Wyniki NBA: Wolves wyrzucają obrońców tytułu! Pacers pokonują Knicks, złamana ręka Brunsona
Ch. Barkley: NIE BYŁEM W MINNESOCIE JAKIEŚ 20 LAT…
A. Edwards: TO RUSZ DUPĘ
Dobrze słyszałeś, Charlesie Barkley’u. Minneapolis staje się ważnym punktem mapy NBA pierwszy raz od… Od 20 lat? To w 2004 roku Wolves pod wodzą Kevina Garnetta zrobili Finały Konferencji i to jest do dziś największy sukces w historii klubu.
Do dziś, bo właśnie dziś udało się to powtórzyć. Po REWELACYJNEJ, siedmiomeczowej serii z obrońcami tytułu.
Anthony Edwards żegna zgromadzonych na hali kibiców Nuggets; jeszcze przed kończącym gwizdkiem przebiega z przyjacielskim pozdrowieniem:
IND – NYK – 130:109 (4-3)
MIN – DEN – 98:90 (4-3)
Niesamowitą energię miało te ostatnie kilka minut meczu, w których wiedzieliśmy już, że Timberwolves to mają. Po bardzo trudnej pierwszej połowie i świetnym comebacku w trzeciej kwarcie, czwarta była już tylko pięknym postawieniem kropki nad i. Nawet fakt, że było tam na hali w Denver trochę kibiców Leśnych Wilków, trochę podbudowywał hype:
Niezależnie od tego, co wydarzy się w Finałach Konferencji przeciwko Dallas Mavericks, jest to już teraz wielki sezon Timberwolves. Sezon ekscytujący, bo niespodziewany – z czym nie zgadza się oczywiście Karl-Anthony Towns:
„Ile jeszcze chciałbyś, żebyśmy przegrywali? Przegrywamy od 20 lat!”
– Karl-Anthony Towns
Przejdźmy może jednak do samego meczu. Początek nie był dla Wolves łatwy. Anthony Edwards i Mike Conley w pierwszej połowie trafili po 1/7 z gry, Nickeil Alexander-Walker z ławki dorzucił 0/5 i sam Towns (5/6, 13 oczek) nie wystarczył, żeby ofensywa Timberwolves jakoś wyglądała. Nuggets skończyli więc pierwszą połówkę z 15-punktową przewagą, tylko po to, żeby w pierwszych minutach trzeciej kwarty szybko podnieść przewagę do 20 oczek.
Te pierwsze minuty 3. kwarty wyglądały jak moment, w którym obecni mistrzowie przejmują mecz siłą doświadczenia. Zwłaszcza, że Jamal Murray rozegrał kapitalną pierwszą połowę. Krytykowany za opieszałość w poprzednich meczach serii, teraz wyszedł i przez pierwsze dwie kwarty trafił 8/15 z gry na 24 punkty. To był jego mecz. Do czasu…
Czy Timberwolves to młoda drużyna? Ich lider jest młody, ma dopiero 22 lata i zbiera swoje pierwsze zwycięskie doświadczenia. Towns to już stary koń, ma 28 lat, ale też nie ma jeszcze zwycięskiego doświadczenia. Najwięcej zdaje się mieć go prawie 32-letni już Gobert. To chyba nie jest drużyna, którą rozpatrywalibyśmy jako „młoda”, prawda?
Zadaję to pytanie, bo zastanawiam się, na ile imponujące jest to, jak potrafili pozbierać się w kryzysowym momencie. Trzecia kwarta – czy szerzej druga połowa – to pokaz mistrzowskiego mentalu Minnesoty. Mistrzowskiego w tym znaczeniu, że potrzebnego u drużyny, która chce walczyć o mistrzostwo.
W drugiej połowie nawet Rudy Gobert trafiał takie rzeczy:
Minnesota Timberwolves wygrali trzecią kwartę aż 28:14. Zatrzymali w tym czasie rywali na skuteczności 1/10 za trzy. Jamal Murray, który do tej pory wyglądał kapitalnie, teraz trafił tylko 2/7 z gry. Niewiele lepiej – 2/6 z gry – wypadł Jokic.
Timberwolves zdominowali deskę (29:15 w drugiej połowie) i bronili rywali bez faulowania (19-6 na korzyść Wolves w oddawanych rzutach wolnych). To był kapitalny comeback, możliwe że najlepszy w historii siódmych meczów:
Nikola Jokic naprawdę próbował. Trafił tylko 2/10 za trzy, ale bardzo starał się oddawać rzuty – ostatecznie skończył ze skutecznością 13/28 z gry. Zdobył 34 punkty, 19 zbiórek i 7 asyst i niech aż 6 zbiórek w ataku będzie znakiem jego zaangażowania. Naprawdę ruszył go ten mecz. Możemy sobie żartować z tego (sam to trochę robi), że nie obchodzi go NBA, tylko konie i zabawa w Serbii, ale porażka była dla niego ukłuciem. Zwrócił nawet uwagę Anthony’emu Edwardsowi na to, że nie spodobało mu się machanie do jego kibiców:
Anthony Edwards nie zagrał nawet wielkiego meczu dla Timberwolves. Oddawał mnóstwo rzutów, ale koniec końców trafił tylko 6/24 (25%) na 16 punktów, 8 zbiórek i 7 asyst. Wolves dostali jednak – to kluczowe w całej serii – 23 punkty i 12 zbiórek od diablo skutecznego Townsa (8/14 z gry, choć tylko 1/6 za trzy) i dodatkowe 7/10 i 23 punkty od Jadena McDanielsa. Przede wszystkim jednak potrafili zamknąć grę Nuggets w drugiej połowie. Jeśli prawdą ma być frazes, że obrona wygrywa tytuły, to Wolves naprawdę mogą to zrobić.
Znacznie mniej emocji było we wcześniejszym meczu eliminacyjnym – rozgrywanym o 21:30 naszego czasu starciu Pacers z Knicks. Indiana od początku narzuciła tempo tego spotkania i do samego końca miała wynik pod kontrolą. Był moment w trzeciej kwarcie, kiedy przewaga spadła do jednocyfrowej wartości i można było się zastanawiać, ale…
Zabrakło zdrowia.
Knicks zakończyli ten sezon z kolejnym urazem – tym razem lidera, Jalena Brunsona. Po 29 minutach na parkiecie i – trzeba niestety przyznać – słabej pierwszej połowie (4/13 z gry), Jalen Brunson pechowo złamał rękę:
Ten moment kontuzji Brunsona – na 3 minuty przed końcem trzeciej kwarty – był na dobrą sprawę jak końcowy gwizdek.
Do gry przystąpili kontuzjowani Josh Hart i OG Anunoby. Dostali jakieś potężne leki przeciwbólowe i zmotywowani wyszli na ten mecz o wszystko. Anunoby szybko zdał sobie sprawę, że jednak nie da rady. Rozegrał niespełna 5 minut. Josh Hart powalczył dłużej. Na parkiecie spędził 36 minut, z kontuzjowanym mięśniem brzucha zdobywając 10 punktów, 8 zbiórek, 5 asyst i 2 przechwyty. Kiedy schodził, dostał od kibiców ogromna owację za swoje poświęcenie w tych Playoffach:
„To już moja czwarta drużyna, szósty trener w karierze. Chciałem mieć dom. Musze podziękować kibicom za docenienie mnie. Nie jestem idealny. Jest wiele wzlotów i upadków, jeśli chodzi o Josha Harta. Ale kibice mnie przyjęli.”
– Josh Hart
Piękna historia poświęcenia i gry po 48 minut oraz z kontuzją. Niestety, to nie jest baśń ani bajka z morałem – meczów nie wygrywa się samym heroizmem. Kontuzjowany Josh Hart nie wyglądał tak dobrze, jak kiedy był zdrowy i potrafił dominować mecze swoją fizycznością. Nie dziś.
Bez Anunoby’ego, bez zdrowia Harta, ze złamaną ręką Brunsona i połową składu w przychodzi lekarskiej, Knicks mogli jedynie próbować. Tak, jak próbował Donte DiVincenzo, trafiając aż 9/15 trójek na 39 punktów:
Ostatecznie rywalem Bostonu w Finale Konferencji Wschodniej będzie Indiana Pacers. Zaczną szybko, bo już z wtorku na środę o 2:00 naszego czasu.
Dziś kawał dobrej koszykówki pokazał Tyrese Haliburton. Był bardzo efektywny – trafił 10/17 z gry, w tym aż 6/12 za trzy. Łącznie uzbierał 26 punktów i 6 asyst, a po 20 punktów dorzucili mu Andrew Nembhard i Pascal Siakam. Nembhard trafił 8/10 z gry, Nesmith 8/8, Myles Turner 7/11. W pierwszej połowie Pacers trafili łącznie ponad 76% rzutów z gry. Jak w jakimś NBA 2K. Awans w dobrym stylu, choć z kontuzjami rywala w tle: