1v1 Roy Hinson: „Erving był moim idolem”.
Wybrany w drafcie 1983 roku przez Cleveland Cavaliers, wysłany w 1986 roku do 76ers za wybór w drafcie, dzięki któremu Cavs pozyskali Brada Daugherty. O latach spędzonych w Cleveland, wymianie do Sixers i pracy w NBPA, opowiada Roy Hinson.
W 1983 roku otrzymałeś nagrodę A-10 Player of the Year. Jak ważne było dla ciebie takie wyróżnienie na tak wczesnym etapie twojej kariery?
To były szczególne chwile. Pracowaliśmy ciężko jako zespół i to wyróżnienie jest w jakimś stopniu ich zasługą. Otrzymanie nagrody dla Zawodnika Roku było z pewnością najjaśniejszym punktem mojej kariery na Uniwersytecie Rutgers. Zostać wybranym najlepszym zawodnikiem konferencji, która była przepełniona świetnymi zawodnikami.
Jaka była twoja reakcja, gdy Cleveland Cavaliers, którzy mieli za sobą ciężkie sezony, wybrali cię w drafcie?
Będąc z New Jersey, nie śledziłem gry Cleveland Cavaliers. Nigdy nie byłem w Ohio, więc kiedy zostałem wybrany, nie wiedziałem czego oczekiwać. Później uświadomiłem sobie, że to świetne miejsce do życia. Kibice byli bardzo przyjaźni i po prostu chcieli mieć zespół odnoszący zwycięstwa. Nadrobiłem zaległości i dowiedziałem się o najlepszych dniach Cavs w latach 70. Zespół sprawiał, że tłumy zjawiały się w Richfield Coliseum. Bardzo podobały mi się trzy sezony spędzone w Cleveland, a po zakończeniu kariery byłem tam jeszcze kilka razy.
Jak wspominasz grę z Worldem B. Free? Czy sądzisz, że jest jednym z najbardziej niedocenionych punktujących przełomu lat 70. i 80.?
Świetnie grało mi się z Worldem. Żałuję jedynie, że nie wziął mnie bardziej pod swoje skrzydła i nie pokazał, jak w istotnych momentach meczu, wykazać się takim charakterem, jaki miał World. Phil Hubbard był weteranem w naszym zespole i wykazał prawdziwe zainteresowanie młodszymi graczami. Phil dużo z nami rozmawiał, a do tego był zawsze pierwszy na treningu i ostatni z niego wychodził. Zawsze podkreślał, że musimy profesjonalnie podchodzić do swojej pracy. World był nieco starszy i myślałem, że był nieco sfrustrowany koniecznością gry w Cleveland. W tamtych czasach Cleveland nie było miejscem, w którym zawodnicy chcieli grać. Ja natomiast uważam, że było to idealne miejsce na początku mojej kariery i żałuję, że nie mogłem w nim zakończyć swojej przygody z koszykówką.
Krótko przed rozpoczęciem twojego drugiego sezonu w NBA, George Karl został trenerem Cavaliers. Co sądziłeś o graniu dla tak młodego wówczas trenera?
George Karl był najlepszą rzeczą, jaka przydarzyła mi się podczas całej kariery w NBA. Gdyby George został na kolejny sezon w Cleveland, myślę, że umożliwiłby mi stanie się zawodnikiem na poziomie All-Star. Kiedy trener wierzy w ciebie jako zawodnika, grasz świetnie w jego systemie. George jest kimś, kogo do dziś uważam za swojego przyjaciela, ponieważ wciąż znaczy dla mnie bardzo dużo.
źródło: youtube.com (PM’s Far-Out Grooviness)
W tym samym sezonie byłeś jednym z pięciu zawodników notujących średnio 15 punktów, 7 zbiórek i 2 bloki na mecz. Pozostała czwórka to środkowi będący w Hall of Fame (Abdul-Jabbar, Sampson, Olajuwon i Gilmore). Jak udało ci się połączyć wszechstronną grę z bardzo dobrą obroną?
Kiedy dołączyłem do NBA, byłem znany jako obrońca. Stopniowo stawałem się coraz lepszym punktującym, ale blokowanie rzutów i gra w defensywie były dla mnie ważniejsze. Od poziomu ligi uniwersyteckiej, a może nawet od szkoły średniej, pracowałem nad umiejętnościami wymaganymi do bycia dobrym blokującym. Z całą pewnością jest to zestaw konkretnych umiejętności, które zawodnik powinien opanować. Nigdy nie wiedziałem, że znalazłem się w takim gronie, ale muszę przyznać, że bycie na takiej liście jest świetnym uczuciem.
Mimo, iż Cavaliers przegrali z Celtics w czterech meczach w playoffs 1985 roku, obydwie drużyny zdobyły łącznie tyle samo punktów na przestrzeni tych spotkań. Czy sądzisz, że mogliście pokonać Boston?
To bardzo proste – nie było takiej opcji. Boston był po prostu za dobry. Przegraliśmy dwa pierwsze mecze w Bostonie. Dobrze ich kryliśmy i graliśmy nieźle jako drużyna. Odnieśliśmy zwycięstwo w trzecim meczu rozegranym w Cleveland. Będę zupełnie szczery – wygraliśmy to spotkanie, ponieważ Larry [Bird] nie zagrał. Pamiętam, jak Larry przed czwartym meczem powiedział, że „czas już kończyć”. Mimo, iż daliśmy z siebie wszystko, nie byliśmy w stanie dorównać Larry’emu Birdowi i jego kolegom z zespołu.
Mówiąc o Larry’m i o Celtics, jak wymagająca była dla ciebie gra przeciwko Birdowi i Kevinowi McHale’owi?
Granie przeciwko nim było naprawdę świetne. Jako zawodnik, chcesz grać z najlepszymi. Larry i Kevin byli najlepszymi zawodnikami, jakich kiedykolwiek musiałem kryć. Obaj stawiali inne warunki. Larry był po prostu nie do zatrzymania. Zarówno jego rzut, jak i trash talk. Kevin był bardzo wysoki. Wiele razy próbowałem, ale nigdy nie dałem rady zablokować jego rzutu. Był bardzo utalentowanym zawodnikiem.
źródło: youtube.com (Larry Legend)
W 1986 roku Cavaliers wysłali cię do 76ers za wybór w drafcie. Jak zareagowałeś na wieść o wymianie? Czy sądzisz, że pozostanie w Cleveland byłoby lepsze dla twojej kariery?
To zawsze jest ciężki temat, ponieważ niewiele osób wie, jak wyglądał mój przyjazd do Philadelphii. Kiedy zadzwonił do mnie menedżer Cavs i powiedział, że wymienili mnie za wybór w drafcie, byłem w szoku. To był mój pierwszy transfer, więc nie bardzo wiedziałem co się teraz wydarzy. Kiedy już się otrząsnąłem, uświadomiłem sobie, że wracam w rodzinne strony. Dorastałem w niedaleko Princeton, a Philadelphia była zespołem, któremu kibicowałem. Pamiętam, że zadzwoniłem do swojego agenta, a on poinformował mnie, że zespół chciałby mnie widzieć w Philly na konferencji prasowej. Mieszkałem wówczas w Plainsboro w stanie New Jersey, więc nie była to długa podróż. Spotkałem się wtedy z menedżerem i trenerem, Mattem Guokasem. Jego pierwsze słowa brzmiały: „Wcale cię tutaj nie chciałem”. Żadnego przywitania, uścisku dłoni. Kiedy wyczytał z mojej twarzy, że zabolały mnie te słowa, powiedział, że tylko żartował. Od tego momentu, nie byłem w stanie dawać z siebie 100 procent, grając dla niego. Będąc młodym zawodnikiem, który rozegrał właśnie najlepszy sezon w karierze, byłem bardzo dobrze nastawiony do gry. Kilkoma słowami, trener kompletnie mnie zniechęcił. Gra dla innego trenera, zarówno w Philly, jak i Cleveland, byłaby znacznie lepsza dla mojej kariery.
Jak grało ci się z późniejszymi członkami Hall of Fame, Charlesem Barkley’em i Juliusem Ervingiem?
Granie z Charlesem i Dr. J było jednym z najfajniejszych momentów w mojej karierze. Gdy dorastałem, Erving był moim idolem, więc gra z nim w jednym zespole była spełnieniem marzeń. Charles był również świetnym zawodnikiem. Zawsze byłem pod wrażeniem jego umiejętności. Grając na pozycji skrzydłowego, dryblował jak rozgrywający i był nie do pokonania na tablicach. Był jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym zawodnikiem z jakim grałem. Miał również świetną osobowość; zawsze starał się pomóc.
źródło: youtube.com (1980s Sports Home)
W latach 1987-1991 grałeś dla New Jersey Nets. Czy granie dla zespołu, który nie odnosił sukcesów, było dla ciebie frustrujące?
Nie powiedziałbym, że frustrujące, natomiast transfer do zespołu, który był w przebudowie, był sporym wyzwaniem. Harry Weltman był wówczas menedżerem i wiedział, że jestem dość dobrym zawodnikiem, który jest w kiepskim położeniu. Kiedy zacząłem mieć problemy z kolanem, Nets wreszcie pozyskali w drafcie młodych i utalentowanych zawodników. Frustrująca była walka ze zdrowiem i bierne obserwowanie, gdy Nets stawali się lepszym zespołem z Derrickiem Colemanem, Kenny’m Andersonem i Drazenem Petrovicem.
W sezonie 1990-91 grałeś dla będącego w Hall of Fame, Billa Fitcha. Jak układała się wasza współpraca? Wielu zawodników uważa, że był wymagającym trenerem.
W mojej opinii trener Fitch był świetnym nauczycielem i trenerem. Zdobył mistrzostwo z Celtics, więc wiedział jakiego nastawienie potrzebuje zespół, by wygrywać. Kiedy przybył do New Jersey, zobaczył, że takiego nastawienia nie ma. Starał się więc zmienić nasz sposób myślenia. Wciąż pamiętam nasze rozmowy z nim. Zawsze miałem duży szacunek dla niego i jego osiągnięć.
W Nets miałeś okazję grać z Purvisem Shortem, z którym obecnie pracujesz w NBPA. Czy jesteś w stanie uwierzyć, że po 30 latach wciąż pracujecie razem, lecz nie jesteście już zawodnikami?
To niesamowite, że wybraliśmy podobną ścieżkę po zakończeniu kariery w NBA. Purvis był wice-prezydentem NBPA, kiedy wciąż był zawodnikiem, więc nie jest zaskoczeniem, że wciąż pracuje w NBPA. Ja natomiast byłem na spotkaniu Rookie Transition Program w Orlando, podczas którego spotkałem się z dyrektorem wykonawczym, Charlie’m Granthamem. Powiedziałem mu, że będę mógł wesprzeć zawodników, którzy będą takiej pomocy potrzebować. Nie miałem pojęcia, że dzięki temu, otrzymam pracę w NBPA. Myślę, że znalazłem się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Praca dla National Basketball Players Association jest przyjemna, ponieważ lubię wspierać obecnych zawodników.
źródło: youtube.com (Ryan Van Dusen)
W 1986 roku wziąłeś udział w Konkursie Wsadów. Podczas rozgrzewki zaprezentowałeś „elbow dunk”, który wiele lat później spopularyzował Vince Carter. Czy ten wsad był twoim pomysłem?
To było całkiem zabawne, ponieważ wcześniej wykonywałem go kilkukrotnie. Widziałem innych zawodników, którzy robili wsady niemalże dotykając głową obręczy. Chciałem pokazać kibicom zgromadzonym w hali, jak wysoko mogłem skoczyć.
Na przestrzeni swojej kariery w NBA trafiłeś 12 rzutów za trzy punkty – dziś jest to jeden z ważniejszych, jeśli nie najważniejszy aspekt gry. Czy uważasz, że dałbyś sobie radę w dzisiejszej koszykówce?
Myślę, że wraz z biegiem czasu i ewolucją dyscypliny, zawodnicy dostosowywali się do nowych ról na parkiecie. Jestem w szoku, że trafiłem te 12 rzutów. Nigdy nie rzucałem dobrze za trzy punkty, więc to musiały być rzuty na końcu kwarty lub oddane w desperacji w końcówce spotkania. Myślę jednak, że gdyby w tamtych czasach więcej osób starało się rozciągać grę, opanowałbym rzut z daleka. Z pewnością nie rzucałbym ze skutecznością Stephena Curry’ego, ale trafiłbym trochę rzutów.