50 punktów Lillarda, kosmiczny game-winner, Sixers i Raptors w półfinale

50 punktów Lillarda, kosmiczny game-winner, Sixers i Raptors w półfinale

Damian Lillard jest kwintesencją gracza playoffowego – 50 punktów w kluczowym meczu i nieprawdopodobny buzzer beater dający zwycięstwo i awans do kolejnej rundy. Był dziś bohaterem, ale poza tym działo się kilka innych rzeczy.


Magic – Raptors – 96:115 (1-4)
Nets – Sixers – 100:122 (1-4)
Spurs – Nuggets – 90:108 (2-3)
Thunder – Blazers – 115:118 (1-4)


Damian Lillard po raz kolejny to zrobił. Po raz kolejny pokazał, że jest jedną z największych gwiazd NBA, a kiedy przychodzi do poważnej gry w Playoffach, albo – co więcej – do oddania kluczowego rzutu razem z końcową syreną, jest po prostu niezastąpiony. W pewnym momencie wydawało się, że to OKC są bliżej zwycięstwa – na około półtorej minuty przed końcem prowadzili oni wynikiem 113:107, mimo dwóch spudłowanych chwilę wcześniej wolnych Paula George’a. Wtedy swój rzut trafił CJ McCollum, następnie Harkless wykorzystał oba rzuty wolne, a CJ trafił kolejny rzut, doprowadzając do remisu na 57 sekund przed końcową syreną. W międzyczasie po jednej stracie zanotowali PG#13 i Westbrook. Chwilę później rzut odzyskujący prowadzenie trafił jeszcze Paul George, ale od tego momentu show należało już tylko do Lillarda. Najpierw trafił on layup kończony z drugiej strony kosza na remis. W kolejnej akcji Westbrook nie trafił po wjeździe pod kosz, piłkę zebrał Aminu, a ta powędrowała z powrotem do Lillarda. Wtedy wydarzyła się magia:

źródło:YouTube/House of Highlights

Damian Lillard tej nocy uzbierał 50 punktów, 7 zbiórek, 6 asyst, trafił 10/18 rzutów za trzy i rzutem równo z syreną ze środka boiska wyeliminował Thunder w pierwszej rundzie, zmazując smak porażki sprzed roku i awansując do drugiej rundy. Wspaniała historia. Damian Lillard po raz kolejny wpisuje się w kanony clutch rzutów playoffowych – pamiętacie tamten buzzer beater przeciwko Rockets?

źródło:YouTube/NBA

Trudno zadecydować, który jest fajniejszy. Dla Lillarda i całej ekipy PTB zapewne ten przeciwko OKC, z jednego prostego powodu – daje on awans do drugiej rundy tu i teraz.

źródło:YouTube/NBA

Trzeba przyznać, że Thunder w meczu o wszystko postawili mocne warunki. Przez większość spotkania utrzymywali prowadzenie, a w połowie czwartej kwarty wygrywali już nawet różnicą 15 punktów, co na tym etapie meczu nie jest takie proste do odrobienia. Udało się jednak, na barkach lidera. Poza Lillardem po 17 punktów zdobyli Harkless i McCollum, a 13 punktów i 13 zbiórek dodał Enes Kanter. Generalnie było to jednak one man show.

Najwięcej punktów dla Thunder zdobył Paul George, bo aż 36, do czego dołożył 9 zbiórek i 3 asysty. Widać było, że bardzo mu zależy i rozegrał najlepszy swój mecz tej serii, trafiając głównie w pierwszej kwarcie, kiedy to na skuteczności 6/7 z gry zdobył 15 ze swoich punktów, pomagając zespołowi wygrać pierwszą odsłonę wynikiem 37:29. OKC byli w tym meczu o dziwo skuteczniejsi – trafili aż 54% rzutów z gry i 44% rzutów za trzy, ale niespodziewanie przegrali zbiórki, oddając aż 13 ofensywnych desek przy jednoczesnym zdobyciu tylko 6, co nie powinno się przydarzyć z frontcourtem Jerami Grant & Steven Adams. Poza tym, popełnili więcej strat niż rywale, bo aż 15, co Blazers przekuli na 23 punkty zdobyte po błędach Oklahomy.

https://www.youtube.com/watch?v=_7reaIbbY80

źródło:YouTube/FreeDawkins

Russell Westbrook był Russellem Westbrookiem. Zanotował triple double, zdobył 29 punktów, 11 zbiórek i 14 asyst, trafił przeciętne 11/31 rzutów z gry, stracił 5 piłek, w tym jedną w końcówce. Wygląda na to, że jego kariera już po prostu będzie tak wyglądała. Westbrook gonna be Westbrook i tak długo, jak będzie grał w swoją grę, w Oklahomie ciężko będzie coś więcej osiągnąć. Chyba, że w końcu przyjdzie jakiś bardziej kompetentny trener.

Wiecie co mnie najbardziej zszokowało w tej serii? Że Enes Kanter wygrał bezpośredni pojedynek ze Stevenem Adamsem. Wygrał, pokazując się z dobrej strony nie tylko w ataku, ale też w obronie. Przełamał stereotyp o tym, że takim centrem jak Kanter nie można grać w playoffowej serii. Okazuje się, że można.


Kluczowy mecz numer pięć przy remisie 2-2 rozstrzygnął się na korzyść Nuggets. Gospodarze wygrali różnicą blisko 20 punktów, urządzając sobie na Spurs swobodny blowout. Wygrana stała się faktem już w trzeciej kwarcie, kiedy Denver podniosło 10-punktowe prowadzenie do momentami wynoszącego blisko 30 punktów. Zadecydowała w dużej mierze skuteczność – Nuggets trafili 42% trójek (14/33), przy tylko 29% Spurs (7/24), trafiając też lepiej w ogóle wszystkie rzuty, co poskutkowało skutecznością na poziomie 51% z gry. Denver popełniło prawie dwa razy więcej strat (13:7), ale San Antonio nie było w stanie tego wykorzystać, z 13 strat Nuggets wyciągając tylko 11 punktów, podczas gdy Nuggets z 7 strat Spurs wyciągnęli aż 9 punktów.

Punktowym liderem Denver okazał się być Jamal Murray, z dorobkiem 23 punktów, 4 zbiórek i 7 asyst, przy skuteczności 4/9 z dystansu. Dobry mecz rozegrał tez Nikola Jokic, zdobywając 16 punktów, 11 zbiórek i 8 asyst. Może 5/11 rzutów z gry to trochę mało jak na lidera, ale kiedy pozostali zdobywają swoje punkty, takie zaangażowanie w zupełności wystarczy. Zwłaszcza, że rzuty to nie jest nawet połowa tego, co Jokic robi w ofensywie.

Dla Spurs po 17 oczek zdobyli LaMarcus Aldridge i DeMar DeRozan. Kolejne 12 dodali od siebie Jakob Poeltl i Derrick White, ale okazało się to za mało. Ławka Spurs okazała się co prawda dosyć szeroka, bo aż 8 graczy rezerwowych dostało szansę pokazania się na parkiecie, co na standardy playoffowe jest dużą liczbą. Żaden z tych zawodników nie zdobył jednak więcej niż 7 punktów.


Raptors szybko rozwiązali mecz numer pięć. Już pierwsza kwarta była pokazem tego, jaka jest przewaga talentu obu zespołów, kiedy to Toronto prowadziło różnica 25 punktów, dając rywalom rzucić 7 oczek w pierwsze 10 minut. To, jak otworzył mecz Kyle Lowry zwiastowało, że będzie działo się coś niesamowitego. No bo skoro Lowry oddaje rzuty i trafia prawie wszystko, to coś jest na rzeczy:

Końcowy wynik, w którym widać wygraną różnicą 19 punktów nie oddaje przebiegu meczu. Toronto prowadziło już różnicą 37 oczek w połowie czwartej kwarty i po prostu nie było już po co grać, swoje minuty dostali tacy zawodnicy jak Eric Moreland czy Malcolm Miller, a Magic w swoim pierwszym od lat występie w Playoffach nie chcieli się pożegnać w takim stylu, więc gonili wynik. Raptors nie zdobyli natomiast ani jednego punktu przez ostatnie 5 minut.

Liderem Raptors był Kawhi Leonard, który uzbierał 27 punktów i 7 zbiórek, trafiając wszystkie 5 rzutów z dystansu. Kolejne 24 punkty, 6 zbiórek i 4 asysty dorzucił Pascal Siakam. Gorący na starcie Kyle Lowry skończył z dorobkiem 14 punktów, 4 zbiórek i 9 asyst. Toronto nie nawrzucało nie wiadomo ilu punktów – prowadzili różnicą blisko 40 punktów, podczas gdy sami mieli na koncie 115 oczek, a nie 140. To jest zespół sprawny w defensywie i bardzo ciekawe, co pokażą w drugiej rundzie z Sixers. Liczę zwłaszcza na stracie Embiida z Gasolem.


Sixers również awansowali do drugiej rundy, czyniąc na Nets nie mniejsze spustoszenie niż Raptors na Magic. Brooklyn ani na moment nie mógł się cieszyć prowadzeniem, od początku odstając od swoich rywali. Philly już w trzeciej kwarcie prowadziła różnica 39-punktów, co sprawiło, że szybko nie było czego oglądać. Dzięki takiemu biegowi wydarzeń, Joel Embiid mógł rozegrać sobie tylko 20 minut i trochę odpocząć. Mimo to był on liderem zespołu, zdobywając w tym ograniczonym czasie 23 punkty i 13 zbiórek.

https://www.youtube.com/watch?v=-gF70V8mFDU

źródło:YouTube/FreeDawkins

Aż strach pomyśleć co by było, gdyby zagrał trochę dłużej. Dobry mecz zagrał też Ben Simmons, zdobywając 13 punktów, 5 zbiórek i 6 asyst. Reszta jednak nie zachwyciła po atakowanej stronie parkietu, a to, co pozwoliło tak łatwo wygrać, to indolencja Nets. To pierwsze przetarcie tego zespołu w fazie zasadniczej, więc nie ma co się dziwić, że w kluczowym momencie dali ciała. D’Angelo Russell zdobył 8 punktów, Spencer Dinwiddie 3 punkty i tylko Caris LeVert poradził sobie, zdobywając 18 oczek. Jared Dudley, będący sprawcą największych emocji w tej serii, dziś zdobył 0 punktów i został zwyzywany przez kibiców w Wells Fargo Center.