47 punktów Kemby, Ostatni mecz Wade’a w TD Garden, Bucks dominują

Historyczny mecz Kemby Walkera i tak zakończył się porażką i Hornets powoli żegnają się z marzeniami o Playoffach. Tour pożegnalny D-Wade’a trwa, Celtics pożegnali go… kawałkiem drewna.


Pistons (39-38) – Pacers (46-32) – 102:111
Heat (38-39) – Celtics (46-32) – 105:110
Bucks (58-20) – Nets (39-39) – 131:121
Bulls (21-57) – Knicks (15-62) – 105:113
Magic (38-40) – Raptors (55-23) – 109:121
Blazers (49-28) – Wolves (34-43) – 132:122
Sixers (49-28) – Mavs (31-46) – 102:122
Hornets (35-42) – Jazz (47-30) – 102:111
Cavs (19-59) – Suns (18-60) – 113:122


Kemba Walker chyba wziął sobie do siebie wczorajsze ostre podsumowanie starcia Hornets z Warriors. Dziś w meczu przeciwko Jazz rzucił więc aż 47 punktów. Nie pozwoliło to jednak uniknąć kolejnej porażki i w ten sposób szanse Szerszeni na Playoffy zmalały do szans jedynie matematycznych. O ile jeszcze w pierwszej połowie Hornets mgli myśleć o zwycięstwie, o tyle drugą zdominowali już Jazz. Do zwycięstwa klub z Utah poprowadził przede wszystkim duet obwodowych. Ricky Rubio zdobył 20 punktów i 13 asyst, a Donovan Mitchell był najlepszym strzelcem drużyny z dorobkiem 25 oczek – w tym 4/7 trafionych trójek i takiego wsadu:

Pierwsza piątka Hornets złożyła się na łącznie 53 punkty. Kemba Walker zdobył aż 47 z nich. Miles Bridges i Marvin Williams zakończyli mecz bez choćby punktu, popisując się (nie)skutecznością na poziomie kolejno 0/5 i 0/4. Żeby mecz stwarzał pozory wyrównanego, Jeremy Lamb wchodzący z ławki dodał od siebie 23 punkty, a starający się jak najlepiej zaprezentować na tle tej mierności Willy Hernangomez zdobył 15 punktów i 8 zbiórek, po raz kolejny spisując się dobrze w porażce po słabym meczu zespołu. Jeśli Hornets mieliby grać w taki sposób, to dobrze, że Playoffy jednak ich ominą.

xródło:YouTube/House of Highlights


Celtics bardzo mocno weszli w mecz z Heat, już w pierwszej kwarcie wychodząc na prowadzenie różnicą nawet 23 punktów. W drugiej połowie co prawda Miami było w stanie znacznie zredukować straty, ale nie byli w stanie zbliżyć się do rywali na tyle, by wyrwać im prowadzenie. Nie mniej jednak pod koniec zrobiło si ę gorąco, kiedy na dwie minuty przed końcem fade-away Dwyane Wade’a zbliżył Heat do Celtics na 100:103.

Dwyane Wade w całym meczu zdobył 17 punktów, 5 zbiórek i 7 asyst i choć na parkiecie nie był głównym bohaterem spektaklu (choć oczywiście zagrał dobrze), to poza parkietem trochę nim jednak był. To był ostatni mecz D-Wade’a w TD Garden i przed meczem dostał pamiątkowy… kawałek parkietu! Można założyć, że przez lata kariery i całą masę pamiętnych występów w TD Garden po prostu sobie ten kawałek parkietu wywalczył:

Wygrali jednak gospodarze, po świetnym meczu Ala Horforda, który skończył z triple double na koncie. Zaliczył tym razem 19 punktów, 11 zbiórek i 10 asyst. Najlepszym strzelcem zespołu był z kolei Kyrie Irving, który zdobył 25 punktów, 8 zbiórek i 3 asysty. Trafił przy tym dobre 5/11 za trzy, ale stracił też aż 6 piłek. Kolejne 19 oczek dorzucił Jayson Tatum. Celtics pokonali Heat przede wszystkim na poziomie skuteczności zza łuku – sami trafili ponad 42% prób (17/40), podczas gdy Heat ograniczyli się do 27% (10/37). Na nic zdało się, że spod kosza byli od rywali skuteczniejsi – matematyka po raz kolejny okazała się bezlitosna.

https://www.youtube.com/watch?v=XufDCIpWRrY

źródło:YouTube/FreeDawkins

Liderem Heat był Goran Dragic, który zdobył 30 punktów, 5 asyst i 5 przechwytów. Słoweniec na dobre wrócił po kontuzji do dobrej dyspozycji i z powrotem zadomowił się w wyjściowej piątce. Dobry mecz w pierwszej piątce zanotował też Bam Adebayo, który uzbierał 19 punktów i 14 zbiórek . Trochę ciała dał natomiast Derrick Jones Jr., który w 17 minut oddał tylko 1 rzut z gry, przez cały występ zdobywszy zaledwie 1 punkt. Jeśli Jones Jr. nie daje nic w ataku, to znaczy że nic nie daje swoją obecnością na parkiecie. Niech świadczy o tym współczynnik plus/minus, który u pozostałych graczy waha się od -7 do 7, a u Derricka Jonesa Jr. wynosi aż -19. Prościej rzecz ujmując – kiedy zszedł z boiska na dobre, Heat zaczęli odrabiać straty.

Przechwyt, bieg ile sił w nogach, odważny wjazd pod kosz – cały Dragon:


Mecz Bucks z Nets rozpoczął się podobnie jak w przypadku Celtics z Heat – to Koziołki już w pierwszej kwarcie wyszły na ponad 20-punktowe prowadzenie, które Nets odrobili już w drugiej kwarcie. Trzecia odsłona była grą niemalże punkt za punkt, a tylko na przestrzeni tych newralgicznych 12 minut prowadzenie zmieniało się aż 17 razy. Na przełomie trzeciej i czwartej kwarty Milwaukee trochę jednak przycisnęło i wyszło na nieco wyższe prowadzenie, które udało im się dowieść do końca.

https://www.youtube.com/watch?v=uNBhqksK8_E

źródło:YouTube/FreeDawkins

Liderem Bucks był Eric Bledsoe, który szykuje chyba wysoką formę na Playoffy. Zdobył 29 punktów, 5 zbiórek, 7 asyst i 5 przechwytów, mogąc pochwalić się zdecydowanie najwyższym wskaźnikiem plus/minus na poziomie +21. Giannis tez zagrał bardzo dobry mecz, notując 28 punktów i 11 zbiórek, rozkręcając sie jednak dopiero w kluczowej dla zwycięstwa czwartej kwarcie. Khris Middleton wciąż odpoczywa. Nets walczyli dzielnie, a ich liderem był D’Angelo Russell – autor 28 punktów i 10 zbiórek, ale też tylko 3 asyst przy 6 stratach. W tym spora zasługa defensywy Bledsoe. Z ławki wsparcie zapewnił Caris LeVert, dorzucając 24 punkty i 6 asyst.

Niech o tym, jak dominujący jest to po cichu sezon Bucks, świadczy ta statystyka:


Magic w pierwszej połowie spotkania prowadzili grę, wciąż utrzymując prowadzenie w granicach 5-10 punktów nad Raptors. Toronto jednak mecz rozpoczęło dopiero w drugiej połowie. W ostatnich minutach czwartej kwarty wyszli na 10-punktowe prowadzenie, by podnieść je jeszcze w trzeciej odsłonie i stosunkowo bezpiecznie dowieść do końca. Bohaterem został nie Kawhi Leonard, nie Pascal Siakam, a Danny Green. Były strzelec Spurs zdobył 29 punktów, trafiając świetne 7/10 za trzy. Kawhi zdobył stosunkowo skromne 15 punktów, 7 zbiórek i 5 asyst, a Pascal Siakam zagrał słabszy mecz na 6 punktów. Ostatecznie jednak Raptors okazali się znacznie skuteczniejsi – zwłaszcza zza łuku. Trafili ponad 51% rzutów z dystansu, a konkretnie 19/47.

Dla Magic 21 oczek zdobył Evan Fournier, jednak nie był to pojedynek strzelców. Francuz tylko jeden swój rzut trafił zza łuku, operując w większości pod koszem i na półdystansie. Nikola Vucevic dodał od siebie 13 punktów i 13 zbiórek, a wchodzący z ławki Wes Iwundu zaskoczył 16 punktami i trafieniem 7/7 rzutów z gry.


Strefa podkoszowa Mavs nie należy do najmocniejszych w lidze (delikatnie rzecz ujmując), a jednak Dallas poradzili sobie dosyć łatwo z Sixers przy nieobecności Joela Embiida. Po wyrównanej pierwszej połowie Mavs w bardzo krótkim czasie wyszli na prowadzenie różnicą aż 20 punktów, które utrzymali w niemal niezmiennej formie do końca. W kluczowym momencie Sixers przez 10 minut nie zdobyli nawet punktu.

Po stronie Sixers nie zagrał nie tylko Joel Embid, ale też Jimmy Butler. W barwach Mavs natomiast nie wystąpił Luka Doncic, więc oba zespoły stawiły się w okrojonym składzie. Brak Embiida był widoczny – wchodzący z ławki Salah Mejri zagrał mecz na 16 punktów i 14 zbiórek – nie jest to dla niego standardowy występ. Poza tym Dallas do zwycięstwa ciągnął Justin Jackson, który skończył z dorobkiem 24 punktów, 6 zbiórek i 3 asyst. Dla Sixers najwięcej punktów zdobył JJ Redick, bo aż 26. Kolejne 25 dołożył Tobias Harris, ale nie grzeszył on skutecznością z dystansu, trafiając tylko 1/6. Ostatecznie Sixers trafili zaledwie 18% swoich rzutów z dystansu.

Na meczu pojawił się sam Steve Nash – może to jego obecność zmotywowała chłopaków:


W pozostałych meczach nie wydarzyło się nic rewolucyjnego, a ja za chwilę mam umówioną ważną wizytę lekarską. Mam więc nadzieję, że tym razem odpuścicie mi opuszczenie kilku meczów w podsumowaniu. Dzięki za wyrozumiałość i miłego dnia życzę!