Występ Doncicia pod znakiem zapytania, Clippers znaleźli usprawnienia
To jest naprawdę mocna pierwsza seria Playoffów. Może to kwestia tego rozregulowanego od ponad roku przez pandemię terminarza, przerw i tym podobnych czynników, ale mam wrażenie, że to najlepsze Playoffy od lat. Przynajmniej ich pierwsza runda jest jak do tej pory niezwykle ciekawa. Są serie, które mają mniej historii i ładunku emocjonalnego, ale nie należy do nich starcie Dallas z Clippers. Pierwsze dwa mecze w Los Angeles zostały kompletnie zdominowane przez grającego na kosmicznym poziomie Lukę Doncicia, grającego praktycznie w pojedynkę. Warto podkreślać możliwie często, że ten chłopak, który sam wiózł się z gwiazdorskim składem Clippers ma 22 lata. W trzecim meczy rzuty zaczął trafiać Paul George, Kawhi Leonard zaczął częściej wykorzystywać swoją przewagę fizyczną w ataku i mimo kolejnego kapitalnego meczu Luki (44/9/7), tym razem Clippers byli górą. Czwarty mecz to – w końcu – zmiana defensywnej koncepcji LAC, zatrzymanie Doncicia na 16 punktach i doprowadzenie serii do remisu. Słaby występ Doncicia nie był jednak tylko i wyłącznie kwestią defensywnych usprawnień trenera Lue. Doncic zmagał się z urazem karku, który stawia pod znakiem zapytania jego występ w kolejnym spotkaniu (najbliższej nocy). Czy to oznacza równię pochyłą dla Mavericks?
Jeśli Luka rzeczywiście nie zagra, to może być to przełomowy moment dla tej serii. Problem polega na tym, że pewności nie ma i pewnie nie będzie jej aż do pierwszego gwizdka. Jego status w protokole meczowym to 'prawdopodobny’ – istnieje więc spora szansa, że pojawi się na parkiecie. W końcu to mecz o objęcie prowadzenia w serii, a bóle karku to jednak nie jest kontuzja stawu, który kompletnie uniemożliwia poruszanie się na parkiecie koszykarskim. Jeśli jednak Luka ma wyglądać tak, jak w ostatnim meczu, to sama jego obecność nie załatwia sprawy. Ba, nawet gdyby pojawił się na parkiecie w dobrej dyspozycji z początku serii, to trener Lue sięgnął w końcu po rozum do głowy i wprowadził znaczące usprawnienia, które sprawią, że ta seria nie będzie już taka sama.
Podstawowa rzecz – Tyronn Lue zszedł niżej ze składem. W pierwszej piątce Clippers na czwarty mecz nie było żadnego nominalnego centra:
Trudno powiedzieć, komu z czterech silnych skrzydłowych w tym składzie najbliżej było do pełnienia roli centra – zwłaszcza w defensywie. Najwyższych zawodników rywali – Porzingisa, czy momentami Marjanovicia – krył głównie Nicolas Batum (znamienne, że kiedy na parkiecie pojawiał się Boban, Clippers starali się wprowadzać jednak Zubaca, którego wzrost nie był konieczny przy Kristapsie). Nie o to jednak chodzi w tym ustawieniu. Jego podstawowym założeniem jest fakt, że przy jakiejkolwiek możliwej konfiguracji zasłon stawianych dla Luki Doncicia, Clippers mogą zmienić krycie i skończyć z dużym, ale mobilnym obrońcą na liderze rywali. Do tej pory przez trzy mecze z przejmowaniem krycia na Donciciu musiał męczyć się Ivica Zubac, który choć robił co mógł, jest po prostu za słabym i za wolnym obrońcą w tym miejscu boiska. A tak – czy Batum, czy George, czy Kawhi, czy nawet Morris skończy posiadanie na Donciciu, są to długie, mobilne ramiona, przytwierdzone do korpusu, który nie da się tak łatwo objechać. Proste, skuteczne, samo się nasuwające. Ciekawe, dlaczego trzeba było na to tyle czekać.
Wydaje się, że musi być coś za coś. Jeśli schodzisz do gry small-ballem, to stracisz na tym pod koszem, oddasz rywalowi pola fizycznie. A co, jeśli wcale nie? Ta wyjściowa piątka Clippers nie ma nominalnego centra. Ma za to czterech zawodników o posturze silnego skrzydłowego i rozgrywającego (który koniec końców mierzy blisko 190, więc też nie jest jakimś mikrusem). Mimo gry nisko, Clippers mogą dominować fizycznie. Zwłaszcza w obliczu grającego na centrze u Mavericks Porzngisa, do którego krycia w tej serii wystarczy w miarę silny zawodnik o niewysokim środku ciężkości. Kristaps nawet nie próbuje wykorzystać swojej przewagi warunków inaczej, niż rzucając przewyższenia. Okazuje się jednak, że trudno mu nawet zająć na swoich długich nogach solidną pozycję do rzutu. On, jak i grający u jego boku na czwórce Maxi Kleber, czy Dorian Finney-Smith, nie stanowią fizycznej przewagi nad żadnym z zawodników front courtu Clippers.
Tu przechodzimy do ofensywy, jaką prowadzi zespół z Los Angeles w swoim niskim ustawieniu. O ile bowiem w defensywie można uznać, że najbliżej centra było Nicolasowi Batumowi, tak w ataku trzeba wskazać na Kawhi Leonarda. Głównym beneficjentem spacingu i słabszych fizycznie obrońców był właśnie on, dostając się raz po raz pod obręcz, spod której padła większość z jego 29 punktów:
Przeszliśmy z punktu, w którym Clippers musieli znaleźć odpowiedź na grę Doncicia, do punktu, w którym to Mavericks muszą znaleźć odpowiedź. Problem ekipy z Teksasu polega jednak na tym, że Clippers przez cały czas mieli odpowiednie narzędzia, żeby odpowiedzieć. Mavericks mają tę metaforyczną skrzynkę z narzędziami dość skromną, a ich główna karta – Luka Doncic – może nawet nie znaleźć się w talii na najbliższy mecz. A kto ma przejąć z jego barków odpowiedzialność za grę zespołu?
Wiemy, że nie będzie to Kristaps Porzingis. Przede wszystkim jest to zawodnik, któremu trzeba okazję wykreować – zagrać z nim zasłonę, stworzyć miss-match. Sam nie jest w stanie przy swoim zestawie umiejętności stanowić centralnej osi gry zespołu. A już na pewno nie przy swojej obecnej formie. Zmiana koncepcji gry rywali akurat jemu trochę ułatwiła sprawę. Nieprzypadkowo w ostatnim meczu trafił niezłe w sumie 7/12 rzutów z gry. Jego 221 centymetrów robi swoje, rzuty z takiego przewyższenia są trochę łatwiejsze. To wciąż jednak nie jest nawet 20 punktów – nawet skuteczny Porzingis, ale przy próbie nieco ponad 10 rzutów, nie jest zagrożeniem, które trzeba traktować wyjątkowo poważnie. Zawodników do gry na piłce też brakuje, kiedy odrzeć Mavs z Doncicia. Jalen Brunson w tej serii jest właściwie nieobecny. Gra niespełna 20 minut na mecz i ma zdecydowanie najgorszy plus/minus w zespole, który wskazuje na -11. Tim Hardaway Jr.? Josh Richardson? To są chyba kolejne opcje do gry na piłce. Oni, albo Trey Burke, który jak do tej pory gra po kilka minut na mecz.
Problemy z karkiem Doncicia naprawdę pogłębiają kłopot, który będą mieli w tej serii Mavericks. Kłopot, który – jak pokazał czwarty mecz – mieliby nawet bez tych problemów z karkiem.