Autobiografia Kevina Garnetta już w sprzedaży!

Autobiografia Kevina Garnetta już w sprzedaży!

Autobiografia Kevina Garnetta już w sprzedaży!

Wydawnictwo SQN kontynuuje swoją serię książek koszykarskich. Tym razem krakowska firma proponuje autobiografię legendy Boston Celtics, Kevina Garnetta.

Klasa Hall of Fame 2020 była niezwykle mocna. Trzy czołowe nazwiska: Kobe Bryant, Tim Duncan, Kevin Garnett. O pierwszym z nich – tragicznie zmarłym na początku zeszłego roku – powstało już kilka książek biograficznych. Z biografii o Duncanach, znacznie ciekawsza jest ta Isadory niż Tima – może z tego powodu żadna biografia Tima nie powstała (albo jest, ale nie wie o niej nawet Google). Został więc Garnett, którego osobowość i temperament były jednymi z najbardziej wyrazistych w całej XXI-wiecznej historii NBA. Autobiografia „The Big Ticketa” – dotykająca zarówno życia sportowego, jak i prywatnego – to jest to, czego jako fani koszykówki potrzebowaliśmy.

Książkę można zamówić na: idz.do/garnettzkrainynba-przedsprzedaz

Fragment:

„Był rok 2008, po 13 latach w końcu wygrałem te pierdolone finały i pomogłem Celtom zdobyć pierwszy tytuł mistrzowski od ponad 20 lat. 

Kiedy wybrzmiała syrena kończąca mecz, czas się zatrzymał. Mój umysł się zatrzymał. Chyba część mnie oczekiwała punktów zdobytych w ostatniej sekundzie, ale wygraliśmy bardzo wysoko. Pokonaliśmy Lakersów różnicą 39 punktów. Z dachu leciało confetti, a ja jeszcze nigdy nie byłem na takim haju, jeszcze nigdy nie czułem się taki nakręcony. 

Byłem przeszczęśliwy: ludzie mnie łapali, obejmowali, całowali, płakali – patrzyłem na moją żonę, widziałem moje dzieciaki, moją rodzinę, przyjaciół, kibiców, po czym zacząłem w głowie przewijać taśmę do tyłu – jak w filmie – powtarzając kolejne sceny. Wszystko pędzi w jednej chwili w moim kierunku, rzucam do kosza na podjeździe u Billy’ego, choć jeszcze nie umiem grać, budzę się o piątej rano w Karolinie, nie mogąc przestać myśleć o kozłowaniu, jestem dzieciakiem ze wsi, a potem nastolatkiem, który próbuje rozwalić tych skurwieli na ulicach Chicago, wszystkie te zwycięstwa, porażki, zderzenia, siniaki, miliony wspomnień, miliony godzin spędzonych na ciężkiej pracy, dobijając się, łapiąc otarcia i zadrapania, żeby przebić się tam, gdzie chciałem się przebić – i oto nareszcie tu jestem. Dziennikarka Michele Tafoya trzyma mikrofon przed moją twarzą. Tłum bostońskich kibiców szaleje. Musi krzyczeć, żebym mógł ją usłyszeć. 

– MVP ligi. Najlepszy obrońca sezonu. Teraz wreszcie możesz dodać do CV tytuł mistrza NBA. Jak się z tym czujesz? 

Kładę dłoń na jeszcze ciepłej czapeczce mistrzowskiej, którą mam na głowie. 

– O rany, jestem teraz taki nakręcony. 

Zebranie myśli zajmuje mi kilka chwil. 

Kolejne obrazy przelatują mi przez głowę: siedzę w steakhouse’ie Ruth’s Chris podczas rodzinnego obiadu, oglądam D-Wade’a walczącego z Chaunceyem Billupsem w finałach Konferencji Wschodniej, moje problemy w Greenville, turnieje amatorskie AAU, niekończące się mecze w okolicznych parkach, dorastanie, granie, bez końca, nauka, buzująca energia, rosnąca z  roku na rok intensywność, ogromne pragnienie, te wszystkie marzenia przez 12 lat spędzonych w Minneapolis, przemożne pragnienie zdobycia tego dla kibiców T-Wolves, przemożne pragnienie zdobycia tego dla kibiców Celtics, przemożne pragnienie tego zwycięstwa – pożądałem tego mistrzostwa bardziej niż czegokolwiek innego, bardziej niż pieniędzy, bardziej niż sławy, bardziej niż seksu. A teraz zaczynam to sobie uświadamiać, rzeczywistość pełznie mi wzdłuż kręgosłupa, wlewa mi się do duszy, więc zdejmuję czapeczkę, odchylam głowę do tyłu i zaczynam wydzierać się jak szaleniec.

– Wszystko jest możliwe! 

Kilka chwil później dodaję jeszcze: 

– Na samym szczycie! Jestem na samym szczycie! Udowodniłem to! Udowodniłem!”