Big-ball Lakers, współcześni wingmani, dłudzy Warriors… Czyli co nam przyniósł preseason
Za nami preseason! Szybko zleciało, co? Za dwa dni wchodzimy w sezon regularny, więc mamy chwilę na zastanowienie się co właściwie widzieliśmy w czasie tych sparingów – a raczej co możemy z tych sparingów wyciągnąć.
Big-ball Lakers!
Oczywistym jest, że przygotowania do sezonu nie są w pełni wiążące. Fakt, że Clippers przegrali wszystkie trzy mecze może nie mieć przełożenia na grę w sezonie. Czy przełożenie będzie mieć fakt, że wszystkie swoje mecze wygrali Lakers? Być może – jednak z gry Jeziorowców można wyciągnąć inne wnioski, niż to, że wygrywają. Można zwrócić uwagę na rotację trenera Vogela, na piątki, jakie wystawia na parkiet. Kiedy miał już do dyspozycji swoich najlepszych zawodników, wystawiał w pierwszym składzie taki zestaw osobowy:
PG: Dennis Schroeder / Kentavious Caldwell-Pope
SG: Kyle Kuzma (!)
SF: LeBron James
PF: Anthony Davis
C: Marc Gasol
To jest jedna z największych, najwyższych piątek, jakie można sobie wyobrazić obecnie w NBA. Mówiąc oczywiście o piątkach, które mają sens – Mike Malone w Orlando pokazał przecież, że można grać i pięcioma centrami, kiedy brakuje personelu. Tylko na jednej pozycji nie ma zawodnika, który nie mierzyłby przynajmniej 203 centymetrów wzrostu. Przy tych wszystkich dryblasach nie ma jednak zawodnika, który byłby ociężały na nogach. To jest skład, który może switchować absolutnie wszystko, na każdej pozycji mając fizyczną przewagę. Przecież ewentualny trap na zasłonie ze strony Gasola i na przykład Kuzmy pokrywa tyle przestrzeni, że nie mieści się w głowie. A po tych kilku niezobowiązujących meczach preseason widać z całą pewnością jedno – Lakers wiedzą jak bronić. Czy to robota sztabu trenerskiego, czy kwestia doświadczenia zawodników, ale oglądanie na tym etapie Lakers i innych ekip to trochę inne doświadczenie. Jeziorowcy wyglądają, jakby w takim składzie osobowym grali już 2-3 lata i rotacje w defensywie znali na pamięć:
To sprawne przesuwanie połączone z wzrostem na każdej pozycji to może być największa historia, największa broń tegorocznych obrońców tytułu. Co ważne, wszystko to odbywa się bez ubytku w spacingu. Kuzma jako SG to przecież wciąż dobry strzelec, Gasol gra pick’n’popy, Davis już w zeszłym sezonie grając bez piłki operował w okolicach narożników boiska – to wszystko tworzy naprawdę solidny spacing. Kilka lat temu wizja small-ballu była naprawdę przytłaczająca i można było mieć nawet obawy, czy przetrwa pozycja centra we współczesnej koszykówce.
Wszystko dlatego, że źle interpretowaliśmy pojęcie „small-ball”.
W dużej mierze ze względu na nazwę tego zjawiska, zawierającej w sobie przecież słowo „small”. Wcale jednak nie chodzi w tym współczesnym wariancie koszykówki o to, by wyjść na parkiet jak najniższymi zawodnikami. Główne założenia są takie, by każdy z zawodników na parkiecie był odpowiednio wyszkolony technicznie – przede wszystkim groził rzutem z dystansu, tym samym otwierając przestrzeń. Ważne też jednak, żeby potrafił podać piłkę, nie gubił się, kiedy trzeba kilka razy zakozłować piłkę o parkiet. W defensywie natomiast small-ballowy zawodnik musi być szybki, zwrotny – umieć wyjść wysoko do obrony i potrafić przejąć krycie na więcej niż jednej pozycji. Nigdzie nie ma mowy o tym, że zawodnicy muszą być niscy. Jakiś czas temu wyszkolenie techniczne, rzut i szybkość były po prostu domeną tych niższych koszykarzy. Odpowiedzią na to musiało stać się lepsze wyszkolenie techniczne, strzeleckie i szybkościowe zawodników wysokich. Proszę państwa – tak – Lakers grają small-ball ze średnią wzrostu 205 centymetrów.
W tym właśnie przejawia się udany offseason Lakers – skompletowali skład, który pozwala im na takie manewry. A przecież jeśli chcą, mogą naprawdę zejść nisko, z jeszcze mobilniejszym i bardziej atletycznym Harrellem na środku, by przenieść ciężar ofensywy z pick’n’popa i ruchu piłki w half court offense do kontr, pick’n’rolla i ruchu do obręczy.
Nadchodzą 220-centymetrowi skrzydłowi
Odpowiednio wyszkoleni wysocy zawodnicy to skarb i prawdopodobnie przyszłość tej ligi. Nikola Jokic już jest uważany za najlepszego centra w NBA – choć ze względu na braki w dynamice jest mocno ograniczony w obronie wyżej niż 2-3 metry od kosza. Wciąż jest jednak świetny technicznie, ma przegląd pola, rzut i w ataku może pełnić naprawdę wiele ról. Obok niego rośnie jednak projekt, który w połączeniu może przynieść kolejną świetną, wysoką ekipę. To nie przypadek, że Mike Malone w sparingach przed wznowieniem sezonu 2019/20 próbował ustawień z czterema centrami. Fakt, wynikało to w dużej mierze z braków kadrowych – ale też z zaufania do pewnego 218-centymetrowego koszykarza, że będzie w stanie wyjść poza utarty schemat. Mowa oczywiście o Bol Bolu, który pełnił wtedy rolę rzucającego obrońcy. I chyba trzeba oswoić się z myślą, że w rotacji Nuggets nie będzie on rezerwowym centrem. Bol Bol jest zbyt słaby fizycznie, by grać jako nominalny center. Jego wzrost paradoksalnie większą przewagę robi wyżej. Choć jeszcze długa droga przed nim, już dziś wiemy, że potrafi zakozłować, potrafi oddać rzut, grać z obwodu. Tam nie może być broniony przez większość ligowych centrów, a kryty przez wingmanów zyskuje niezdrową wręcz przewagę centymetrów. Te pomagają głównie w rzucie, który niesłychanie ciężko kontestować na takich wysokościach. Zamiast na piątce, gdzie przewijać będą się Jokic, Millsap, czy nawet Hartenstein, częściej zobaczymy Bol Bola na trójce – musi się tak stać.
W czasie minionego preseason Bol Bol nie grał dużo – bo około 11 minut na mecz – ale notował w tym czasie niezłe 8,7 punktu, 5,7 zbiórki i średnio 1/3 w rzutach za trzy na mecz. Spójrzcie na jego highlighty z tego okresu i samo powiedzcie – czy to center, czy już 218-centymetrowy wingman?
Choć nie jest jeszcze koszykarzem zmieniającym oblicze meczu, to oglądanie go w grze jest doświadczeniem niezwykłym. To jednak kwestia czasu – Bol nie długo będzie takim ligowym rodzynkiem. Tak naprawdę podobną rolę odgrywać mógłby Kristaps Porzingis, choć jego gra na koźle wymagałaby poprawy. Kandydatem na kolejną syntezę pozycji centra i rzucającego obrońcy jest jednak wchodzący do ligi debiutant Aleksej Pokusevski. Wybrany w drafcie przez Oklahomę City Thunder Serb jest koszykarzem dość enigmatycznym. Zanim trafił do OKC, był zawodnikiem greckiego Olympiacosu, gdzie jednak rozegrał zaledwie trzy mecze po około 3 minuty. Większość czasu spędził w kadrze B. W preseason pokazał się jednak z bardzo… ciekawej strony. Mierząc 213 centymetrów wzrostu (przy wadze zaledwie 86 kilogramów!) praktycznie niczym w swojej grze nie przypomina centra. Owszem, zdarza mu się postawić zasłonę, ale równie często korzysta z nich – czy to bez piłki wychodząc na czystą pozycję rzutową na obwodzie, czy samemu dokozłowywując sobie na wolną przestrzeń do rzutu. Zobacz jak on się rusza, jakie ma czucie piłki, jak naturalny jest jego rzut:
Wygląda na to, że to jest koszykówka przyszłości – wszechstronne wyszkolenie techniczne, dobra fizyka i wzrost. W zasadzie wszystko, czego może chcieć koszykarz. Obecne tendencje pokazują, że wzrost wcale nie jest w odwrocie. Jest wręcz przeciwnie.
Długie ręce Warriors dadzą topową defensywę?
Wzrost wciąż jest bardzo istotnym czynnikiem – nawet w tej zmierzającej do zatarcia podziału na pozycje koszykówce. On może być ważnym czynnikiem choćby dla Golden State Warriors w tym sezonie. Nawet nie sam wzrost, ale ściśle związany z nim zasięg ramion. Zawsze będziemy myśleli o tej drużynie jako o ofensywie zbudowanej wokół Stepha Curry’ego. Może się jednak szybko okazać, że tym razem będzie to przede wszystkim defensywa zbudowana wokół Stepha Curry’ego. Jeszcze nie widzieliśmy rozgrywającego GSW otoczonego dwoma atletycznymi, 203-centymetrowymi wingmanami, zdolnymi do agresywnego bronienia. Tym razem zobaczymy. Zarówno Oubre jak i Wiggins stanowią dość duży jak na ligowe realia duet 2-3. Kelly Oubre potrafi usiąść na rywalu i agresywnie podejść – jak choćby w tym posiadaniu:
Andrew Wiggins także ułomkiem w defensywie nie jest – wyraźnie pomogło mu w tym względzie przyjście do Golden State. Po transferze z Timberwolves nagle wszedł do ligowej czołówki przechwytujących, notując średnio tyle steali co na przykład Matisse Thybulle, czy OG Anunoby. Za ich plecami kryć będą się świetnie nawigujący defensywą Draymond Green i 216-centymetrowy, mający smykałkę do bloków James Wiseman. To piątka z dobrymi lub bardzo dobrymi obrońcami (Steph stoperem nie jest, ale dziurą w obronie też nie) o średniej wzrostu 202,5 centymetra. Ciekawostką jest fakt, że średnia wzrostu zawodnika NBA za miniony sezon to około 198 centymetrów. Należy jednak uwzględnić fakt, że Draymond Green i jego 198 centymetrów to nie to samo, co 198 centymetrów jakiegoś typowego obwodowego. To jest duży skład – wysoki, silny. Trudno powiedzieć, jak w zmianach krycia poradzi sobie James Wiseman, natomiast na pozycjach 2-3 switchować mogą wszystko, naciskając wysoko na kozłujących. Na ławce czeka długoręki obrońca Kent Bazemore i wszechstronny defensywnie center Kevon Looney.
Nie ma tu wielce imponującego wzrostu, ale jest naprawdę imponujący zasięg ramion. Draymond Green, Kent Bazemore, Marquese Chriss, Andrew Wiggins, Alen Smailagic – wszyscy oni mają po 213 centymetrów zasięgu ramion. Kelly Oubre? 220 centymetrów zasięgu ramion. Kevon Looney – 222 centymetry. Nie wspominając o Wisemanie i jego 228 centymetrowych skrzydłach. To wszystko jest rozmiar – pozwala on nie tylko sięgnąć po przechwyt, ale też pokryć przestrzeń. W połączeniu z umiejętnym rotowaniem w obronie, może przynieść świetne efekty. Dużo zależy oczywiście od zdrowia Greena, czy choćby tego, jak w szybko w zawodowej koszykówce odnajdzie się Wiseman. Potencjał na top 5 defensywę ligi jednak jest – daje go właśnie rozmiar.
Koszykówka to nadal sport dużych ludzi!