Golden State Warriors – Mistrzowie NBA 2021/22

Golden State Warriors – Mistrzowie NBA 2021/22

GSW – BOS – 103:90 [4-2]

Pomyślałby kto, że po trzech zdobytych tytułach mistrzowskich, czwarty nie będzie robił już takiego wrażenia. Nie dla Stepha Curry’ego – on swój czwarty tytuł mocno przeżył:

Właściwie ostatni mecz sezonu nie przyniósł nam wielkich emocji. Zdobywcy tytułu w decydującym starciu przez trzy kwarty utrzymywali bezpieczne prowadzenie, nie dając kibicom z Bostonu zgromadzonym na trybunach zbyt wielkiej nadziei na siódmy mecz. Obiecujący był początek – Celtics po kilku minutach prowadzili już różnica 10 oczek:

Sytuacja obróciła się jednak naprawdę szybko. Koniec pierwszej kwarty to już pięciopunktowe prowadzenie Warriors po trzech z rzędu trafionych trójkach od Greena (pierwsza jego trafiona trójka w tych Finałach!), Curry’ego i Poole’a:

W czwartej kwarcie wszystko było już do tego stopnia jasne, że zawodnicy Celtics nie mieli już ochoty grać dalej:

Tej przewagi Warriors już nie wypuścili – ba, tylko ją powiększali. Jest kogo chwalić – za ten mecz, ale i za całą serię. Nawet jeśli Draymond Green na przestrzeni ostatnich kilka meczów nie wyglądał najlepiej, tym razem stanął na wysokości zadania. Trener Steve Kerr wystawił go w pierwszej piątce na pozycji centra, zostawiając na ławce świetnego po cichu Kevona Looney’a na ławce. To Dray’owi posłużyło – zdobył 12 punktów, 12 zbiórek, 8 asyst, 2 przechwyty i 2 bloki, notując drugi najlepszy w zespole plus/minus na poziomie +16:

Najlepszy plus/minus miał kolejny z cichych bohaterów tych Finałów, Gary Payton II – nie tylko zdobył on z ławki 6 punktów, 3 zbiórki, 2 asysty i 3 przechwyty, ale zanotował najlepsze w ekipie +18. Do gry wrócił dopiero na drugi mecz Finałów, po tym, jak zaledwie miesiąc wcześniej złamał kość w łokciu. Jego defensywa zrobiła różnicę – dziś mógł cieszyć się z ojcem, Garym Paytonem, z mistrzowskiego tytułu. Teraz Gary Payton i Gary Payton II mają dokładnie po jednym pierścieniu mistrzowskim:

Swój moment miał też Klay Thompson. Jasne – nie był on w tych Finałach kluczową postacią. Miewał mecze średnie, miewał mecze przyzwoite. Tym razem trafił 5/20 prób z gry na 12 punktów. Jego historia jest jednak inspirująca. Dwa lata zmagania się z urazami, dwa lata wymuszonej przerwy od koszykówki. Jego przerwa zbiega się z kryzysem, w jaki popadła ekipa z San Francisco. Wrócił jednak, wraz z klubem, wraz z pozostałymi liderami tej ekipy, na pułap mistrzowski. Te dwa lata temu wszyscy już byliśmy trochę zmęczeni latami dominacji Warriors. Teraz trudno się nie uśmiechnąć, widząc ich znowu w tym miejscu:

Miał też trzy słowa do Jarena Jacksona Jr.:

Swojego tytułu mistrzowskiego doczekał się też Andrew Wiggins – obwieszczony jeszcze przed przyjściem do NBA kanadyjskim Michaelem Jordanem, nie spełniający przez tyle lat pokładanych w nim nadziei. Tym razem zdobył 18 punktów, 6 zbiórek, 5 asyst, 4 przechwyty i 3 bloki. On był Andre Iguodalą tych Finałów.

No i w końcu on – MVP Finałów. W końcu – chciałoby się powiedzieć. Po tylu latach, po tylu zdobytych tytułach, to w końcu on jest jednoznacznie bohaterem tych Finałów. Steph Curry zdobył 34 punkty, 7 zbiórek, 7 asyst, trafił 6/11 z dystansu i co tu dużo mówić – nadawał tempo tej serii:

YT/NBA

Szalona statystyka: przez ostatnie 27 finałów, Steve Kerr – czy to jako zawodnik, czy jako trener – wygrał aż 33% z nich:

Mimo wszystko gratulacje należą się też Bostonowi. Jego liderzy – Jayson Tatum, Jaylen Brown – to goście w wieku 24 i 26 lat. Mają za sobą tylko kilka sezonów, kolejno 4 i 5. To ich pierwsza wizyta w Finałach NBA. Na dodatek pod wodzą trenera debiutanta. LeBron swój pierwszy tytuł zdobył dopiero po 9 latach w lidze, w wieku 27 lat. Michael Jordan swój pierwszy tytuł zdobył po 7 latach w lidze, też w wieku 27 lat. Być może Tatum i Brown nie zagrali najlepszej serii, ale i tak wyrwali mistrzom dwa mecze, nie dając łatwo za wygraną. Na pewno będą mieli jeszcze swoje okazje.