Arkadiusz Miłoszewski: Nie była to promocja koszykówki. Liczy się wygrana
King Szczecin pokonał Trefla Sopot 75:59 i w wielkim finale ORLEN Basket Ligi prowadzi 2:1 w rywalizacji do czterech zwycięstw. Ten mecz – mówiąc delikatnie – nie stał na wysokim poziomie. Było sporo pudeł, strat, brakowało też skuteczności. Sopocianie do przerwy mieli… zaledwie 22 punkty.
Nie było to porywające widowisko. Fakt. Nie była to promocja koszykówki. Nie było tego dobrego rytmu. Jesteśmy drużyną ataku, zdobycie 100 punktów nie stanowi dla nas większego problemu, a teraz nie możemy tego osiągnąć. Ten rytm został nas zabrany przez mocną i fizyczną obronę Trefla Sopot. Ale… w finale liczą się zwycięstwa. Prowadzimy 2:1 i to jest najważniejsza informacja. Wszystko inne schodzi na dalszy plan. Widziałem w szatni po meczu smutne twarze zawodników. Zapytałem ich: „dlaczego się nie cieszycie? Sztuką jest wygrać, gdy gra się tak kiepsko” – mówił Arkadiusz Miłoszewski na konferencji prasowej.
Wszyscy po meczu zgodnie podkreślali: to nie był mecz na poziom finałów ORLEN Basket Ligi. Brakowało rytmu, skuteczności i dokładności. W całym spotkaniu obie drużyny popełniły aż 32 straty (Trefl 17). Sopocianie do przerwy mieli tylko… 22 punkty. Kibice, którzy przyjechali z Trójmiasta, nie mogli uwierzyć, że ich ulubieńcy nie są w stanie trafiać z czystych pozycji. King, który w pełni zasłużył na wygraną (prowadził przez ponad 38 minuty), grał nieco lepiej, ale to też nie była widowiskowa koszykówka. Raczej przeciąganie liny, w którym szczecinianie okazali się skuteczniejsi.
„Nie była to promocja koszykówki. Z czego to wynika, że te mecze w finale tak wyglądają?” – zapytaliśmy trenera Miłoszewskiego.
Zgadzam się z tym, że nie są to piękne mecze. I boję się, że te mecze do samego końca nie będą już piękne. Szachy będą cały czas w tej serii. Wynika to z tego, że musimy dopasować się do gry rywali, który stawia na fizyczną i agresywną grę w obronie. Mam też takie spostrzeżenie, że obie drużyny grały znacznie lepiej na początku tych play-off. Teraz już trochę tego nie ma. Dochodzi do tego zmęczenie. Uważam, że regeneracja jest kluczową sprawą w kolejnych spotkaniach – odpowiedział Miłoszewski.
Trener Kinga Szczecin był bardzo zadowolony z faktu, że jego zawodnikom udało się nieco wypchnąć sopocian spod kosza i tym samym zabrać im największy atut: grę tyłem do kosza w postaci Groselle’a czy Van Vlieta. Taki był cel Kinga na ten mecz. Trefl zdobył tylko 18 punktów z „pomalowanego” (9/19) (dwa punkty po zbiórce w ataku).
Udało nam się wyciągnąć wnioski po pierwszych spotkaniach, gdzie zostaliśmy zdominowani pod koszem. Tego nie ma co ukrywać. Dokonaliśmy trochę zmian. Musieliśmy zareagować. Podjęliśmy pewne ryzyko, które do pewnego momentu opłaciło się. Zespół Trefla w pierwszej połowie nie mógł złapać rytmu. Sopocianie nic nie mogli trafić. Później było lepiej, ale oddanie 33 rzutów z dystansu pokazuje, że to nie była ich koszykówka. Taką koszykówkę z ich strony chcemy oglądać – zaznaczył Miłoszewski.
Kluczową postacią w Kingu ponownie był Andrzej Mazurczak, który w tych play-off nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Rozgrywający zdobył w środowym spotkaniu 22 punkty, trafiając 8 z 12 rzutów z gry. Sopocianie byli bezradni, gdy Mazurczak rozgrywał pick&rolle w pasie środkowym boiska.
Andy to profesor. Wszystko się na nim opiera. Umiejętnie dawkuje siły na kluczowe fragmenty – podkreślił Miłoszewski.
King prowadzi 2:1. W piątek może podwyższyć prowadzenie. Spotkanie w Netto Arenie rozpocznie się o 20:00.