47 punktów Giannisa, triple-double Butlera, rekord LaMelo Balla!
WAS – CHA – 87:97
IND – DET – 89:97
BOS – ATL – 99:110
CLE – BKN – 99:109
NOP – MIA – 98:113
ORL – NYK – 104:98
LAL – MIL – 102:109
SAC – MIN – 97:107
HOUS – OKC – 89:101
DAL – PHX – 98:105
CHI – POR – 107:112
W innych okolicznościach, ten mecz byłby absolutnym hitem. Lakers jednak zaczęli sezon bardzo słabo i grają obecnie bez LeBrona Jamesa, a i Bucks nie są najgorętszą ekipą tego pierwszego miesiąca rozgrywek. Ostatecznie górą byli Bucks, którzy dysponują Giannisem Antetokounmpo, na którego Lakers nie maja po prostu odpowiedzi. Anthony Davis ma warunki, ale nie jest wystarczająco dobrym obrońcą na piłce. Talen Horton-Tucker jest świetnym obrońcą, ale jest za krótki. I tak się to kręci, a Giannis zdobywa aż 47 punktów, co jest trzecim najwyższym wynikiem w tym sezonie. Zauważyliście, że nie ma w tym roku aż tylu indywidualnych występów powalających liczbą zdobytych punktów?
Do gry po przerwie wrócił Khris Middleton i nie tylko zdobył on 19 punktów, ale zrównał się też z Ray’em Allenem w liczbie trafionych trójek w barwach Bucks. Obaj trafili ich 1051, co jest najlepszym wynikiem w historii klubu:
Dla Lakers znów najlepiej wypadł Talen Horton-Tucker, zdobywając 25 punktów i 12 zbiórek:
To jest to jedno posiadanie, w którym Bobby Portis czuje się jak Wilt Chamberlain:
Dla Miami Heat nie zagrali minionej nocy Kyle Lowry i Bam Adebayo. Wrócił jednak po drobnych problemach z kostką Jimmy Butler, od razu serwując triple-double i prowadząc zespół do zwycięstwa nad Pelicans. Jimmy zdobył 31 punktów, 10 zbiórek i 10 asyst:
Tyler Herro ostatecznie zdobył 19 punktów i 5 asyst na dość przeciętnej skuteczności. Zdobyłby mniej, gdyby ta próba podania nie okazała się tak szczęśliwie niedokładna:
Po stronie Pelicans po raz kolejny wyróżniającą się postacią był Nickeil Alexander-Walker. Młody obwodowy zanotował aż 28 punktów24 punkty:
Wizards w połowie 3. kwarty prowadzili z Hornets różnicą 9 oczek. Rywale zanotowali jednak świetny run 11-0, dzięki któremu kwartę tę kończyli już sami prowadząc różnicą 10 punktów:
Najlepszym strzelcem Hornets okazał się Terry Rozier z dorobkiem 19 oczek, ale warto zwrócić uwagę na LaMelo Balla, który nie tylko zdobył 11 punktów, 6 zbiórek, ale też najwięcej w karierze 14 asyst:
Devin Booker pomógł Suns wygrać z Mavericks, osłabionymi nieobecnością Luki Doncicia. Mecz – mimo nieobecności lidera gości – pozostawał wyrównany do samego końca:
Booker zanotował jednak bardzo efektywne 24 punkty, dokładając 9 zbiórek i dość zaskakujące jednak 0 asyst:
Damian Lillard poprowadził Blazers do zwycięstwa nad Bulls, zdobywając 22 punkty i 10 asyst. Jego skuteczność – 6/18 z gry i 3/9 za trzy – wciąż pozostawia jednak sporo do życzenia:
Bulls nie udało się wygrać nawet pomimo świetnego występu Zacha LaVine’a na 30 punktów i 7/12 za trzy. Niestety, jedna ze spudłowanych trójek była tą, która mogła dać Bulls remis na kilka sekund przed końcem meczu:
Jayson Tatum zaliczył bardzo dobry występ, zdobywając 34 punkty, 9 zbiórek i 5 asyst – nie udało mu się jednak poprowadzić Celtics do zwycięstwa nad Hawks:
Przy dość słabym meczu Trae Younga (4/12 z gry, 0/6 za trzy), najlepszym strzelcem Hawks okazał się John Collins z z dorobkiem 20 punktów i 11 zbiórek:
Nets poradzili sobie z Cavaliers, dla których nie zagrali nie tylko Sexton, Mobley i Markkanen, ale i Jarrett Allen. Na tle tak ograniczonych personalnie Kawalerzystów najlepiej wypadł ponownie James Harden, notując 27 punktów, 10 zbiórek i 7 asyst (ale też aż 6 strat):
Knicks nieoczekiwanie ulegli Orlando Magic, dla których aż 6 graczy przekroczyło barierę 10 punktów. Jednym z nich był Franz Wagner, którego akcja and-1 dała drużynie prowadzenie w samej końcówce:
Timberwolves pokonali Kings, a Towns wziął sobie na plakat Tristana Thompsona:
Towns łącznie uzbierał 22 punkty, ale najlepszym strzelcem okazał się aspirujący do nagrody MVP Anthony Edwards, który zanotował 26 oczek. Kolejne 17 punktów dorzucił D’Angelo Russell:
W derbach dołu tabeli Thunder pokonali Rockets niesieni na barkach Lu Dorta. Nie tylko zdobył on najwięcej w meczu 34 punkty, ale dwa z nich były absolutnie decydujące o wyniku – poza tym były to punkty naprawdę sporej urody:
Detroit Pistons zaskakująco poradzili sobie z Indianą Pacers w niezbyt przyjemnym dla oka meczu, w którym obie ekipy złozyły się na (nie)skuteczność 17/65 za trzy (26%). Wpisujący się w ten trend Cade Cunningham, który trafił 1/8 zza łuku, mimo wszystko rozegrał niezłe spotkanie na 16 punktów, 8 zbiórek, 6 asyst i tylko 1 stratę: