12) Brooklyn Nets – Wykonać mądrze krok do przodu

12) Brooklyn Nets – Wykonać mądrze krok do przodu

PG: Kyrie Irving / Spencer Dinwiddie
SG: Joe Harris / Garrett Temple / David Nwaba / Theo Pinson
SF: Caris LaVert / Taurean Prince
PF: Kevin Durant* / Rodions Kurucs / Dzanan Musa / Wilson Chandler / Lance Thomas
C: Jarrett Allen / DeAndre Jordan  / Nicolas Claxton / Henry Ellenson

*jest, ale nie zagra, więc jakby go nie było

Brooklyn Nets byli rewelacją tego lata. Plotki o tym, że wolną gotówkę w salary cap wykorzystają na dwóch czołowych wolnych agentów traktowano trochę z przymrużeniem oka. W końcu ten zespół przed zeszłorocznym awansem do Playoffów traktowany był przez kilka lat jako organizacyjny żart i klub bez większych perspektyw. Stało się jednak – na Brooklyn przybył Kyrie Irving, w zamian za D’Angelo Russella przybył Kevin Durant, wzmacniając ten już przed wakacjami obiecujący skład. Skoro Nets ze zbiorem przeciętnych-do-niezłych graczy, dzięki sprawnemu systemowi ofensywnemu był w stanie na plecach Russella wejść do najlepszej ósemki, to gdzie wisi ich sufit w tym sezonie? Cóż, to sprawa dosyć skomplikowana.

Kontuzjowane gwiazdy

Suma talentów wzrosła niemożebnie. Gdyby to była symulacja spod szyldu 2K, tzw. overall wzrósłby drastycznie. Koszykówka nie jest jednak gra wideo, tylko sportem zespołowym, w którym każdy element musi się ze sobą układać. Nad tym, w jak dużym stopniu pozyskane gwiazdy pasują do zastanego zespołu można by podyskutować, ale… Na razie nie ma po co. Kevin Durant najprawdopodobniej opuści cały sezon regularny, a Kyrie Irving właśnie odnowił złamanie twarzoczaszki i nie wiadomo jak wyglądać będzie jego dyspozycyjność na starcie rozgrywek.

Zakładając jednak, że KD nie ma, a Kyrie wróci stosunkowo szybko, mamy w dużej mierze zespół sprzed roku, tylko z Irvingiem zamiast Russella. Niewątpliwie jest to gracz o wyższych na ten moment umiejętnościach, ale również bardziej problematyczny w tym zespole. Sukces Nets z minionego sezonu w dużej mierze oparty został na kunszcie trenera Kenny’ego Atkinsona. Kunszt natomiast tkwi w prostocie – ofensywa Brooklynu to rozgrywający grający pick’n’rolla z centrem, otoczeni trójką strzelców za trzy. W dużym skrócie – to tyle. Odpowiedzialność ciąży na centrze, by potrafił postawić dobrą zasłonę i skończyć pod obręczą, na strzelcach, by trafiali swoje rzuty i w razie czego potrafili minąć w pierwsze tempo, no i przede wszystkim na rozgrywającym, by w pick’n’rollu podjął dobrą decyzję. D’Angelo Russell był jednym ze statystycznych liderów w ilości tego typu akcji rozgrywanych w meczu, jak również w punktach zdobytych w przeliczeniu na tego typu posiadanie.

Kyrie Irving jest w stanie go zastąpić, bo po zasłonach też potrafi bardzo sprawnie się obcinać. Sęk w tym, że dużo chętniej niż swój poprzednik po zasłonie wchodzi w drybling, grę 1 na 1 i samodzielnie oddaje rzut. Russell też to lubił, ale skala wydaje się zupełnie inna. Istnieje spora obawa, że Kyrie Irving będzie brał grę na siebie. To nic złego i czasem tak trzeba, co pokazywały te czwarte kwarty Bostonu w minionym sezonie, w których Kyrie dowoził zespół do brzegu swoją grą w izolacjach. W systemie Nets jest to jednak o tyle niebezpieczne, że jego największą zaletą była chodząca sprawnie za sprawą podań piłka. Irving tez to potrafi, ale to kwestia decyzyjności, głowy – jeśli będzie w stanie się skupić i nie brać tego na siebie, co jest jak odruch, może robić to co Russell, tylko lepiej.

A Kevin Durant? On do każdego zespołu pasuje świetnie, ale on grać nie będzie. Może w ewentualnych Playoffach – wtedy zrobi różnicę. Ale do nich trzeba się najpierw dostać, a to jest Power Ranking sezonu regularnego. O KD więc już nie piszemy.

Do kogo w pick’n’rollu?

Jarrett Allen w swoim drugim sezonie w NBA zaliczył znaczny postęp. Z dużego, ale trochę zbyt miękkiego chłopaka stojącego pod obręczą, stał się całkiem sprawnym obrońcą, który także w ataku nieźle radzi sobie z piłką. Statystyki rzędu 10.9 punktu, 8,4 zbiórki, 1,4 asysty i 1,5 bloku na mecz to niezłe liczby, a przecież w wieku zaledwie 21 lat wciąż może jeszcze dużo poprawić. Cóż, tak długo jak wystarczy minut. W minionych rozgrywkach spędzał na parkiecie średnio 26 minut, a teraz o więcej będzie trudno, bo na pozycji centra pojawił się konkretny rywal.

źródło:YouTube/BleacherReport

Po co Nets ściągali DeAndre Jordana wiedząc, że Jarrett Allen zapowiada się na porządną opcję pod koszem na lata? Cóż, sportowo miałoby to sens, gdyby Jordan był już na tym etapie kariery, na którym byłby skłonny pozostać skromnym rezerwowym. Fakt, że najlepsze lata ma już za sobą, ale rolę zadaniowca ciężko będzie mu chyba jeszcze przełknąć. Podobno trafił do Nets tylko dlatego, że jest dobrym kolegą Kevina Duranta (o którym mieliśmy tu już nie pisać!). Niechaj tak będzie, ale teraz będzie musiał dostać te 20-kilka minut na parkiecie, co znów ogranicza Allena do 20-kilku minut. Na szczęście obaj będą raczej wykorzystywani w podobny sposób – do rolowania pod (lub nad) obręcz po zasłonach i kontestowania rzutów spod kosza w obronie. Na korzyść Allena w tej rywalizacji przemawia fakt, że na ten moment jest znacznie mobilniejszy i potrafi trochę więcej, jeśli chodzi o technikę użytkową.

Jest w czym rzeźbić

Skład Nets jest o tyle fajny, że wyłączając dwie największe gwiazdy, jest to zbiór graczy niezłych, którzy mają jeszcze potencjał na stanie się graczem naprawdę dobrym. Nie wszyscy oczywiście, bo taki Spencer Dinwiddie czy Garrett Temple lepsi już raczej nie będą. Jest tu jednak cały zastęp graczy, których stać na postęp i to jeszcze na przestrzeni nadchodzącego sezonu. Przede wszystkim Caris LeVert – w sezonie 2017/18 był super-zmiennikiem i gdyby nie kontuzja w ostatnim roku, walczyłby może o nagrodę Most Improved Player. Ten skok, który uniemożliwił mu uraz, może nastąpić teraz. Jeśli tak się stanie, może spokojnie stanowić przerzutkę dla Irvinga czy Duranta, jako naprawdę mocna trzecia opcja w naprawdę mocnej ekipie.

Na skrzydłach dzieje się jednak o wiele więcej. Taurean Prince przez trzy pierwsze sezony spędzone w Hawks nie spełnił pokładanych w nim nadziei. W obliczu posiadania w składzie obiecujących Trae Younga i Johna Collinsa, w Atlancie zdecydowano się nie wchodzić z nim w nowy kontrakt, więc wymieniono go do Nets rok przed wygaśnięciem dotychczasowej umowy. Prince do ligi wchodził dosyć późno, a po zaledwie trzech latach gry m już 25 lat na karku – prime tuż przed nim. Jeśli ten prime jest w stanie przynieść jeszcze trochę więcej ponad to, kim jest teraz – czyli dobrym obrońcą na zdobytych kilkanaście punktów – być może warto będzie pomyśleć o przedłużeniu. Jest też europejski zaciąg skrzydłowych w postaci Rodionsa Kurucsa i Dzanana Musy. Obaj rzucają, obaj są dobrze wyszkoleni i wszechstronni i obaj najpewniej skorzystają na systemie ofensywnym Nets.

źródło:YouTube/Z.Highlights

Jak grać ten atak?

No właśnie, co z tym całym systemem. Właściwie o to, że ofensywa Nets to najprostsza ofensywa ligi – w dobrym tego słowa znaczeniu. To fakt, że współczesna koszykówka się upraszcza i podstawą stał się pick’n’roll i rzut za trzy, ale u większości ekip można zauważyć różne sposoby na rozegranie ataku pozycyjnego. Nie u Nets – u nich praktycznie zawsze był to pick’n’roll na szczycie i trójka strzelców na obwodzie. Dlaczego ta prostota jest tak funkcjonalna? Głównie dlatego, że na każdy rodzaj obrony pick’n’rolla jest jakaś odpowiedź ze strony rozgrywającego, ale też dlatego, że każdy zawodnik jest w stanie w ten system wskoczyć z miejsca, zakładając że potrafi rzucać i zrobić cokolwiek z piłką w rękach. Jeśli jako skrzydłowy musisz tylko znaleźć sobie miejsce, dostać piłkę i oddać rzut (tudzież minąć czy podać dalej), to nie ma aż tak dużego znaczenia, czy jesteś Kevinem Durantem, czy Rodionsem Kurucsem, jak w przypadku, gdybyście mieli grać  jakieś bardziej skomplikowane schematy.

W takiej grze największa odpowiedzialność spoczywa na rozgrywającym. Wróćmy więc na chwilę do zestawienia D’Angelo Russella z Kyrie Irvingiem. Russell był w minionym sezonie drugim najczęściej grającym na piłce w pick’n’rollu graczem w lidze, z 11.4 tego typu posiadaniami na mecz (przed nim tylko Kemba 11,8). Kyrie Irving, choć też to potrafi, w bostonie kozłował na zasłonach tylko 6,6 akcji na mecz. Statystyki mówią, że Kyrie aż 83% tych posiadań kończył rzutem. Dużo, prawda? Cóż, D’Angelo wcale nie był bardziej altruistyczny – on rzutem kończył niecałe 82% posiadań w pick’n’rollu. Gdzie więc różnica, o którą się obawiam?

Leży ona w tych posiadaniach, w których Kyrie w ogóle nie decydował się na wejście w pick’n’roll, tylko na przykład izolację. Spośród zawodników, którzy rozegrali przynajmniej 15 meczów, D’Angelo Russell zajął czwarte miejsce w ast%, czyli statystyce określającej ile punktów kolegów wpadło po asyście danego zawodnika, kiedy ten przebywał na parkiecie. Irving jest w tym rankingu o kilkanaście pozycji niżej. Choć więc obaj notowali średnio po 7 asyst na mecz, da się zauważyć różnicę w ich podejściu do rozgrywania, którą bardziej niż statystyki, uwidacznia prosty test oka. W telegraficznym skrócie Kyrie Irving ma wszelkie narzędzia ku temu, żeby przejąć rolę Russella i odgrywać ją lepiej. Musi tego tylko chcieć i się na tym skupić. Przygoda w Celtics, co do której pokornie zgadza się, że go przerosła, być może będzie dla niego odpowiednią motywacją.