GSW prowadzą 2:0, Harden z kontuzją oczu, Giannis przełamuje Celtics

GSW prowadzą 2:0, Harden z kontuzją oczu, Giannis przełamuje Celtics

Warriors wygrywają już drugi mecz na własnym parkiecie, podczas gdy James Harden zmaga się z urazem oczu. Bucks natomiast potrafili wyciągnąć wnioski po słabym pierwszym meczu i zrewanżowali się Celtom.


Celtics – Bucks – 102:123 (1-1)
Rockets – Warriors – 109:115 (0-2)


Warriors wyglądają w tym momencie jak lepszy zespół – zwłaszcza drugi mecz pokazuje różnicę w formie. Mistrzowie wygrali pierwszą kwartę 29:20, a później zajęli się utrzymywaniem około 10-punktowej przewagi. Efekt był taki, że Rockets ani na moment nie objęli w tym meczu prowadzenia. Nie można jednak mówić o dominacji, czy blowoucie – wynik zamknął się w 6 punktach różnicy, chociaż Rakiety nie miały w końcówce momentu, który mógłby okazać się dla nich przełomowy. Warriors byli po prostu lepsi – poza tym, że trafili trochę mniej trójek (42% – 30%), to wygrali na deskach, zebrali aż 18 zbiórek ofensywnych, 10 razy przechwycili piłkę, zmusili rywali do 17 strat, które przekuli na aż 24 punkty.

Tej słabszej dyspozycji Rockets można jednak upatrywać w słabszej dyspozycji samego Jamesa Hardena, która uzasadniona była kontuzją. W pierwszej kwarcie Draymond Green uderzył Brodacza w czasie walki o zbiórkę, uszkadzając jego oczy. Harden zszedł z boiska, stwierdzono zranienie powieki lewego oka. W końcu jednak wrócił na ławkę, a pod koniec drugiej kwarty również na boisko. Jak na okoliczności i tak nie wypadł najgorzej – w 34 minuty zdobył 29 punktów, trafiając 9/19 rzutów z gry.

źródło:YouTube/Bleacher Report

https://twitter.com/Supreme_Gifs/status/1123442308148547594

Również w pierwszej kwarcie boisko opuścił Steph Curry, który doznał kontuzji palca w dłoni. Jeszcze w tej samej kwarcie wrócił na boisko, ale palec najwidoczniej dawał się we znaki – zdobył 20 punktów i 5 asyst, trafiając zaledwie 3/13 rzutów z dystansu. Przeciętna dyspozycja Curry’ego nie przeszkodziła jednak Warriors w dobrym, kolektywnym graniu. Klay Thompson zdobył 21 punktów, trafiając trochę lepsze 3/9 z dystansu, Draymond Green zdobył 15 punktów, 12 zbiórek i 7 asyst, a grający w pierwszej piątce Andre Iguodala dorzucił 16 punktów i wciąż bardzo dobrą defensywę, przejawiającą się w najlepszym w drużynie wskaźniku plus/minus na poziomie +17. Liderem punktowym był jednak grający izolacje Kevin Durant, który nie był może zabójczo skuteczny (9/22 rzutów z gry), ale zdobył 29 punktów, 5 zbiórek i 4 asysty.

W składzie Rakiet, poza Hardenem, 18 punktów zdobył jeszcze Chris Paul, dokładając 7 zbiórek i 6 asyst. Eric Gordon zdobył kolejne 15 punktów, a po 14 dołożyli Clint Capela i wchodzący z ławki Austin Rivers. Houston nie było w stanie przebić się jednak przez dobrze zorganizowaną, poukładana i chyba w końcu wynikającą z motywacji grę Warriors. Być może udałoby się z optymalnie dysponowanym Jamesem Hardenem – w końcu i w takich okolicznościach było stosunkowo blisko.


W pierwszym meczu Bucks z Celtics, Giannis Antetokounmpo nie miał za wiele do powiedzenia. Dziś było jednak inaczej. Celtics w dalszym ciągu robili wszystko, by utrudnić Antkowi skończenie akcji pod koszem – ten jednak był zdecydowany w swoich penetracjach i nawet jeśli nie zawsze udawało mu się trafić w zatłoczonej strefie podkoszowej, to podaniami na obwód wykreował wiele sytuacji dla swoich kolegów. Sam zanotował 29 punktów, 10 zbiórek i 4 asysty.

Dzięki temu udało się poprawić rekord klubu w ilości trafionych w playoffach trójek – teraz wynosi on 20. Trójki rzucane na skuteczności ponad 42% pomogły doprowadzić do tego kontrolowanego blowoutu. Przełamanie nastąpiło jednak dopiero w trzeciej kwarcie – do tego czasu mecz był bardzo wyrównany, a w tej części Milwaukee odjechało. Wygrali tę kwartę aż 39:18, w pewnym momencie zdobywając aż 24 punkty, w czasie których Celtics odpowiedzieli zdobywając tylko 2. Czwarta kwarta była więc już formalnością.

Bucks wyszli inną piątką, z Nikolą Miroticiem na jednym ze skrzydeł. Była to zagrywka mająca na celu nie tylko zwiększyć zagrożenie rzutem z dystansu, ale też wygranie na deskach, co ostatecznie się udało. Jeśli jednak idzie o rzut z dystansu, to prawie całą robotę wykonał Khris Middleton. Obwodowy Bucks był dziś niezwykle gorący, zdobywając 28 punktów i 7 zbiórek na skuteczności 7/10 za trzy.

https://www.youtube.com/watch?v=PvJ9o38PgKc

źródło:YouTube/FreeDawkins

Kolejne 21 punktów i 5 asyst dołożył Eric Bledsoe, a Brook Lopez dorzucił 10 punktów i 4 zbiórki. Nikola Mirotic trafił tylko 1/5 rzutów z dystansu, składając się na 9 punktów i 9 zbiórek. Pochwalić znów można natomiast George’a Hilla, który wchodząc z ławki zdobył 10 punktów, kończąc z najwyższym w zespole wskaźnikiem plus/minus na poziomie +27.

Tym, co pogrążyło Celtics, jest w dużej mierze bardzo słaby występ Kyrie Irvinga, który został zatrzymany na 9 punktach, 5 zbiórkach i 4 asystach na skuteczności 4/18 celnych rzutów z gry. Dobrego meczu nie rozegrał też żaden inny zawodnik, który docelowo miałby dostarczać punktów – Jayson Tatum skończył z dorobkiem 5 oczek i skutecznością 2/10 z gry, a Gordon Hayward trafił 1/5 i skończył również z 5 punktami. Strzeleckim liderem Celtów okazał się niespodziewanie Marcus Morris, zdobywając 17 punktów i 7 zbiórek. Kolejne 15 punktów i 8 zbiórek dostarczył Al Horford – 5 strat przy 3 asystach to jednak nie najlepszy wynik.