Błędne koło Minnesoty Timberwolves
Dziennikarze ESPN sugerują, że romans Gerssona Rosasa z jedną z pracownic Minnesoty Timberwolves miał wpływ na decyzję o jego zwolnieniu z posady generalnego managera. Nie miałby to być czynnik decydujący, a raczej przyśpieszający podjęcie tego rodzaju decyzji. Tym, co zazwyczaj pozbawia generalnych managerów posady, są błędne decyzje stricte koszykarskie. Jakie decyzje podejmowane były w ostatnich l;atach w Minneapolis? Leśne Wilki są obecnie w miejscu, które wielu określiłoby mianem 'nigdzie’. Inna sprawa, że Rosas na wprowadzenie klubu na odpowiednie tory dostał naprawdę mało czasu. Funkcję objął 1 maja 2019 roku. Biorąc pod uwagę fakt, że dużą część 2020 roku stanowiła pandemiczna przerwa, było to naprawdę niedawno. Co takiego w te dwa sezony zawalił Rosas, że postanowiono z jego usług zrezygnować?
Rosas przejął klub po dość brutalnym z punktu widzenia historii klubu sezonie. Rok wcześniej – po raz pierwszy od 14 lat – udało się awansować do Playoffów. Niestety, z klubu odszedł Jimmy Butler, którego wkład w ten awans był absolutnie kluczowy. Kolejne rozgrywki to już zaledwie 11. pozycja na wschodzie, utrata stanowiska przez dotychczasowego trenera Toma Thiodeau, oraz dotychczasowego prezydenta d. s. operacji koszykarskich… Toma Thibodeau. W tym momencie wkracza Rosas, z zadaniem przywrócenia zespołu na odpowiedni kurs. Co zastał w rotacji? SPoro weteranów, jak Taj Gibson, Jerryd Bayless, czy Jeff Teague, zgarniających sporo kasy, Andrew Wigginsa wchodzącego w drugi rok swojej wysokiej (za wysokiej) umowy, oraz Karl-Anthony’ego Townsa – młodego, najbardziej utalentowanego zawodnika, który zgodził się już rok wcześniej na maksymalne przedłużenie debiutanckiego kontraktu (które to przedłużenie wchodziło w życie właśnie w tym momencie).
Pierwszym poligonem dla Rosasa był draft 2019. Wielu z Was może już nie pamiętać, ale ze swoim 11. pickiem Wolves oryginalnie wybrali Camerona Johnsona, tylko po to, by oddać go razem z Dario Sariciem do Suns za wybranego z 6. pickiem Jarreta Culvera. Dziś, z retrospektywy, łatwo ten ruch skrytykować, kiedy jesteśmy świeżo po Finałach NBA, w których duet Saric-Johnson był absolutnie kluczowy dla rotacji podkoszowej walczących o tytuł Phoenix Suns. Dodanie do Townsa długiego, kozłującego wingmana pokroju Culvera na papierze wydawało się sensownym pomysłem.
Dokonano jeszcze kilku pomniejszych ruchów. Głównie takich, które odmładzały rotację – Jeffa Teague’a posłano do Hawks za Allena Crabbe’a, którego stosunkowo szybko zwolniono (zagrał 9 meczów), Dienga oddano za Jamesa Johnsona i pick draftu, a cały zastęp graczy (Vonleh, Bates-Diop, Bell, Covington, Napier) zamieniono w czterostronnej wymianie za Evana Turnera (który nawet nie zagrał i przeszedł na emeryturę) i pierwszorundowy pick draftu. Bardzo skuteczne sprzątanie rotacji. Ten pierwszorundowy pick okazał się być 17. wyborem, który oddano do Thunder razem z wspomnianym wcześniej Jamesem Johnsonem, za Rickiego Rubio, Daniela Oturu, Jadena McDanielsa, oraz prawa do Leandro Bolmaro (który grał w Europie, a kontrakt z Wolves podpisał dopiero tego lata). Z tym oddanym pickiem Thunder wybrali sobie Aleksa Pokusevskiego. Biorąc pod uwagę, że Rubio i tak już nie ma, może lepiej byłoby sobie samemu coś z tym pickiem wybrać.
Nie był to jednak najbardziej spektakularny ruch Wolves z udziałem picku w drafcie. Swój pierwszorundowy pick w 2021 roku (okazał się 7. numerem) oddali do Golden State Warriors razem z – wydawałoby się – nietransferowalnym kontraktem Andrew Wigginsa, pozyskując w zamian Jacoba Evansa, Omari Spellmana, ale przede wszystkim D’Angelo Russella. Wciąż jeszcze młodego, rezolutnego, bardzo ofensywnego rozgrywającego, który – co bardzo ważne – jest prywatnie dobrym przyjacielem Townsa. Oddanie przepłacanego, niewiele wówczas wnoszącego do gry Wigginsa i pozyskanie lepszego zawodnika, dzięki któremu być może Karl-Anthony Towns nie tak łatwo podejmie decyzję o tym, że chce odejść? Bardzo solidny ruch – zwłaszcza biorąc pod uwagę, że do samego końca ważyły się losy zastrzeżonego picku, który gdyby był wyborem w top 3, zostałby w Minnesocie.
Jak widzicie, przez te dwa sezony sporo się działo. Poszczególne ruchy z perspektywy (niedługiego) casu różnie można oceniać. Wolves nadal są zespołem z dolnych rejestrów konferencji zachodniej, a prawie 26-letni już Towns kolejny już rok czeka na jakieś sukcesy. Wydaje się jednak, że przez te dwa lata Wolves stali się zespołem bardziej perspektywicznym. Tak jak Towns, tak Russell może stać się jeszcze lepszy. Anthony Edwards wybrany z jedynką w drafcie 2020 nie zachwycił swoim debiutanckim sezonem, ale nie można mu odmówić potencjału. McDaniels, Bolmaro, Reid, Beasley, Okogie – nie ma tu nie wiadomo jakiego potencjału, ale to wszystko są zawodnicy przed 25. rokiem życia. To sytuacja inna, niż ta z Tajem Gibsonem, czy Jarrydem Baylessem – z całym szacunkiem dla tych weteranów. Nie zanosi się, żeby Wolves w przeciągu roku czy dwóch mieli zacząć coś wygrywać. Ale czy Gersson Rosas mógł w dwa sezony zrobić z Wolves wygrywający zespół? To pytanie pozostanie bez odpowiedzi.
Koniec końców źródła podają, że powodem zwolnienia Rosasa niekoniecznie były kwestie czysto sportowe. Swoje niezadowolenie ze współpracy z nim przekazywali właścicielowi pracownicy klubu, opisując go jako kłótliwego, powodującego dysfunkcje. Nawet managerowie przeciwnych klubów i agenci niepochlebnie wyrażają się o tym, jak przebiegały negocjacje z Rosasem. Na chwilę przed startem obozów przygotowawczych, postanowiono mu więc podziękować. To już kolejny raz, kiedy osoba, której powierzono pieczę nad klubem, okazała się niewłaściwą osobą. Historia zazwyczaj toczy się sinusoidalnie, wahadłowo – dlatego lubi się powtarzać. Czy to oznacza, że Karl-Anthony Towns w wieku 30 lat przejdzie do Boston Celtics, gdzie wygra w końcu tytuł mistrzowski razem z grupą dobrych zawodników? Pewnie nie – to byłoby za proste. Chociaż przyznaję, że widzę Jaysona Tatuma jako Paula Pierce’a w nowej wersji tej historii.
Obecnie Wolves są na jak najlepszej drodze do tego, by po raz kolejny zgarnąć pick w loterii draftu. Od odejścia KG, aż 11 razy wybierali w top10 – w rezultacie udało się wyciągnąć Karl-Anthony’ego Townsa i… No właśnie, co jeszcze? Może Anthony Edwards stanie się kimś ważnym, ale szczerze mówiąc obecnie wygląda tak, jakby jego sufitem była 2-3. opcja zespołu. Markkanen, Dunn, Derrick Williams – wybieranie w drafcie historycznie Wolves nie idzie. W Minneapolis nie rodzą się więc mocni gracze – nie ma czego wymieniać na solidne wsparcie dla lidera, nie wspominając o gwiazdach. Nie ma więc zwycięstw. Co za tym idzie, wolni agenci nie patrzą w kierunku chłodnej Minnesoty. I tak się kręci to błędne koło. Z punktu widzenia tych wszystkich lat niepowodzeń, dwa sezony Rosasa nie miały pewnie większego znaczenia. Przynajmniej sportowo – jeśli rzeczywiście stwarzał toksyczną atmosferę w pracy, to miejmy nadzieję, że kilka osób odetchnie chociaż z ulgą.