Co się dzieje z Miami Heat?
Bam Adebayo gra jeszcze lepszy statystycznie sezon, niż przed rokiem; Duncan Robinson trafia ponad 41% procent trójek przy ośmiu próbach na mecz; aż sześciu zawodników zdobywa dwucyfrową liczbę punktów… A zeszłoroczni Finaliści mimo wszystko z bilansem 7-14 okupują doły tabeli konferencji wschodniej. Minionej nocy przegrali 100:103 z Washington Wizards – z zespołem, który wygrał do tej pory tylko cztery spotkania. W zeszłym sezonie można było mieć przypuszczenia, że awans do Finałów był trochę ponad stan dla Miami Heat i będzie im ciężko tego rodzaju sukces powtórzyć. Wszyscy widzieliśmy jednak, że to dobrze działający kolektyw, którego suma talentu nie powinna pozwolić im na spadnięcie poza pierwszą ósemkę. Dzieje się jednak coś niedobrego, co sprawia, że ta utalentowana grupa nie wygrywa meczów.
Jest oczywiście czynnik, który przeszkadza wielu klubom, a mianowicie zawodnicy wypadający z gry z powodu protokołów covidowych. W tej chwili mamy w lidze tylko pięć zespołów, których żadne spotkanie nie zostało jeszcze przełożone. Nie ma też chyba żadnego zespołu, w którym jakiś zawodnik nie musiałby pauzować z powodu izolacji. Miami Heat akurat trochę się oberwało. Co prawda nie odbył się tylko jeden z meczów, który mieli w terminarzu, ale w wielu tych, które rozegrali, nie mogli wystawić pełnego składu. Jedynymi zawodnikami, którzy zagrali za każdym razem, kiedy Heat wybiegali na parkiet, są Duncan Robinson i debiutant Precious Achiuwa. Niech o niestabilności ich rotacji świadczy taka ciekawa statystyka:
Mowa o piątce Herro-Robinson-Butler-Adebayo-Olynyk, która rozegrała do tej pory wspólnie tylko 79 minut i 42 sekundy. W teoretycznym przeliczeniu na 21 rozegranych meczów, daje to niecałe 4 minuty gry tej piątki co noc. Wynik dość blady, kiedy porówna się to z najczęściej grającymi piątkami innych klubów. Utah Jazz – ponad 260 minut. Clippers – 167 minut. Lakers – prawie 243 minuty (chociaż oni są pewnym ewenementem, mieli dużo szczęścia i ich zawodnicy raczej nie pauzowali). Sixers – 244 minuty. Tylko osiem zespołów w lidze nie ma piątki, która grałaby ze sobą dłużej – w tym Rockets, Nets, Wizards i Cavaliers, którzy przeprowadzali w trakcie rozgrywek dość istotne wymiany. Pozostałe to Magic, Wolves, Mavericks i Bulls, którym też co do zasady nie idzie najlepiej. To jednak dość istotne z punktu widzenia zgrania, wypracowania schematów – zwłaszcza w pierwszej fazie sezonu. Połowę meczów opuścił lider, Jimmy Butler, a przynajmniej kilka opuścili też inni kluczowi zawodnicy, jak Herro, Robinson, czy Dragic. Nie tylko wirus i kontuzje mają tu jednak coś do powiedzenia. Trener Eric Spoelstra sam wydaje się być trochę niezdecydowany. Kendrick Nunn, po regularnej grze grubo ponad 30 minut i dwóch występach w pierwszej piątce, bez wyraźnego powodu wypadł z rotacji na trzy ostatnie spotkania. Spoelstra jako trener miał prawo uznać, że Nunn nie gra dobrze, że jego wpływ na grę nie jest taki jak oczekiwano, ale to jednak bardzo drastyczna, nagła zmiana w rotacji. Trudno grać na regularnym poziomie, kiedy skład nie jest regularny.
Szeroko pojęte problemy kadrowe to tylko jedna strona medalu. Zeszłoroczni Heat radzili sobie jakoś w Finałach przeciwko silniejszym Lakers, nawet pomimo braku Bama Adebayo. Na tym etapie sezonu wygląda to tak, jakby wypalił się pomysł taktyczny trenera Spoelstry. Nie działają te rzeczy, które były największymi atutami. Zachwycali nas w minionych rozgrywkach akcjami hand-off, które stanowiły 8,8% wszystkich ich akcji (czyli bardzo dużą część na tle reszty ligi), a z których to zdobywali najlepsze w stawce 1,07 punktu na posiadanie. Tym razem hand-offy stanowią aż 10,1% ich ofensywnego repertuaru – każdą taką akcję zamieniają jednak na 0,92 punktu. Ustępują więc w tym elemencie 14 innym drużynom. Wygląda to trochę tak, jakby defensywy przeciwników były lepiej przygotowane na to, co mają w zanadrzu Heat. Sami zobaczcie, jak szybko, jak automatycznie Harris podjął decyzję o tym, by wyskoczyć i kontestować rzut – na dobrą sprawę jeszcze zanim Robinson zebrał się do rzutu. Musiał być na to dobrze przygotowany na odprawie taktycznej:
Tu widać z kolei, jaką różnicę robi Bam Adebayo – a właściwie jego nieobecność. Można dużo dobrego powiedzieć o potencjale debiutanta Preciousa Achiuwy, ale jego zasłony nie są tak solidne. Tutaj strzelcy bezskutecznie próbują się obciąć na jego barku:
Tu z kolei Hornets grają bez klasycznego centra, więc mogą bez problemu switchować na każdej tego typu zasłonie, rzucając długie ręce Bridgesa na rywala:
Trzeba pamiętać, że w zeszłym sezonie działał jeszcze 'efekt wow’ – nikt nie spodziewał się, że postaci takie jak Herro czy Robinson, mogą tyle namieszać. Te trójki po hand-offach nie sieją już takiego spustoszenia, obrońcy są na nie bardziej wyczuleni i wiedzą jak się zachować. Rok temu Heat trafiali 37,7% trójek, kiedy obrońca był w odległości 1-2 metrów – tym razem trafiają tylko 30,7% takich rzutów.
Nie pomaga fakt, że sami oddają rywalom masę trójek. Są na 29. miejscu w lidze w liczbie rzutów za trzy trafianych przez rywali na wprost kosza, 28. z prawego rogu i 27. z lewego rogu. Jak łatwo się domyślić, po przeliczeniu wszystkich trójek, tracą ich najwięcej w lidze. Już w zeszłym sezonie nie było pod tym względem najlepiej – wtedy zajmowali 24. miejsce w tej kategorii. Niestety jednak, tym razem odpuszczenia trójek nie rekompensuje świetna obrona obręczy – która nadal jest świetna, ale w połączeniu z kłopotami w ataku i jeszcze większą liczbą trafianych przez rywali trójek, nie daje zwycięstw. Wychodzi tutaj sporo błędów, niedokładności w rotacjach defensywnych – czyli w elemencie, który błyszczał w zeszłorocznym Miami. Tu klasyczna zamota, kiedy dwóch zawodników nie wie, który do którego rywala ma doskoczyć (nieklasyczny jest fakt, że tych dwóch zawodników to Butler i Dragic):
Tu Tyler Herro i grający w ostatnio poważne minuty Max Struss pobiegli obaj do tego samego przeciwnika, odpuszczając drugiego:
A tu na przykład wciąż powtarzający się motyw, w którym z jednego skrzydła pod kosz wchodzi rywal z piłką, a z drugiego idzie pomoc, za którą nie idzie skuteczna rotacja i zawodnik zostaje bez krycia:
Trudno wskazać jeden element, z którego może wynikać taka obniżka jakości. Na pewno przydałby się Jae Crowder i to w takiej formie, jak w zeszłym sezonie, a nie w takiej, jak teraz w Suns. To jednak nie tak, że z jednym zadaniowcem, cała ekipa straciła tak bardzo na jakości. Za Heat bardzo długi, bardzo trudny sezon. W końcowej fazie rozgrywek Jimmy Butler grywał już po ponad 40 minut na mecz i po krótkim offseason mógł potrzebować odpoczynku. Z tego punktu widzenia może to dobrze, że opuścił kilka meczów. Fizycznie chyba się zregenerował, bo po powrocie od razu sieknął 30 punktów, 7 zbiórek i 8 asyst i nawet udało się wtedy wygrać jednym punktem z Kings.
Może jednak nie zmęczenie fizyczne gra tutaj rolę, ale tak zwane 'zmęczenie materiału’. Ktoś powie: przecież ta grupa w tym kształcie grała ze sobą niecały rok! Tak, ale to grupa wchodzących dopiero do gry chłopaków (w większości), która od razu została rzucona na głębokie wody sezonu playoffowego, z drogą do Finałów i ogromną intensywnością, podkręconą życiem w Bańce na Florydzie. Być może dla tak młodej i nieukształtowanej jeszcze grupy, takie doświadczenie wymagało wakacji i resetu. Może to więc kwestia czasu i ustabilizowania się kwestii kadrowych, wykrystalizowania rotacji. Może jednak okaże się, że zeszłoroczny wynik Heat to był bieg okoliczności – słabszej dyspozycji rywali w konferencji i najlepszego mentalnego przygotowania do gry w trudnych warunkach izolacji pod przywództwem ognistego Jimmiego Butlera. Może ten rok to powrót do 'stanu faktycznego’ Miejmy nadzieję, że nie, bo zeszłoroczni Heat byli jedną z fajniejszych do oglądania ekip i dobrze byłoby mieć ich z powrotem na wysokim poziomie.