Co zrobią Lakers w offseason? Mają absurdalnie mało pieniędzy na zbudowanie składu
Z 30 ekip w NBA zawsze można na koniec wskazać kilka takich, które zaprezentowały się niespodziewanie dobrze, oraz kilka takich, których końcowy rezultat jest dużym rozczarowaniem. Takich rozczarowań trochę w tym roku jest. Dość wspomnieć, że tegoroczne Finały będą pierwszymi od 1998 roku, bez udziału Lakers, Heat, Spurs, albo Warriors. Wiemy to już po pierwszej rundzie! Nie jest to sezon faworytów. Zwłaszcza fakt, że po pierwszej rundzie pożegnaliśmy Jeziorowców jest sporą niespodzianką w kontekście całego sezonu – w końcu to obrońcy tytułu. Piszę 'w kontekście całego sezonu’, bo patrząc na samą serię z Suns, widząc trapiące ten zespół problemy i wysoką formę rywali, można było to przewidzieć. Kiedy jednak obecni mistrzowie wchodzili w sezon z bilansem 22-8, nic nie zapowiadało kłopotów. Ba – Lakers wyglądali na tle ligowej stawki jak murowani kandydaci do sukcesu.
Wiemy jednak, jakie trudności pojawiały się z biegiem sezonu. W wieku 36 lat LeBron nie był już w stanie po kontuzji wejść na arcymistrzowski poziom, Anthony Davis jak zawsze w Playoffach był już zdrowy na 75%, pod koszem sprowadzenie Andre Drummonda wywołało niepotrzebne tarcia i jakoś tak posypały się te rozgrywki. Analiza tego, co zawiodło, mogłaby być ciekawa, ale ciekawsze wydają się rozważania nad tym, co dalej. Po ostatnim sezonie Lakers byli w komfortowym położeniu, a byli jeszcze w stanie wzmocnić skład (na papierze tak się wtedy wydawało). Teraz sytuacja jest trudna, a o wzmocnienia będzie ciężko.
„Myślę, że kiedy nie osiągasz założonego celu, to musi cię to napędzić. To musi być paliwo, które napędzi twoją pasję. Myślę, że nasza porażka jako drużyny, w jakimś sensie będzie częścią naszej motywacji do pracy nad tym, by wrócić na kolejny obóz przygotowawczy w mocnym składzie. […] Jestem przekonany, że w tym roku bez niektórych nieprzewidzianych okoliczności, wyzwań, którym musieliśmy stawić czoła, bylibyśmy zespołem kalibru mistrzowskiego. Celem jest więc utrzymanie trzonu zespołu.”
„Jeannie Buss i grupa właścicielska dali zarządowi wolną rękę, by zrobić jedną rzecz – mądrze zbudować skład, który zdobędzie mistrzostwo. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wszyscy nasi fani będą mogli wrócić i być częścią tej hali – jesteśmy im winni tę pracę, by przemodelować drużynę do kalibru mistrzowskiego, by mogła osiągnąć coś wyjątkowego.”
– Rob Pelinka
Lakers nie mają wielkiej elastyczności finansowej. Gwarantowane umowy na kolejne rozgrywki mają tylko LeBron James, Anthony Davis, Kyle Kuzma, Caldwee-Pope i Marc Gasol. Jest opcja gracza Montrezla Harella (zawodnik nie podjął jeszcze decyzji co z nią zrobić), oraz niegwarantowana umowa Alfonzo McKinniego, który podobno nie zostanie zagwarantowany. Trzeba dodać do tego sporo głębi, a miejsca w salary cap nie ma. Na już podpisane umowy Lakers przeznaczą w przyszłym sezonie ponad 120 milionów dolarów, co zostawia im jedynie Mid-Level Exception, czyli według prognoz jakieś 10 milionów dolarów, na uzupełnienie składu. Skromnie, biorąc pod uwagę, że jeśli Harrell zostanie, to oprócz pierwszorundowego picku, który przysługuje Lakers (22. wybór), trzeba będzie ściągnąć jeszcze 7 nazwisk do uzupełnienia rotacji. Sytuacja może skomplikować się jeszcze bardziej (!), jeśli Marc Gasol postanowi zakończyć karierę – a chodziły takie pogłoski.
Trzeba to powiedzieć jasno – zachować obecnego składu się nie da. Alex Caruso na pewno liczy na sporą podwyżkę względem tych 2,5 miliona, które zarabiał do tej pory. Andre Drummond, czy Markieff Morris, też będą pewnie liczyć na większe pieniądze, niż minimum, które zarabiali. Sytuację skomplikował Dennis Schroeder, który nie zgodził się na podpisanie przedłużenia kontraktu. Gdyby się zgodził (oferta wynosiła 84 miliony za 4 lata, więc około 20 milionów w pierwszym roku), Lakers przekroczyliby granicę podatkową, więc zamiast blisko 10 milionów MLE, dysponowaliby tylko około 7,5 milionowym Bi-Annual Exception do rozdysponowania na resztę składu. Mieliby już jednak solidnego rozgrywającego.
„Dajcie mi wyjaśnić jedną rzecz – nie odrzuciłem opcji dlatego, że byłem w rozmowach transferowych. Sam posiadam drużynę koszykarską w Niemczech – staram się ją prowadzić tak dobrze, jak to tylko możliwe, ale koniec końców to wciąż biznes… Rob [Pelinka] robi dokładnie to samo. mówił mi o tym wprost – słuchał ofert. To nawet nie działo się przed samym trade deadline, ale prowadził rozmowy, żeby mieć rozeznanie. Sam bym słuchał – nie wiesz, co możesz dostać, a warto wiedzieć, jakie ma się opcje.”
– Dennis Schroeder
Sporo zależy teraz więc od Montrezla Harrella. Jeśli skorzysta z wartej 9,7 miliona opcji, Lakers swój 10-milionowy MLE będą mogli podzielić na mniejszą liczbę wolnych agentów. Dla Harrella będzie to jednak trudna decyzja. Po przeciętnym sezonie nie może liczyć na wielkie pieniądze na rynku wolnych agentów. Z drugiej jednak strony, może nie chcieć wracać do zespołu, który ostatecznie w Playoffach prawie usunął go z rotacji.