Blee i nieblee playoffs 1.

Blee i nieblee playoffs 1.

Witam.

Playoffs ruszyło z kopyta i od razu wgniotło w kanapę z siłą 78G. Mecze z regularnością szwajcarskiego zegarka, co drugi dzień. Momentami aż za dużo. Czasami występuje brak czasu aby się skupić porządnie, przeanalizować, przemyśleć bo już leci kolejny mecz. Trzeba przecież jeszcze trochę pospać, pożyć swoim życiem i choćby zrobić zakupy. Jednak lepsze to niż gdyby nic miało nie być. Także koniec stękania bo PO są od samego początku wyśmienite, mimo że  mocno wakacyjne. Jedziemy. Zapraszam.

 

 

 

Houston vs Thunder.

Zacznę od Rakiet. Trzy słowa na temat pierwszego spotkania, które mówią wszystko: trójki im siedziały. Jest po temacie. Rakiety ciepłym moczem osikały wszystko co napisałem na ich temat. Asysty były, zbiórki też były. Mieli 4 zbiórki ofensywne, mało wiem, ale OKC mieli ich 7 więc niczego nie zdominowali, w żaden sposób nie wykorzystali przewagi wzrostu. Paul za mało aktywny w ataku, za mało ryzykował, statystycznie nieźle, ale to był jego słaby mecz. Rakiety zagrały swój basket i wygrały w pięknym stylu, nie zostawiając Grzmotom żadnych złudzeń już po pierwszej połowie. Jestem ciekaw maksymalnie drugiego spotkania.

I jak na zawołanie mamy drugie spotkanie, po którym jedyne co mogę zrobić to posypać głowę popiołem i zwrócić honor. Chłopaki z Houston grają wyśmienicie. Dobrze się ich ogląda. Nie ma forsowania indywidualnych akcji, nie ma miliarda izolacji, piłka chodzi aż miło, każdy może sobie porzucać. Wciąż dużo walą za trzy, ale o dziwo to nie razi, ich gra jest płynna, naprawdę widać, że dobrze się bawią lejąc OKC. Brak w składzie dużego gracza, uniemożliwia OKC takie ustawienie aby CP wyciągnął go na obwód i objechał. Wszyscy mobilni, szybcy i chętni do obrony. To samo tyczy się Schrodera – pozbawiony przewagi uciułał 13 pkt. i był 5/12 z gry.  SGA linijkę ma niezłą, ale tylko w protokole pomeczowym. Zagrał słabo i zdobywał punkty wówczas, gdy było już praktycznie po meczu. Adams nieprzydatny 11 zb. i 8 pkt. Konusy po mistrzowsku zastawiają tablice niwelując jego przewagę wzrostu. Majstersztyk. W tym spotkaniu zagrali tak drużynowo, że aż mi kopara opadła. 8 graczy na boisku i 7 +10. Dzięki temu wygrali nie patrząc na to, że Harden i Gordon byli 2/21 za trzy. Broda zero strat. Jest po serii, może OKC coś tam wygrają, ale na 100% nie będą to cztery mecze. Dziękuje ostatni gasi światło.

 

 

Los Ageles Lakers vs Portland.

Jest 1:0 dla Portland i nic tego nie zmieni, jednak to nie Blazers wygrali 1 spotkanie, tylko Lakersi je przegrali. Jeziorowcy lepiej zbierali, podawali, mieli mniej strat, więcej przechwytów, LBJ zaliczył piękne TD 23/17/16 (ile mialby asyst gdyby oni trafiali lepiej), rezerwowi zdobyli więcej punktów 25 do 14, dobrze bronili i dochodzili do wolnych pozycji tylko nic nie trafiali. Mieli 35% z gry i 15,6% z dystansu. Nie da się wygrać meczu z PTB, ani z nikim innym, nawet z Basket Klub Zadupie Całkowite trafiając tak mizernie. To był dramat. LBJ i te jego cegły za trzy, Davis stworzony do niszczenia bliżej kosza męczący te rzuty dystansowe jak cep robi się ciężki do oglądania. Podobnie jak i reszta, wielkie chłopy powinni zamknąć trumnę i jechać. A tu mamy kabareton trójek Green 2/8, Kuzma 1/5, KCP 0/5, Caruso 0/3. LeTatko skończył z TD i miał 23 punkty, ale on powinien ten mecz, widząc co się dzieje, zamknąć mając 35-40 na koncie łamiąc obronę PTB jak zapałkę. Bierzcie się panowie do roboty bo słabo to wyglądało. Jednak trzeba stonować wszystkich tych, którzy po tym meczu wieszczą 4:0 dla PTB. Panowie spokojnie, nic takiego się nie wydarzy. Podobnie zwolnić, wyluzować i obejrzeć jeszcze raz to spotkanie powinni ci, którzy twierdzą, że to obrona PTB nie pozwoliła LAL rzucić więcej niż te 93 pkt. To również nie jest prawdą. Po meczu LBJ spokojnym tonem stwierdził, że wszystko jest ok. zabrakło tylko wykończenia. Ok czekam na wykończenie w G2.

W drugim spotkaniu było wykończenie aż pod korek. Końcowy wynik w żaden sposób nie oddaje tego co się działo. Po trzech kwartach było 58:88 i to jest miazga, a gracze Blazers biegali jak kura z obciętą głową. PTB dostali srogo po dupie i tylko dlatego, że w 4Q LAL włożyli laskę na ten mecz, wynik jest taki, a nie inny. Tak właśnie powinna wyglądać ta seria. Totalna defensywa całego zespołu pozwalająca chłopakom z Portland na 40% z gry i 28% za trzy. Agresywny Davis, zbierający i dobijający piłki, Luźny LBJ angażujący całą drużynę do gry. McGee skaczący po głowach tym ociężałym koleżkom z PTB. No i najważniejsze trzeba trafiać. Przynajmniej na te 48% z gry i 37% za trzy. Dociśnięty Melo kończy z 2 pkt. i 1/6 z gry. Lillard i C.J. są 12/30 z gry i 2/12 za trzy. Razem notują 4 asysty i 5 strat. Trzeci mecz zapowiada się wyśmienicie. Jest 1:1 i zobaczymy jak odpowiedzą Smugi. Piękna seria.

 

Boston vs Phily.

Jest raczej nudnawo. Pierwszy mecz dostarczył trochę emocji, był taki łudząco wyrównany. Phily wygrali zbiórki, ale dali zebrać Celtom aż 16 piłek w ataku. Ale, że o co chodzi ? Trafiali lepiej, podawali więcej, ale mieli koszmarne 18 strat przy 7 BC. Jednak to wszystko c..j, jak śpiewali Elektryczne Gitary bo przegrali mecz.

Tatum 32 pkt., 13 zb. – piękny występ, ale to Brown pozamiatał. 29 pkt., 5/8 za trzy, 6 zb., 4 ast., 3 prz. i obrona  na jaką miło się patrzy.

Rezerwowi – BC zaliczyli 8 pkt., sam Burks z Phily 18. Smart szalone 2 pkt z rzutów wolnych.

Harris – Tobiasz to jednak jest zwykły grajek. Właściwie nie do końca bo to jest totalnie przepłacony zwykły grajek. To jest Tobiasz zmarnowane 150 baniek Harris. Phily to są frajerzy. Ilu oni świetnych/dobrych/perspektywicznych koszykarzy pooddawali w imię stworzenia tej beznadziejnej drużyny; Butler, Sarić, Fultz, Richaun Holmes czy Jerami Grant. Wszyscy oni, co najmniej, dają radę gdzie indziej.

Mecz dwa. Obrona Bostonu załatwiła sprawę, a sam biedny, podwajany i zniszczony Embiid nic nie zdziała. Linijkę miał przednią 34 pkt.,  10 zb., 3 ast., ale to jest sport drużynowy i 24% za trzy i 41% z gry całego zespołu w starciu z tymi wariatami z Bostony to za mało. Zieloni 51% z gry, 44% za trzy bez Haywarda. Seria jest skończona. Phily nie sinieją, nie mają swojej hali, w której może wygraliby niesieni dopingiem i przedłużyli serię. BC mają poważne szanse na sweepa.

Myliłem się. Simmons z pewnością dodałby w tej serii jakości do wysiłków Sixers. Poza tym ani Richardosn ani Milton to nie są rozgrywający. Nic nie widzą, nie podają, wszystko ch.j.

Tatum – 33 pkt., 8/12 za trzy. Sixers zapomnieli, że jego trzeba kryć. Ależ on z nimi jedzie.

 

 

Los Angeles Clippers vs Dallas Mavericks.

W pierwszym meczu było co miało być. LAC zaczęli jak psychole na amfetaminie, potem się totalnie wyluzowali i zaczęli grać jak Los Patafianos, a potem już przejęli mecz i spokojnie dowieźli wygraną do końca. Bardzo pomocny był Porzingis, który z nieznanych mi powodów sam się wyrzucił z tego spotkania. Co za lamus. KL 29 pkt., 12 zb., 6 ast., 3 prz. Słabe 1/7 za trzy, jednak nie miało to większego znaczenia.

11 – strat Doncicia w G1. Ciepło go przywitali LAC w pierwszych minutach meczu jak zaliczył 5 strat w 4 minuty.

42 – punkty Doncicia. To najwięcej władowane przez debiutującego ziomala w PO. To było takie klasyczne one man show. Ten mecz skojarzył mi się z początkami  kariery Jordana. Jesteś najlepszy w swojej drużynie, wiesz to ty, wiedza to wszyscy i tak naprawdę są momenty, że nie masz z kim grać. Doncić jechał w tym spotkaniu, forsował, grał raczej słabo mimo imponującej linijki, jednak 11 strat mówi samo za siebie. Oby w drugim meczu pokazał, że uczy się szybko i jest wyśmienitym koszykarzem. Życzę Dallas wygranej bo nieco męcząca do oglądania jest ta izolacyjna gra LAC.

He he he. W G2 Dallas zagrali drużynowo i kolektywnie. Pieką koszykówkę zaprezentowali i wygrali. Zaliczyli 25 asyst, a LAC 16. Mieli 9 strat przy 15 rywali. No i trafiali bardzo dobrze 50% z gry, 45% za trzy. Na tle grających skrajnie indywidualnie Clippersów wyglądali jak profesorowie kosza.

Doncić – rewelacyjny. 28 pkt., 8 zb., 7 ast., 4/7 za trzy i jedna strata. Pokazał miśkom z Los Angeles, że wyciąga wnioski szybciej niż Deep Blue. Dallas pięknie wykorzystywali tragiczna obronę Lou Williamsa i non stop posyłali na niego punktujących zawodników. Tim Hardaway Jr, Trey Burke, Curry,  zerżneli go tak mocno, że pewnie jeszcze do dziś Sweet Lou nie może się wyprostować.

Boban – 10 minut, 13 pkt., 9 zbiórek. He he he.

Playoff P – wrócił. Paul George zagrał tak tragicznie, tak samolubnie, tak głupio, że mocno nadszarpnął moja wiarę w tę ekipę. Zresztą cała ekipa LAC w tym spotkaniu zaprezentowała się z najgorszej możliwej strony. Obrona leżała i nie mogła się podnieść, bo atak nadciągał z każdej możliwej strony. Był nieprzewidywalny, mocny i nieustający. Nawet gdy Luka miał 5 fauli i siedział na ławie Mavs się  nie zatrzymali, cały czas walili w LAC jak w bęben. Piękny mecz, po którym rodzi się pytanie czy Dallas mają szanse to wygrać ? Praktycznie wciąż nie, ale teoretycznie coraz większe. Czekam na odpwiedź LAC.

Kawhi 41 minut, 35 pkt., 10 zb., 2 ast., 1 prz., 3 str. Niby nieźle, ale wciąż gra jak zaspany i odpala tylko na momenty.

 

Jazz vs Denver.

Pierwszy mecz bardzo przyjemny, z dogrywką i szalonym wynikiem Donovana na poziomie 57 punktów. Jazz zagrali nieźle 47% z gry, 34% za trzy i 74% z linii. Wszystko byłoby dobrze, ale Jamal Murray odpalił w końcówce, a w dogrywce zdobył sam tyle punktów co całe Jazz – 10. Mecz skończył z wynikiem 36 punktów. Denver trafiali na poziomie 52% z gry, 54% za trzy i 83% z linii. Byli trochę lepsi i właśnie to trochę zaważyło na wygranej. Bardzo dobre zawody rozegrał dietetyczny pączuś Jokić – 29 pkt., 11/21 z gry, 4/7 za trzy, 10 zb., 3 ast., 2 prz., 1 bl. Grant dobry, Porter w pierwszej kwarcie fantastyczny, a potem gdzieś poszedł i już nie wrócił. Clarkson to wariat jest, kręci, kozłuje, rzuca na pałę, mimo to trafia całkiem nieźle, ale najlepsza jest to jego pozytywne jebnięcie. Jazz zabrakło trochę skuteczności i wygraliby w normalnym czasie. Nutki mogą być w 100% pewni, że Murray nie powtórzy tego występu w G2. Mogę na to 500 zł postawić.

1/ – 6 Goberta z linii. Dla kontrastu 13/13 Mitchella.

Mitchell w G2 zagrał o wiele lepiej niż w pierwszym. 30 pkt., 6/7 za trzy, 10/14 z gry i 8 naprawdę wyśmienitych asyst. Ingles dołożył 6 ast. i 18 punktów a Gobert 19 pkt. na 70% skuteczności. Wchodzący ponownie z ławki Clarkson władował 26 trafiając 50% rzutów. Temat został zamknięty a Denver zebrało konkretny wpie…l. Młody Donovan gra coraz lepiej i być może jednak będzie kimś, na kim  można oprzeć atak dobrze skonstruowanej drużyny.

Jokić dobry, jak zawsze. Robi co może, ale Jamal standardowo zniknął. Wygrałem zakład sam ze sobą. 14 pkt., 1/2 za trzy. Kurwa co jest nie tak z tym chłopakiem ? Czemu nie umie zgrać kilku meczów równo ? Chcę aby Denver go spławili i zatrudnili Beal’a. Niech zrobią wymianę. Mają kim handlować, a Bradley jedzie non stop i jest lepszy niż Murray pod każdym względem. Porter linijkę zaliczył przednią, ale miał zero asyst, a w obronie jest zerem. Jazz zdobyli 48 pkt. z pomalowanego, Denver 28. Asysty 32 do 22 dla Jazz.

Trzecia kwarta Jazz to była koszykarska symfonia doskonała. Nie trafili 5 rzutów na 19, w tym byli 9/14 za trzy. Zdobyli 43 punkty tracąc 29. Dawać mi tu trzeci mecz.

 

 

Toronto vs Nets.

Pierwszy mecz jaki był każdy widział. Raptory w pierwszej kwarcie zakończyli spotkanie prześlizgnęli się przez drugą i trzecią, aby w czwartej dokończyć dzieła. Liczby mówią same za siebie 47% z gry, 50% za trzy, 22/44 i 97% z linii 32/33. Mało realne jest wygrać z kimś kto notuje taką skuteczność. Nie pomogło ani 15 asyst LeVerta, ani 33 całej drużyny. Nets zaliczyli spektakularny łomot, a dla chłopaków z Kanady był to kolejny dzień w Orlando. Siakam 18 pkt., O.G. 12, Gasol 13, Lowry 16, Ibaka 22 i Fred trafiam ile chce VanVleet 30 pkt., w tym 8/10 za trzy. Czapki z głów.

Mecz numer dwa pod tytułem jak zrobić, ale się nie narobić. Okrutnie męczyli dupsko, trójki nie wpadały, fauli nie dostawali, a Allen grał jak natchniony 15 zb., 5 ast., 3 bl., 14 pkt. Caris LeVert pokochał asysty i dziś uzbierał 11. Dwie gry a on średnio notuje 13 na mecz. Raptory zaliczyły 26% z dystansu, 44% z gry i marniutkie 68% z linii. Jednak głownie dzięki Pascalowi, Powellowi i Lowremu wygrali. Tylko to się liczy. Jest 2:0 i Toronto są jedną nogą w drugiej rundzie.

 

 

Heat vs Pacers.

W pierwszym spotkaniu nie było historii. Heat wygrali mecz, który mieli cały czas pod kontrolą. Grali swoje, a Pacers nie mogli nic z tym zrobić. Wypadł Oladipo i było po ptokach. Musze przyznać, że to nie było ciekawe spotkanie, nie wciągnęło mnie. Wręcz spać mi się chciało maksymalnie, a to jest mój najlepszy miernik. Jedyne co zapadło mi w pamięć z tego pojedynku to fakt, że moje oczy cierpią gdy patrzę na Turnera.

Oladipo – obawiam się, że piękny Victor już nigdy nie będzie grał tak jak dawniej. Ta kontuzja najprawdopodobniej bardziej zaorała jego głowę iż kolano.

Drugi mecz lepszy, Pacers postawili się i walczyli tak jak mogli. Nie wskórali wiele, ale przez dwie kwarty starli się być tylko tłem. Jednak 47% z gry i 51,4% za trzy Heat przełamało ich opór. T.J. Warren wciąż szczelnie kryty przez Butlera i spółkę uzbierał 14 pkt. Oladipo lepiej jednak wciąż trwają poszukiwania jego All Starowej formy. Turner ruszył dupsko i zagrał bardziej po męsku. Jednak to wszystko za mało, na fenomenalinie grające Heat

7/8 – z dystansu Duncana Robinsona. Pierwsze PO ? Trema ? Nic z tych rzeczy. Młody jedzie i gra pięknie.

4,6,3,6,2 – to nie kod do kłódki od mojego roweru. To liczba asyst starterów Heat. Piłka śmiga u nich jak ta lala. Świetnie się to oglądało.

 

 

Bucks vs Orlando

Czary, czary i magia. Szczerze powiedziawszy to naprawdę wierzyłem, że Orlando ich załatwi w jakimś spotkaniu, ale stawiałem na drugi mecz. Myślałem, że w pierwszym Koziołki ich rozerwą na strzępy i to uśpi ich czujność, zlekceważą przeciwnika, a Magicy skorzystają z nadarzającej się okazji. Jednak nie, Bucks zaskoczyli wszystkich i już w pierwszym meczu olali OM i dali się sprać. Grali niechlujnie, niedokładnie, grali jak banda frajerów i przegrali zasłużenie. Jak zawsze w PO wybitny występ zaliczył Kris kocham mecze o stawkę Middleton. Był gorący jak Sabrina w basenie i odnotował 31 minut, 4/12 z gry, 2/6 za trzy, 14 pkt., 6 zb., 4 ast., 1 prz., 1 bl. i 4 straty. Dzielnie wspierał go drugi z rycerzy w lśniących zbrojach Eric herbu zwiędła dupa Bledose 5/11 z gry., 15 pkt., 1/5 za trzy. Dobrze, że obaj tak wyśmienicie wspomogli Giannisa, który zagrał to co zawsze  31 pkt., 12/25 z gry, 3/7 za trzy, 17 zb., 7 ast. O Lopezie, którego okrutnie sponiewierał Vucević nie będę nawet wspominał. Mikołaj był władcą parkietu i zaliczył fenomenalny występ. 35 pkt., 15/24 z gry, 5/8 za trzy., 14 zb., 4 ast.

Fultz – kolejna dobra historia tych PO. On też wyglądał jak ojciec dyrektor na tle graczy Bucks. Zaliczył 15 pkt. 6 ast. Generalnie wszyscy ich pojechali Ross ich pojechał,  D.J Augustin ich pojechał, nawet Ennis III ich pojechał. Bardzo żałuje, że nie mogłem zagrać w tym meczu, bo też bym ich pojechał.

Lepsi – we wszystkim byli Magic. Skuteczność 49%, 39% i 95% vs 43%, 33% i 64%. Asysty 29 do 28, zbiórki 48 do 47 straty 15 do 16. Ich elitarna obrona była dziś wyjątkowo gówniana, i zagubiona jak niewidomy w labiryncie, a na zasłonach zostawali wręcz spektakularnie. Osiągnęli poziom mistrzowski w nieumiejętności przebijania się przez zasłony. Brawo Orlando. Jak Bucks przewalą drugi mecz to jest po nich, oni nie mają psychy, żeby się podnieść. Musza odpowiedzieć z pełna mocą,  być jak Zbójcerze i pokroić ich na plasterki. Jeśli G2 będzie wyrównany to chłopaki z OM mogą zwietrzyć szansę na sprawienie niespodzianki.

Mecz 2. Bucks wygrali, jednak nie w stylu o jakim myślałem. Powinni ich wysadzic w powietrze, eksterminować i derateryzować. Wygrać 35-40 punktami a nie 15. Po trzech kwartach było 73:93, więc to też nie mieści się w  kategorii masakry. Jednak trzeba przyznać, że pierwsza kwarta defensywnie był niezła w wykonaniu Bucks, choć z drugiej strony spodziewałem się więcej. Więcej wszystkiego. Więcej agresji, determinacji, jeszcze więcej agresji, więcej woli zrobienia im dogłębnej koszykarskiej krzywdy. Zastanawiam się czy Bucks w ogóle tak potrafią, zagrać z taka pasją jak LAL w G2. Na wkurwie całkowitym.

Middleton – on przynajmniej nie zawiódł. Wciąż przypomina, że playoffs to absolutnie nie jest jego czas i że jest zwykłym małym Krzysiem ze stumilowego lasu. W G2 postanowił zagrać lepiej niż w G1 i zrealizował plan w 100%. Zaliczył 31 minut, 1/8 z gry, 0/4 za trzy i 2 pkt. Ile on rocznie zarabia ? Czy jest w tej samej grupie co Tobiasz totalny łamaga Harris ? Nie przekonuje mnie ta wygrana, nie spowodował, że myślę o Bucks jako o faworycie do mistrzostwa. Zobaczymy co przyniesie gra numer trzy.

7 – strat Giannisa. Dobrze go Magic bronią. Liczby są, ale dominacji nie ma.

 

 

 

Dzięki za przeczytanie i do nastepnego.

Zdrówka życze.