Celtics stłukli Warriors! Harden pokonał Raptors, 40 punktów Conley’a

Celtics stłukli Warriors! Harden pokonał Raptors, 40 punktów Conley’a

Celtics dali pokaz swoich możliwości, tłamsząc GSW na ich własnym parkiecie! Co więcej, świetne indywidualne występy zaserwowali Mike Conley, James Harden, czy chociażby Karl-Anthony Towns.


Bulls (18-47) – Pacers (42-23) – 96:105
Magic (30-36) – Sixers (41-23) – 106:114
Rockets (39-25) – Raptors (46-19) – 107:95
Blazers (39-25) – Grizzlies (26-40) – 111:120
Thunder (39-25) – Wolves (30-34) – 120:131
Celtics (39-26) – Warriors (44-20) – 128:95


Celtics to jest dziwna drużyna. Z jednej strony wiemy, że jej szeroka i pełna talentu rotacja pod wodzą dobrego trenera, ma ogromne możliwości. Z drugiej jednak strony, Boston grywa tak słabo i przechodzi przez takie dołki, że po takim meczu jak ten z Warriors, wszyscy jesteśmy trochę zdziwieni. Pamiętacie co mówiło się przed sezonem? Że jeśli Celtics wejdą do Finału NBA (a mieli wejść spokojnie), to nie będą może faworytem przeciwko GSW, ale będą bardzo niewygodnym rywalem. Takim właśnie są rywalem dla Warriors – niewygodnym.

To nie było tylko zwycięstwo, ale okrutny blow-out. Celtics zaczęli mecz 11:0, od początku pokazując swoją przewagę w tym spotkaniu. Po pierwszej kwarcie różnica w punktach na korzyść Bostonu nie przekraczała jeszcze 10 punktów, ale już po drugiej sięgnęła 25 punktów, a w najlepszym momencie nawet 35 punktów. Celci zmusili aktualnych mistrzów do popełnienia aż 21 strat (które przekuli na 26 punktów), oraz ograniczyli do zaledwie 22% celnych rzutów z dystansu. Największą gwiazdą był pozostający ostatnio w cieniu Gordon Hayward – wchodząc z ławki zdobył 30 punktów (4/6 za trzy), 7 zbiórek i 4 asysty, kończąc ze wskaźnikiem plus/minus na poziomie +32.

źródło:YouTube/NBA

Dobry mecz rozegrał też Kyrie Irving z linijką 19 punktów, 5 zbiórek i 11 asyst. Kolejno 18 i 17 punktów zdobyli Jaylen Brown i Jayson Tatum. Po stronie Warriors jedyne dobre słowo można powiedzieć chyba o Stephie Currym, który zdobył 23 punkty, trafiając nie tak złe 4/10 zza łuku i 8/16 z gry, czyli połowę swoich rzutów. Reszta zdecydowanie zawiodła – Kevin Durant zdobył 18 oczek, trafiając 5/16 z gry i ani jednej z 5 oddanych trójek, tracąc do tego 5 piłek. DeMarcus Cousins zdobył 10 punktów i 9 zbiórek, również nie trafiając żadnej z 5 oddanych trójek, przy celności 4/12 z gry i utracie nerwów w końcówce:


Po pierwszej połowie wydawało się, że Rockets zmiotą Raptors – prowadzili już różnicą prawie 20 punktów. Toronto rozegrało jednak świetną trzecią kwartę, doprowadzając do remisu i fragmentu zaciętej gry, która jednak i tak zakończyła się zwycięstwem będących w świetnej formie Rakiet. Zespół z Teksasu wygrał głównie dzięki celności zza łuku (44%-28%), ale też organizacji gry i umiejętności przejścia z obrony do ataku – 13 strat rywali potrafili przełożyć na aż 26 punktów. Dużo łatwiej jednak wskazać na Jamesa Hardena, który w samej tylko czwartej kwarcie zdobył 19 ze swoich 35 punktów.

Kluczowe znaczenie miały jednak mimo wszystko minuty rozegrane przez rezerwowych – widać to po statystyce plus/minus. Przy -10 Hardena, znacznie lepiej prezentują się +23 Geralda Greena (18 punktów), +17 Austina Riversa (13 punktów), czy +16 Nene (6 punktów, 5 zbiórek). Ławka Rockets okrutnie położyła ławkę Raptors. Dwaj główni jej zawodnicy, czyli Marc Gasol i OG Anunoby, zdobyli razem 11 punktów, a ich plus/minus to haniebne -30.

https://twitter.com/TheRenderNBA/status/1103111290984296454

Liderzy Toronto nie byli najskuteczniejsi – Kawhi zdobył 26 punktów, jednak trafił 10/22 z gry i 1/4 zza łuku. Lowry skończył ze skutecznością 4/16 z gry i 0/5 za trzy. Danny Green forsował rzuty i skończył 4/13 za trzy. Po stronie zwycięskich Rockets tez nie było jednak tak różowo – Chris Paul w całym meczu trafił 1/10 rzutów z gry, kończąc z dorobkiem 5 punktów.


Dla Thunder zagrał wracający po kontuzji ramienia Paul George. Co prawda przegrali, ale różnicę widać gołym okiem – OKC rzucili aż 120 punktów przeciwko Wolves, trafiając blisko 40% rzutów z dystansu. Choć akurat do skuteczności PG#13 się bezpośrednio nie przyczynił – sam zdobył 25 punktów trafiając tylko 4/14 zza łuku. Dlatego też przegrali z Wolves i dobrze dysponowanym Karl-Anthonym Townsem, który zdobył dziś aż 41 punktów i 14 zbiórek.

źródło:YouTube/NBA

W duecie z Townsem dobrze zagrał Jeff Teague, który zdobył 16 punktów i 12 asyst. Z ławki z kolei 19 oczek wniósł Derricks Rose. Mecz Thunder próbował Ratować Russell Westbrook, który zdobył 38 punktów, 13 zbiórek i 6 asyst, trafiając świetne jak na siebie 5/10 rzutów za trzy. Zabrakło jednak wsparcia ławki, z której tylko Schroeder był w stanie zdobyć jakieś znaczące 14 punktów.


Przy okazji porażki OKC, Blazers mieli szansę wskoczyć na 3. miejsce konferencji zachodniej. Nie pozwolił na to jednak świetnie dysponowany Mike Conley i jego Memphis Grizzlies. Blazers przez prawie cały mecz utrzymywali się na prowadzeniu, aż w czwartej kwarcie nie objawił się Conley – zdobył 40 punktów (19 w czwartej kwarcie), trafiając okrutnie efektywne 12/18 z gry i 6/7 za trzy – a po pierwszej kwarcie nie miał na koncie ani jednego punktu! Jonas Valanciunas wspomógł go 17 punktami, a 25 z ławki dodał niespodziewanie Delon Wright. Joakim Noah bliski triple double – 9 punktów, 10 zbiórek, 7 asyst.

źródło:YouTube/House of Highlights

Dla Blazers 27 punktów zdobył CJ McCollum, a 24 punkty i 8 asyst Damian Lillard, który z dystansu trafił zaledwie 3/10 rzutów. 20 punktów dodał tez Maurice Harkless. Po dzisiejszej nocy aż trzy zespoły w czołówce konferencji zachodniej legitymuje się takim samym bilansem – na miejscach 3-5 Rockets, Thunder i właśnie Blazers mają po 39 zwycięstw i 15 porażek. Walka o układ par w pierwszej rundzie może był niesamowita.


Sixers wciąż jeszcze grają bez Joela Embiida, który zmaga się z bólem kolana. Może dzięki tej przerwie będzie mógł dać z siebie więcej w Playoffach, bo będzie tam bardzo potrzebny. Dziś jednak bez niego udało się ograć Magic. W końcu skutecznie zagrał JJ redick, który był najlepszym strzelcem zespołu z dorobkiem 26 punktów i celnością 67% za trzy (6/9). Tobias Harris dodał 21 punktów, 12 zbiórek i 5 asyst, a obok triple double zakręcił się Ben Simmons, kończąc z linijką 16 punktów, 13 zbiórek i 8 asyst.

Dla Magic 25 punktów zdobył Evan Fournier (5/10 za trzy), a 24 punkty i 9 zbiórek dodał Aaron Gordon. Nikola Vucevic tym razem bez fajerwerków – 12 punktów i 12 zbiórek przy skuteczności rzutów z gry na poziomie 5/15. Jonathan Isaac kontynuuje passę niezłych meczów – tym razem 16 oczek, 5 zbiórek i 4/8 za trzy.


Mimo drobnego kryzysu w połowie czwartej kwarty, Pacers ograli Bulls. Bojan Bogdanovic zdobył 27 punktów, a kolejne 22 dodał Darren Collison. Myles Turner skończył z dorobkiem 10 punktów, 11 zbiórek i aż 7 bloków, zgłaszając aspiracje do nagrody DPOY.

Dla Bulls 27 punktów zdobył Zach LaVine. Lauri Markkanen tylko 14 punktów na skuteczności zaledwie 4/14 z gry i 1/7 za trzy. Równie słabo Otto Portetr – 7 oczek i 3/11 z gry, 1/5 zza łuku. Bulls trafili łącznie 16% trójek (4/25) i niesamowite jest to, że nie dali Pacers odskoczyć na jakąś większą przewagę.