Andrew Wiggins najszczęśliwszy w całej karierze

Andrew Wiggins najszczęśliwszy w całej karierze

Golden State Warriors po niezbyt imponującym starcie wyglądają obecnie naprawdę dobrze. I choć uwaga wszystkich skierowana jest na Stephena Curry’ego, któremu show w pewnym stopniu kradnie także imponujący James Wiseman, to warto zwrócić także uwagę na cichego bohatera Wojowników.

Andrew Wiggins, bo o nim mowa, w ostatnich spotkaniach wygląda naprawdę świetnie. Skrzydłowy stał się pewnym punktem ataku drużyny Steve’a Kerra notując w ostatnich 5 meczach 18 pkt na 50% skuteczności z gry.

Za Wigginsem od lat już ciągnie się łatka zawodnika nieskutecznego i chimerycznego. Każdy kolejny sezon, zapowiadany szumnie jako ten przełomowy dla Andrew, głównie rozczarowywał. Dlatego też niewiele osób wierzyło, że w San Francisco będzie inaczej. Szczególnie, kiedy kontuzji doznał Klay Thompson.

Tymczasem słynna na całą ligę kultura organizacyjna Golden State Warriors po raz kolejny udowodniła jak wiele dobrego potrafi zdziałać odpowiednie otoczenie. Podkreśla to w wywiadach sam Wiggins:

„To prawdopodobnie mój najszczęśliwszy okres w całej zawodowej karierze. Świetnie się bawię grając w Warriors. Świetna organizacja i genialna atmosfera.”

Jednak to nie atak, w którym Wiggins radzi sobie całkiem nieźle, najbardziej imponuje w tym sezonie. Andrew, który mimo świetnych warunków, do tej pory kojarzył się bardzo negatywnie po bronionej stronie parkietu, teraz stał się czołowym obrońcą Warriors.

W obecnych ustawieniach to właśnie Wiggins najczęściej bierze na siebie pierwsze opcje ofensywy przeciwnika i jak dotąd nie można mu absolutnie nic zarzucić:

To, co najbardziej pomogło Wigginsowi to ściągnięcie z niego presji. W Timberwolves zawsze wspominano o początkowych oczekiwaniach względem niego, nawet kiedy dawno przestały być aktualne. W Warriors, Steve Kerr od razu postawił sprawę jasno:

„Nie prosimy go o to, aby odmienił nasz zespół. Chcemy, żeby grał w obronie, dużo biegał i zdobywał łatwe punkty. Wszystkie te rzeczy doskonale potrafi robić.”

Dzięki temu, a także dzięki kolegom z jakimi przychodzi mu teraz grać, Andrew Wiggins wreszcie odnalazł radość z gry i swoje miejsce w tej lidze. Skrzydłowy także otwarcie docenia wpływ Warriors na jego przemianę w defensywie, po raz kolejny podkreślając słowo „kultura”:

„Zawsze czułem, że potrafię być całkiem dobrą obrońcą. Tutaj kultura gry jest całkiem inna. Gracze, którzy grają za moimi plecami – wiem, że są po mojej stronie i to świetne uczucie.”

Dokładnie takiego Andrew potrzebowali Golden State Warriors. Biegającego, wykorzystującego swoje okazje i przede wszystkim harującego w obronie. Co prawda, same te czynności nie sprawią, że będzie wart tych 30 milionów rocznie, jakie dostaje. Jednakże w San Francisco są z tym pogodzeni i wystarczy im w pełni obecna wersja Wigginsa.

Patrząc na grę skrzydłowego jeszcze bardziej szkoda kontuzji Klaya Thompsona. Mając Klaya w składzie, Wiggins dostałby świetnego obrońcę do pomocy w kolejnych pojedynkach z ligowymi gwiazdami. Przede wszystkim jednak przy Splash Brothers miałby jeszcze więcej miejsca do atakowania kosza, zyskując na tym także w ofensywie.

Cieszmy się jednak z tego, co pokazuje Andrew do tej pory, bo takiego Wigginsa nie widzieliśmy naprawdę dawno. Oby to nie był tylko kolejny chwilowy wzrost formy.

Źródło: Youtube.com/Golden State Warriors