Isaiah Whitehead: Byłem ignorantem. Wiele rzeczy robiłem źle [WYWIAD]

Isaiah Whitehead: Byłem ignorantem. Wiele rzeczy robiłem źle [WYWIAD]

Isaiah Whitehead: Byłem ignorantem. Wiele rzeczy robiłem źle [WYWIAD]
Isaiah Whitehead / foto: Andrzej Romański / PLK

– Gdy przyjechałem do Europy, to grałem i myślałem po amerykańsku. Kłóciłem się z trenerami, walczyłem z nimi, próbowałem forsować swoje pomysły. Byłem młody i wszystko wiedziałem najlepiej. To było głupie myślenie. Byłem takim koszykarskim ignorantem. Teraz jestem inny. Chcę ze Śląskiem zdobyć mistrzostwo – mówi Isaiah Whitehead, gracz Śląska Wrocław.

Karol Wasiek: Czy to prawda, że swój pierwszy mecz o stawkę w Europie rozegrałeś właśnie w Gdyni?

Isaiah Whitehead, zawodnik WKS Śląsk Wrocław: Masz dobrą pamięć! (śmiech) Tak, to prawda. Mówiłem kolegom w szatni przed meczem: “ja tu już byłem kilka lat temu”. Marcel Ponitka dorzucił: “graliśmy przeciwko sobie”. Zabawna sytuacja. Gdy wszedłem do hali, to wszystkie wspomnienia wróciły z tamtego wydarzenia. To było spotkanie Arki z Lokomotiwem Krasnodar w EuroCupie. Moje pierwsze w tych rozgrywkach.

To było 2 października 2018 roku, więc ponad sześć lat temu. Zdobyłeś wtedy 17 punktów, a Lokomotiw wygrał 80:73. Jak tamten Isiah Whitehead różni się od tego obecnego?

To dwie różne postacie. Przeszedłem ogromną metamorfozę. Gdy przyjechałem do Europy, to grałem i myślałem po amerykańsku. To całkowicie inny styl grania. Kłóciłem się z trenerami, walczyłem z nimi, próbowałem forsować swoje pomysły. Byłem młody i wszystko wiedziałem najlepiej. To było głupie myślenie. Byłem takim koszykarskim ignorantem.

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że robiłem wiele rzeczy źle. Przyznaję się do wielu błędów i też chciałbym za to przeprosić ludzi, których poniekąd skrzywdziłem.

To był długi proces, ale w końcu zrozumiałem, że muszę się zmienić, by wskoczyć na wyższy poziom.

Kiedy był ten moment przełomowy?

Gdy zdałem sobie sprawę, że Europa to moje miejsce koszykarskie. To moja rzeczywistość. Tu jest sobą i muszę być jak najlepszą wersją siebie.

Nie ukrywam, że wcześniej myślałem, że w Europie jestem tylko na chwilę i zaraz wrócę do NBA. Miałem w głowie takie myśli: “pojadę na Ligę Letnią i gdzieś złapię kontrakt”. Teraz już nie mam takich myśli. W mojej głowie jest tylko gra w Europie. Akceptuję to i doceniam. Każdy sezon jest dla mnie dużym wyzwaniem.

Jak oceniasz swoją europejską karierę?

Myślę, że ostatnie 3-4 lata nie potoczyły się po mojej myśli z różnych względów. Ale powtórzę jeszcze raz to, co powiedziałem przed chwilą: jestem teraz inną osobą. Dojrzałem pod kątem mentalnym, ale też sporo się nauczyłem pod kątem koszykarskim. 

Dlaczego zawodnik, który ma na swoim koncie 89 meczów w NBA i grę w wielu dobrych ligach europejskich, zdecydował się na występy w Śląsku Wrocław?

Tradycja! Chciałem grać dla klubu, który w swoim DNA ma zwyciężanie. Śląsk to ma. Do tej pory w swojej karierze nie grałem w takim zespole. Byłem oczywiście w dobrych i mocnych klubach, ale nie miały tego, co ma Śląsk. Czyli ogromną chęć wygrywania i dużą presję ze strony kibiców. Czuję to każdego dnia. Potrzebowałem czegoś takiego w karierze. Chciałem rzucić sobie wyzwanie i być w wymagającym miejscu, gdzie każdy mecz ma znaczenie. Uważam, że poczucie tej odpowiedzialności za wyniki sprawiło, że wskoczyłem – już na samym początku sezonu – na wyższe obroty.

Oczywiście jest jeszcze przestrzeń do poprawy, ale jestem pozytywnie zbudowany tym, jak to wygląda. Chcę dać kibicom Śląska dużo powodów do radości i pokazać, że jestem graczem, który walczy o każdy centymetr boiska. Czuję ich wsparcie w każdym meczu i chcę im to oddać na parkiecie. Do Wrocławia przyjechałem po mistrzostwo Polski!

Jak oceniasz współpracę z trenerem Miodragiem Rajkoviciem? W kuluarach można usłyszeć, że jest bardzo wymagający i zwraca uwagę na każdy najmniejszy detal.

Jest wymagający, to fakt, ale jak na razie nasza współpraca układa się. Jest ok. Czasami tak jest, że ludzie z boku, gdy widzą, że trener się wydziera i ustawia, to myślą, że relacje z zawodnikami nie są dobre. A tego w tym przypadku powiedzieć nie można. Doceniam jego poświęcenie i zaangażowanie. To człowiek, który kocha koszykówkę. To jego pasja. To mi się w nim bardzo podoba.

To też facet, który rozumie, co oznaczają słowa: “praca pod presją”. I każdego dnia nam tłumaczy, jak sobie z tym radzić i jak być najlepszą wersją siebie. Daje dużo wskazówek i rad. To duża wartość. Widać, że jest trenerem doświadczonym, który był w wielu miejscach i sporo widział.

Jak oceniasz pierwsze tygodnie w wykonaniu Śląska Wrocław?

Początek sezonu w wykonaniu zespołów to niemal zawsze jest sinusoida. Bierze się to z tego, że drużyny są nowe i są na etapie poznawania i zgrywania się. W Śląsku jest podobnie. Z zeszłego sezonu zostało tylko kilku zawodników. Reszta jest nowa i potrzeba czasu, by to wszystko kliknęło. Ale – co może cieszyć – ten nowy Śląsk ma na swoim koncie tytuł. Triumf w Superpucharze Polski jest sporym osiągnięciem i dobrym prognostykiem na kolejne miesiące.

Po Superpucharze przyszły jednak dwie porażki z rzędu… Ta w Gliwicach była mocno zaskakująca. To był bardzo słaby mecz w waszym wykonaniu. Jak można to wytłumaczyć?

Zgadzam się z tym, że taki mecz nie powinien się nam przydarzyć. To był fatalny występ. Nie lubię szukać wymówek i usprawiedliwień, ale na początku sezonu mieliśmy bardzo napięty terminarz. Rozegraliśmy 5 meczów w 10 dni i po prostu byliśmy zmęczeni. To było widać w naszych poczynaniach. Nie byliśmy odpowiednio zrelaksowani i wypoczęci. Teraz – po meczu z Arką – mieliśmy kilka dni przerwy i mam nadzieję, że w starciu z Rytas pokażemy jak najlepszą koszykówkę.

Isaiah Whitehead to rozgrywający czy bardziej gracz z pozycji numer dwa? Na której pozycji czujesz się najlepiej?

Mogę grać na każdej pozycji! (śmiech) W swojej grze najbardziej lubię to, że mogę bronić zawodników z pozycji 1-2-3-4. To duży bonus dla zespołu. Nie ukrywam, iż czuję dumę z tego powodu, że jestem w stanie rzucić każdemu wyzwanie na parkiecie. Także większym od siebie zawodnikom. Jestem z Nowego Jorku, a tam jest prosta zasada!

Jaka?

Nie możesz pozwolić rywalom na łatwe zdobywanie punktów. To jest niedopuszczalne w słowniku koszykarskim ludzi pochodzących z Nowego Jorku. Uwielbiam rywalizować. Nawet jeśli ktoś zdobędzie na mnie punkty, to chcę mieć takie poczucie, że zrobiłem wszystko, by utrudnić rywalowi życie i zmusiłem go do trudnego rzutu. Defensywa pokazuje twoją tożsamość jako koszykarza.

Wracając jeszcze do pytania o pozycję. Uważam, że koszykówka w dzisiejszych czasach jest multipozycyjna, a trenerzy odeszli od standardowego nazewnictwa. Zawodnicy są bardzo wszechstronni i mogą swobodnie grać na 2-3 pozycjach. Najważniejsze jest to, by korzystać ze swoich atutów.

Usłyszałem, że na co dzień nie oglądasz aż tak dużo meczów koszykówki.

Tak, to prawda. W domu staram się poświęcać jak najwięcej czasu swojej partnerce i dzieciom. W ten sposób mogę się zrelaksować i nieco zdystansować od koszykówki, co uważam, że jest bardzo potrzebne. Nie jest tak, że przychodzę do domu i zaczynam myśleć o rzuconych punktach czy popełnionych stratach czy o tym, kto gra w Monaco czy w Panathinaikosie. Nie używam też za dużo mediów społecznościowych. Staram się odciąć od tego.

Ale ostatnio – czym mnie mocno zaskoczyłeś – podałeś tweeta z wiadomością o transferze Aleksandra Wiśniewskiego do Górnika Wałbrzych.

Olek to mój gość! Jestem szczęśliwy, że poszedł do Górnika i będzie tam grał! W Śląsku był nieco sfrustrowany swoją sytuacją, ale zachowywał profesjonalizm. Zawsze trenował, był przygotowany. Uwierz mi, że wiele młodych ludzi poszłoby w innym kierunku, gdyby było w takiej sytuacji. Dlatego bardzo go cenię i życzę mu wszystkiego najlepszego!

Victor Wembanyama zostanie MVP sezonu zasadniczego? Możesz postawić na to po atrakcyjnym kursie w Totalbet!
kurs z dnia: 13.10.2024
Kurs: 20
Odbierz
+18 tylko dla osób pełnoletnich, pamiętaj że hazard uzależnia, graj odpowiedzialnie.