Czy wyścig po MVP to ciągle pojedynek Embiida z Jokiciem?
NBA co rok wprowadza jakieś nowe regulacje. Najczęściej są to przepisy, których celem jest poprawienie jakości widowiska – ułatwienie sprzedaży praw telewizyjnych, nie owijajmy w bawełnę. Częścią tej agendy są wprowadzone w tym sezonie przepisy, które nie pozwalają drużynom sadzać na ławce swoich graczy o statusie gwiazdy – chyba, że jest ku temu konkretny powód.
Czy konkretny powód stał za nieobecnością Joela Embiida na parkiecie w Denver?
Pojedynki Embiida z Jokiciem to święto dla fanów NBA. To są te mecze w sezonie, które mają generować oglądalność. Mecze, którymi NBA może się potem pochwalić w statystykach. Mecze, które przekonają nadawców telewizyjnych do wyłożenia jeszcze większej kasy. Tymczasem Joel Embiid – który przed meczem nie pojawia się w protokole ani jako „doubtful”, ani nawet jako „probable”, po prostu nie wychodzi na parkiet. Powodem miał być ból kolana lidera Sixers. Ból, który widocznie przydarzył się bardzo nagle.
Kontuzja, zdarza się, prawda? Zdarza się – regularnie od 2019 roku, kiedy to Embiid ostatnio zagrał mecz w Denver.
Jeśli liga NBA naprawdę walczy o to, by gwiazdy nie były bez powodu sadzane na ławce, powinna zbadać sprawę. To jest bowiem sabotowanie pięknej, medialnej rywalizacji dwóch kandydatów do MVP. Jednej z niewielu obecnie medialnych, indywidualnych rywalizacji.
Czy jednak rywalizacja Joela Embiida z Nikolą Jokiciem w dalszym ciągu jest bezpośrednią rywalizacją o MVP?
Poniekąd, ale to może się szybko zmienić. Joel rozegrał w tym sezonie 33 z 44 meczów rozegranych przez Sixers. Całkiem nieźle, ale… Margines błędu robi się wąski. Zgodnie z nowymi przepisami, zawodnik musi rozegrać przynajmniej 65 meczów sezonu regularnego, żeby walczyć o nagrody indywidualne. Sixers zostało do rozegrania 38 meczów, a Embiidowi, żeby załapać się do wyścigu po MVP… 32 mecze. Do końca sezonu Embiid może opuścić już tylko 5 meczów. To wcale nie musi się udać.
Ale obok Embiida i Jokicia, kto jest obecnie realnym kandydatem do nagrody MVP?
Statystyki pokazują, że w grze są więcej niż dwie osoby.
(+18 tylko dla osób pełnoletnich, pamiętaj że hazard uzależnia, graj odpowiedzialnie. Kursy z dnia 29.01.2024, 15:45)
Musi być tutaj Joel Embiid. Bucks i Celtics są w tym momencie najlepsi w konferencji wschodniej, ale po piętach depczą im Sixers i robią to przede wszystkim niesieni na barkach Joela Embiida. Od 15 listopada nie rozegrał on meczu, w którym zdobyłby mniej niż 30 oczek. To 22 kolejne mecze, które mogą przerodzić się w historyczną serię. Wilt Chamberlain jest tu raczej nie do pobicia – w latach 1961/62 rozegrał on 65 meczów na przynajmniej 30 punktów z rzędu. W zasięgu jest jednak drugi w klasyfikacji wszechczasów James Harden. W sezonie 2018/19 rozegrał 32 takie mecze z rzędu. Embiid już teraz jest trzeci. Co ciekawe, ani Wilt, ani Harden nie zostawali we wspomnianych sezonach MVP sezonu regularnego.
Embiid to gracz, o którym wiedzieliśmy, że jego „termin przydatności” w NBA może nie być długi. Już na starcie kariery opuścił 2 lata z powodu kontuzji – jest wysoki, waży wyraźnie powyżej 100 kilogramów i przeciążenia na jego stawy są gargantuiczne. Zaczął jednak przygodę z koszykówką na tyle późno, że nawet teraz, w wieku już 29 lat, potrafił wyraźnie poprawić kilka elementów swojej gry. Jest jeszcze pewniejszy w grze face-up, jeszcze pewniej podejmuje próby z półdystansu, jeszcze lepiej radzi sobie w wychodzeniu podaniami z podwojeń. Robi bardzo udaną tranzycję swojej gry z młodego, atletycznego centra na gracza… Ociężałego, powolnego, ale do bólu przy tym skutecznego:
Cały czas jest tu także Nikola Jokic. Nuggets zajmują czwarte miejsce na zachodzie, tracąc 0,5 meczu do TOP3 i 1 mecz do pierwszego miejsca. Ścisły TOP. Mimo wszystko obrońcy tytułu nie grzeją jednak tak, jak w zeszłym sezonie… No i jest to normalne. Zdążyliśmy się już zachwycić Nuggets rok temu, a teraz mamy cały nawał nowych, ekscytujących narracji, na czele z zespołami takimi jak Thunder, Wolves czy Clippers (wszystkie trzy są dziś przed Nuggets).
Poza pewnym przyzwyczajeniem się do Nuggets… Jokic zdaje się rozgrywać ten sezon na autopilocie. Statystyki tego nie pokazują: Zdobywa średnio odrobinę więcej punktów, bardzo zbliżoną liczbę zbiórek i asyst. Mecze wybitne (ostatnio świetna passa), przeplata jednak występami, w których oddaje 5 rzutów z gry i wygląda, jakby nawet nie chciał tam być. Wciąż jest jednak świetny, a Nuggets wygrywają dzięki niemu mecze.
Nie wydaje mi się, żeby Embiid i Jokic byli obecnie na dwóch pierwszych miejscach wyścigu po MVP.
W tym momencie musi być tam Shai Gilgeous-Alexander.
Względem zeszłego sezonu nie zrobił on wielkich postępów, także statystycznych. Średnio zdobywa o 0,3 punktu mniej, ale o 0,8 zbiórki i 0,9 asysty więcej na mecz, niż rok temu. Różnice marginalne. Tym, co robi różnice, jest wszystko wokół niego.
Mamy tu pewien paradoks. Shai Gilgeous-Alexander w zeszłym sezonie grał równie dobrze, ale Thunder nie wygrywali. Dziś Thunder wygrywają, więc drużyna wokół niego stała się dużo lepsza, prawda? Zwycięstwa są zasługą gry reszty zespołu? Niby tak. Z drugiej jednak strony, kiedy nie gra Shai, drużyna nie wygrywa.
Nie ma całych meczów, które udowodniłyby tę tezę, bo SGA opuścił w tym sezonie tylko jeden mecze (przegrany oczywiście, ale to za mała próbka). To, co możemy zbadać, to ustawienia Thunder bez Shaia.
Z Shaiem Gilgeous-Alexandrem Thunder są o 11,2 punktu na 100 posiadań lepsi. Wszystkie 9 najbardziej plusowych piątek Thunder w tym sezonie, to piątki z Shaiem. Z pozostałych 11 (liczymy 20 najczęściej grających ustawień), aż 5 to takie bez niego. Coś nam to mówi.
Shai nie jest wyraźnie mniej regularny niż taki Embiid. Fakt, że zdarzyły mu się pojedyncze mecze jak ten na 7 punktów z początku sezonu, czy jakieś 19 punktów na słabszej skuteczności w porażce z Clippers (grał na podkręconym kolanie, ale co do zasady jest tu równy poziom. SGA zdobywał przynajmniej 30 punktów w aż 34 z 46 rozegranych w tym sezonie meczach. To, czego mu brakuje, to raczej wystrzały indywidualne w górę. Takie, jak 70 punktów Embiida. Takie, jak 36/21/11 i nie-wiadomo-które triple-double Jokicia. Takie, jak ponad 50% punktów na chorej skuteczności Giannisa. Tego mu brakuje, żeby rano jego highlighty obiegały internet wraz z dyskusją o tym, czy to jest MVP.
Pytanie jednak, czy nagrodę dajemy za wystrzały wybitności, czy za bycie najbardziej wartościowym graczem. Całościowo. Bo w takim przypadku Shai w ogóle od Embiida i Jokicia nie odstaje.