7) Houston Rockets – Harden+Westbrook = ?
Houston Rockets to była prawdziwa bomba tego offseason. Jest w NBA kilku zawodników, których trudno wyobrazić sobie w koszulce innej, niż koszulka ich macierzystego klubu. Jednym z takich zawodników wydawał się być jeszcze kilka miesięcy temu Russell Westtbrook – okazuje się jednak, że nie ma świętości. Paul George opuścił Oklahomę i nie mając żadnych widoków na walkę o jakieś wyższe cele, Westbrook postanowił poprosić o wymianę. Dostał to o co prosił i teraz powalczy u boku swojego dobrego przyjaciela, Jamesa Hardena. Dokąd doprowadzi to Rakiety w tym sezonie?
PG: Russell Westbrook / Austin Rivers
SG: James Harden / Gerald Green
SF: Eric Gordon / Ben McLemore / Thabo Sefolosha / Daunel House
PF: PJ Tucker / Gary Clark / Ryan Anderson
C: Clint Capela / Tyson Chandler / Nene / Isaiah Haretenstein
Westbrook + Harden = ?
Jak połączyć ze sobą dwóch tego rodzaju zawodników? Jak rozdzielić piłkę w taki sposób, by każdy z nich mógł grać w najefektywniejszy dla siebie sposób? Czy Russell Westbrook rzeczywiście będzie nadwyżką nad Chrisem Paulem? Analiz tego rodzaju było już mnóstwo, ja sam napisałem jedną:
Generalnie konkluzja jest zawsze taka sama – trudno będzie trenerowi Mike’owi D’Antoniemu połączyć ze sobą te dwa żywioły przez fakt, że możliwie najefektywniej wykorzystać można obu z nich, kiedy da się im piłkę w ręce. Preseason pokazuje nam, że James Harden nie ustąpi miejsca – kiedy obaj są na parkiecie, to Broda dysponuje piłką, a Westbrook szuka swojego miejsca gdzieś na słabej stronie parkietu, co jak na razie nie wygląda zbyt obiecująco. Zbyt wiele widzimy obrazków, w których to Harden gra na szczycie pick’n’rolla, a Westbrook po prostu czeka gdzieś za linią rzutu za trzy na rozwój wypadków. Jako przeciętny, a nawet niezbyt dobry strzelec zza łuku, tylko w ten sposób przeszkadza. Trzeba by uaktywnić Russella, sprawić, by jakiś ruch zachodził też po słabej stronie parkietu, by w czasie, gdy Harden gra zasłonę, Westbrook też urywał się po jakiejś zasłonie pod obręcz. Tego jak na razie nie ma.
Po Jamesie Hardenie nie widać jednak, by taki obrót spraw mu specjalnie przeszkadzał. Brodacz zdobywał w czasie rozgrywek przedsezonowych średnio 31,2 punktu (najwięcej w stawce), 6,5 zbiórki, 9 asyst i 2 przechwyty. Nieco inaczej wyglądają cyferki Westbrooka – w czterech spotkaniach notował średnio 16,2 punktu, 3,2 zbiórki i 4,5 asysty, oddając aż 6,5 trójki na mecz! Niestety, drogę do kosza znalazło tylko 27% z nich. To samo w sobie dużo mówi o problemach, z jakimi na starcie zmagać będą się Rockets.
źródło:YouTube/NBA
Tak naprawdę skład Rockets nie zmienił się specjalnie od ostatniego sezonu – nie licząc oczywiście zamiany CP#3 na RW#0. Pick’n’rolle dalej grane będą z Clintem Capelą, z obwodu wciąż straszyć będzie Eric Gordon, a w obronie nadrabiać w dalszym ciągu będzie PJ Tucker. Problemem jednak – podobnie jak w ostatnim sezonie – jest względny brak głębi składu. Nie jest tak, że w Houston brakuje rezerwowych, ale brakuje wśród nich wyraźnego lidera – gościa, który pociągnie grę w tych dziwnych minutach drugiej kwarty. Zwłaszcza złamanie stopy Geralda Greena, przez które może opuścić znaczącą część sezonu, zabiera potencjalne atuty punktowe. W końcu Ben McLemore czy Thabo Sefolosha to nie są goście, którzy są w stanie regularnie rzucać po 20 punktów. Dają więcej w obronie, co jest ogromną wartością dodaną, ale system gry Rockets potrzebuje wielu punktów.
Rozwiązaniem tego problemu w dużej mierze będzie pewnie podział minut pomiędzy Hardenem a Westbrookiem. Trener D’Antoni nie powinien dopuścić do sytuacji, żeby w którymś momencie meczu na parkiecie zabrakło któregoś z nich. Co więcej, powinien szukać jak najczęstszych okazji ku temu, by panowie grali oddzielnie, nie niwelując wzajemnie swoich najmocniejszych stron. Niestety, tak to jest, kiedy dwie twoje największe gwiazdy grają de facto na tej samej pozycji.
W Houston muszą liczyć na to, że Clint Capela uczynił w wakacje postęp. Poprzedni sezon był zdecydowanie najlepszym w jego karierze – przez średnio 33 minuty spędzane na parkiecie notował 16,6 punktu, 12,7 zbiórki i 1,5 bloku na mecz. Nie jednak statystyki są tutaj kluczowe. Jeśli chodzi o zdobywane punkty, to więcej niż skuteczne rolowanie pod kosz nie potrzeba. W defensywie jednak można jeszcze sporo nadrobić. W minionym sezonie Clint pozwalał rywalom trafiać aż 64,1% rzutów z odległości bliższej niż 1,5 metra od obręczy. To wynik dosyć przeciętny, żeby nie powiedzieć mizerny na tle ligowych środkowych. Znacznie lepiej wychodzi mu ograniczanie rywali rzucających z dystansu 1,5-3 metrów od kosza (35,7%), oraz 3-4 metrów (37,7%). To dziwne, bo Capela co do zasady uchodzi za bardzo dobrego obrońcę obręczy – głównie z uwagi na widowiskowe bloki, jakie sprzedaje rywalom.Weźmy choćby dla przykładu serię z Jazz w drugiej rundzie playoffów – Clint był wtedy prawdziwym królem wzgórza:
https://www.youtube.com/watch?v=LZdk_GN1zsI
źródło:YouTube/FreeDawkins
Może nie należy się temu jednak przesadnie dziwić – pomimo rewelacyjnej ofensywy, Rockets stanowili dopiero 17. obronę ligi, pozwalając rywalom zdobywać 110,1 punktu na 100 posiadań. Słabszy procent w bronionych rzutach spod obręczy może wynikać z faktu, że przez słabą defensywę musiał ich bronić sporo. W tym sezonie jest szansa na progres, jeśli chodzi o zespołową defensywę – zadaniowcy wchodzący z ławki to nieźli obrońcy, a na środku w rotacji za Capelą jest gracz, który mimo wieku, coś tam o defensywie wie.
Trudno przewidzieć do końca, czym będą Houston Rockets w tym roku – głównie za sprawą szalonego zestawienia obwodowych gwiazd. Nie koniecznie trzeba jednak sprowadzać cały byt zespołu do tego, jak uda się ułożyć grę tej dwójki. Najbardziej prawdopodobny scenariusz? James Harden gra swoje, Russell Westbrook męczy się bez piłki… I co? I nic – Houston Rockets wciąż są czołowym zespołem konferencji zachodniej. I choć nie są faworytami do tytułu mistrzowskiego, to wciąż jest w dużej mierze ta sama, zaprawiona w bojach ekipa, która doskonale wie jak grać ze sobą nawzajem i jak robić to skutecznie. No i Russell Westbrook.