Hawks są zaskakująco mocni, Clippers mają problemy, tankowanie z ludzką twarzą Magic

Hawks są zaskakująco mocni, Clippers mają problemy, tankowanie z ludzką twarzą Magic

Hawks są zaskakująco mocni, Clippers mają problemy, tankowanie z ludzką twarzą Magic
Photo by Todd Kirkland/Getty Images

Jak to czasami bywa – kilka szybkich (mniej lub bardziej) strzałów z ostatnich dni w NBA. Spostrzeżenia, analizy, hot tejki:

Hawks są gorący

Za dwa-trzy tygodnie nikt nie będzie już tego pamiętał, ale to właśnie Atlanta Hawks zaserwowali pierwszą porażkę najdłużej niepokonanej w tym sezonie ekipie, czyli Milwaukee Bucks. Będąc szczerym, mocno mnie tym faktem zaskoczyli. Przede wszystkim dlatego, że dokonali tego pod nieobecność Trae Youga, co wydawało się, że bardzo wyraźnie ograniczy ich spacing, kiedy pierwszą opcją jest Dejounte Murray. Hawks faktycznie nie trafili w tym spotkaniu wielu rzutów z dystansu, ale wygrali przede wszystkim defensywnych schematem, zrealizowanym z odpowiednią dawką zaangażowania i skupienia. Choć Hawks już do tego momentu grali bardzo dobry start sezonu, to był element, którego nieco brakowało.

Świetną robotę w bezpośredniej obronie na Giannisie zrobił przede wszystkim Clint Capela, grając w nieco nietypowej dla siebie roli, często jako pierwsza linia defensywy na piłce:

Zespół był jednak bardzo sprawny w obronie jako całość. Przytomnie rotowali bardzo młodzi gracze zadaniowi, jak Jalen Johnson, czy AJ Griffin:

Ofensywa już jest na miejscu. Hawks pomimo oddawania sumarycznie dość niskiej liczby trójek, notują bardzo dobre 116,5 punktu na mecz na solidnej skuteczności. To efekt połączenia wysokiego tempa gry (aż 101,64 posiadania na mecz) z grą skupioną na dostawaniu się do obręczy. Capela/Okongwu/Collins to świetni rolujący, mający do dyspozycji dwóch dobrych playmakerów w osobach Younga i Murray’a. Dejounte Murray z resztą sam ma bardzo mocny ciąg do obręczy. Mimo wszystko jest na taką grę miejsce. Znów – Hawks nie oddają wielu trójek, ale mają wielu graczy, którzy mogą to robić. Na tym polega właśnie spacing – stwarzanie potencjalnego zagrożenia. Tu nieocenioną robotę robi Trae Young, który zaskakująco (w moich oczach) łatwo zgodził się na oddanie dużej części posiadań na piłce Murray’owi, podczas gdy sam biega po narożnikach boiska jak jakiś zadaniowy strzelec. W zeszłym sezonie tylko 23,3% trójek Younga trafianych było po podaniach kolegów, a nie po koźle. W tym sezonie to już aż 50%:

Można było spodziewać się, że przyjście Murray’a uczyni z Hawks lepszy zespół. Trudno było jednak oczekiwać, że uda im się tak szybko poukładać w ramach nowej formuły ofensywnej. Hawks są mocni i są fun to watch.

Clippers wcale nie wychodzą na prostą

Gdyby na sucho spojrzeć na tabelę konferencji zachodniej, trudno byłoby domyślić się, że Clippers mają tak duże powody do niepokoju, jak w rzeczywistości mają. Z bilansem 6-5 zajmują sobie solidne 7. miejsce, nie będące takie złe, biorąc pod uwagę, że nie ma Kawhi Leonarda, a Paul George zmagał się z chorobą. Błąd. Clippers wygrali 4 z 5 ostatnich meczów tylko dlatego, że trzy z tych starć to mecze przeciwko Spurs i dwukrotnie Rockets. Późniejsza wygrana z Cavaliers do dopiero pierwsza jaskółka, która niekoniecznie czyni wiosnę (patrzę za okno i dopada mnie immanentny jesienny smutek, kiedy piszę słowo 'wiosna’).

Clippers mają ogromny ofensywny problem, wzmagany tym, jak skonstruowana jest ich rotacja. To jest skład niski. Mają, owszem, dobrego, wysokiego centra w postaci Ivicy Zubaca, oraz solidnego silnego skrzydłowego w osobie Marcusa Morrisa. Skład LAC przepełniony jest jednak niskimi zawodnikami, jak Coffey, Jackson, Wall, Kennard, Mann, czy nawet Powell. To wszystko są 'jumpshooterzy’ – gracze, którzy będą szukać rzutu z wyskoku. Okazuje się, że nie ma komu atakować z piłka obręczy. Clippers oddają tylko 31 rzutów na mecz z odległości 2,5 metra od kosza lub bliższej. To 29. wynik w lidze, wyprzedzający tylko Sixers. W przeciwieństwie jednak do Sixers, Clippers nie wymuszają też rzutów wolnych. Tych oddają oni najmniej w całej lidze, bo poniżej 20 na mecz (19,8). Kiedy zawodnik Clippers dostaje piłkę, istnieje duża szansa, że możesz zaatakować go close-outem, nie ryzykując, że pojedzie z piłka do obręczy:

Ofensywę opartą na szukających rzutów z wyskoku niskich graczach dałoby się jakoś obronić, gdyby dobrze działała dystrybucja piłki. Z tym Clippers mają jednak spore problemy. Te ostatnie kilka meczów ze słabszymi rywalami poprawiło statystykę, ale jeszcze jakiś czas temu Clippers popełniali stratę średnio w ponad 17% wszystkich swoich posiadań – było to oczywiście wynikiem najgorszym w lidze.

Mamy więc zespół skrojony pod grę opartą na rzucaniu, który nie trafia rzutów, ma problem ze znalezieniem pozycji, a do tego zmaga się z tymi wszystkimi problemami, z którymi muszą się mierzyć niższe ekipy, jak słabe zabezpieczenie zbiórki. Ofensywa jest przewidywalna, prosta, nie ma w niej wiele ruchu bez piłki. Źle to wygląda. Nie do tego przyzwyczaił nas w zeszłym sezonie trener Tyronn Lue.

Orlando Magic – tankowanie na wesoło

Czy Wy widzieliście jak wygląda debiutant Paolo Banchero?! Możliwe, że nie, bo oglądanie Orlando Magic z bilansem 2-9 to nie jest pierwsza rzecz, jaka przychodzi do głowy kibica NBA. Jest ponad 20 innych drużyn, po które pewnie chętniej sięgniesz wieczorem czy w nocy. Magic jednak – pomimo ordynarnego tankowania – naprawdę przyjemnie się ogląda. W dużej mierze za sprawą tego chłopaka:

Jego repertuar zagrań ofensywnych powala, a on sam – wbrew pewnym wcześniejszym obawom – bardzo dobrze wygląda pod względem fizycznym na tle zawodników NBA. Banchero wygląda jak przyszły franchise player.

Wokół niego też jest wesoło. Jak wczesny kandydat do nagrody Most Improved Player wygląda na tym etapie sezonu Bol Bol. Jeszcze w zeszłym sezonie grał ogony. Ze średniej 6 minut na mecz wskoczył jednak na poziom prawie 23 minut, wywalczył sobie miejsce w pierwszej piątce i czaruje swoimi długimi jak zimowe wieczory kończynami:

Bol Bol nie notuje imponujących liczb, bo średnie 11 punktów i 7 zbiórek na mecz to nic wielkiego, nawet w akompaniamencie 2 bloków. Trochę większe wrażenie robi to w przeliczeniu na 36 minut – to już 18 punktów, 11 zbiórek i 3,5 bloku. Zwłaszcza te bloki i w ogóle cały aspekt defensywny robią wrażenie. Bol Bol przewodzi lidze pod względem procentowej liczby akcji rywala, którą udaje mu się zakończyć blokiem. Wskaźnik ten wynosi dla niego aż 9%. Dla porównania drugi Nic Claxton ma już tylko 7,2%. Przepaść. Ta obrona wychodzi jednak dalej, niż obręcz. Bol Bol kontestuje 3 rzuty za trzy na mecz. o tylko 0.2 mniej, niż choćby Alex Caruso, Kevin Durant, czy RJ Barrett. Bol Bol jest wszędzie:

Bol Bol rozwija też swój repertuar ofensywny. Jako mierzący 218 cm patyczak, coraz pewniej radzi on sobie w koźle. W zeszłym sezonie wszystkie trafione przez niego rzuty za dwa punkty oddane były po asyście kolegów. W tym sezonie jest to tylko 51,1 % prób – resztę wypracowuje sobie sam, po koźle:

Bol Bol świetnie wpisuje się zresztą w ogólna koncepcję, jaką stosują Orlando Magic przyszłości. Maksyma jest prosta – im więcej wzrostu, tym lepiej. Spośród najczęściej grających line-upów Magic, jednym z najlepszych jest ten:

T. Ross (SF)
F. Wagner (PF)
P. Banchero (PF)
B. Bol (C)
W. Carter Jr. (C)

Przez ponad 36 minut wspólnej gry, piątka taka notuje plus minus na poziomie +38,1. Średni wzrost w tej piątce wynosi 209 cm, a średni zasięg ramion 217 cm. Piękna sprawa.