głowy przychodzi tylko Giannis Antetokounmpo, który w pierwszym roku nie był jeszcze wcale tak imponujący, jak Wiseman jest teraz. Nie zachodzi tu wniosek, że Wiseman będzie lepszy – ale ma niesamowity potencjał.
Spośród wszystkich debiutantów, Wiseman ma jeden z wyższych wskaźników usage% – a więc procent akcji zespołu, które kończą się rzutem, stratą, bądź wymuszeniem faulu przez danego zawodnika, kiedy jest na parkiecie. Wynik zbliżony do jego 22,3 mają choćby LaMelo Ball (22,9), czy Anthony Edwards (23,3). Wynik Wisemana jest jednak o tyle imponujący, że nie tylko jest podkoszowym (kozłującym łatwiej o wysoki usg%), ale też zawodnikiem pierwszej piątki – gra więc razem z najlepszymi zawodnikami w rotacji swojego zespołu. Mimo tego tak wiele akcji kończy się w jego rękach. Steve Kerr nie boi się rzucać odpowiedzialności na swojego młodego podopiecznego:
„Jesteśmy jeszcze tak wcześnie w tym procesie… Spędziliśmy z nim zaledwie 10 dni. Ale bez wątpienia jest on centralnym punktem naszej przyszłości, w kontekście tego, jak budujemy zespół ze Stephem, Klay’em i Draymondem, czyli weteranami których mamy. Mogę już teraz wrzucać Jamesa do tego – jest dużą częścią tej układanki. Oznacza to, że musimy z niego korzystać tak często, jak to tylko możliwe.”
To bardzo fajne i budujące, że już teraz, praktycznie bez doświadczenia w zorganizowanej koszykówce, Wiseman próbuje tak wielu rzeczy w ataku. Nie ogranicza się do rolowania pod (nad) obręcz, ale szuka też rzutów z półdystansu, dystansu – nie boi się wychodzić ze strefy komfortu. Nawet kiedy czasem śmiesznie nieporadnie wygląda to, jak zapomina żeby wyjść obiema nogami za linię za trzy… To oddaje te rzuty i wyglądają one obiecująco! Po wywalczonej zbiórce nie oddaje natychmiast do najbliższego kolegi – sam wchodzi w kozioł i napędza kontrę. Często jeszcze wynika z tego niewiele wnoszące wpadnięcie w gąszcz obrońców, ale ta odwaga z w połączeniu z fantastycznymi warunkami fizycznymi może go szybko i daleko zaprowadzić.
Bo warunki fizyczne Wiseman ma kosmiczne. Debiutanci często mają to do siebie, że wchodząc do ligi są fizycznie słabsi od starszych rywali i muszą to nadrobić na siłowni, nabrać masy i pewności siebie. Wiseman na starcie jest większy od… Od właściwie wszystkich: 216 centymetrów wzrostu i to wcale nie przy chudziutkiej sylwetce, plus prawie 230 centymetrów zasięgu ramion. Ten zasięg pokrywa w defensywie mnóstwo przestrzeni. To nie przypadek, że już teraz, kiedy James Wiseman jest na parkiecie, rywale zdobywają o 18,5 punktu na 100 posiadań mniej. Oczywiście, próbka jest niewielka, a na wynik wpływa fakt, że w tej chwili nie bardzo ma on jakiegoś sensownego zmiennika na centrze. Nie zmienia to jednak faktu, ze te skrzydła robią robotę. Nawet, jeśli jeszcze nie zawsze odpowiednio szybko reaguje na wydarzenia na boisku i gdzieś się spóźni:
To jednak najpewniej kwestia odruchów, instynktownego czytania gry, które przychodzi wraz z ilością rozegranych meczów. Choć nie zawsze czyta wszystko na czas, nie zawsze rozumie defensywne rotacje, ma czucie do obrony obręczy i wie gdzie wystawić swoją dalej-dalej-rękę-gadżeta:
Zaskakującym jest, że przy swoim rozmiarze i mobilności, nie radzi sobie już teraz lepiej na deskach. Notuje średnio 5,8 zbiórki na mecz – w samych tylko Golden State Warriors jest trzech lepiej zbierających zawodników, w tym dwóch skrzydłowych. Zbiórki jednak wynikają nie tyle z samych warunków fizycznych, ale odpowiedniego ustawienia, zastawienia. Na tym etapie kariery Wiseman jest baaardzo surowy pod względem ustawiania się, rotacji defensywnych, zmian krycia. Można odnieść wrażenie, że uczy się na naszych oczach z każdym kolejnym posiadaniem. Tu ładny obrazek, jak po zawalonej akcji w obronie porozumiewawczo patrzy na sztab trenerski dając do zrozumienia, że wie, że to jego błąd. Bardzo chce pokazać – zauważyłem, rozumiem, poprawię się:
Warriors od początku sezonu rozczarowują. Już po kilku meczach można obstawiać, że to nie będzie w tym sezonie drużyna z szerokiej czołówki. Warto jednak oglądać ich mecze w miarę regularnie. Może nie każdy, ale co jakiś czas. To, że oglądanie Wisemana jest przyjemne dla oka to jedno – drugą rzeczą jest fakt, że to może być największy koszykarski postęp dokonany przez zawodnika w przeciągu jednego sezonu. Jeśli plusowym zawodnikiem na poziomie NBA jest już teraz, po kilku zaledwie meczach w zorganizowanej koszykówce i bez wyrobionych instynktów, to jak będzie wyglądał po pełnym sezonie gry w najlepszej lidze świata?