Wyniki NBA: Kings leją Bucks, kontuzja Kawhi, potężne triple-double Harta
Może i jego drużyna przegrała z kretesem, może zdobył w meczu tylko dwa punkty… Ale za to jakie punkty. Andre Jackson Jr. prawie wybił sobie zęby o obręcz – dosłownie:
PHI – NYK – 79:106
IND – OKC – 121:111
WAS – MEM – 97:109
HOU – SAS – 103:101
BOS – UTA – 123:107
MIL – SAC – 94:129
MIN – LAC – 118:100
Poza niesamowitym highlightem Jacksona Jr., nie była to jednak w żadnym wypadku udana noc dla Milwaukee Bucks. Nieudana to zresztą mało powiedziane. Bucks doświadczyli absolutnego łomotu z rąk Sacramento Kings.
Do przerwy Kings prowadzili różnicą 19 oczek. Przez całą trzecią kwartę prawie nie schodzili poniżej 15 przewagi, a w czwartej urwali się na niemal 40 oczek. Bucks ani przez sekundę tego meczu nie byli na prowadzeniu.
Problemy Bucks? Fatalna skuteczność na poziomie 17,9% za trzy. Zaledwie 2/12 z gry i 10 punktów Damiana Lillarda, obok 3/11 za trzy Malika Beasley’a. Do tego Brook Lopez kompletnie stłamszony przez Domantasa Sabonisa, trafiający 2/7 z gry i zbierający 4 piłki przez 26 minut gry. Sam Giannis ze swoimi 30 punktami i 13 zbiórkami nie dał tu rady.
JaVale McGee wszedł nawet na 5 minut, żeby trafić swoją 15. trójkę w karierze:
Kings nie brali jeńców. Sabonis znów był wybitnie skuteczny – trafił 10 z 14 rzutów na 22 punkty, 11 zbiórek i 8 asyst. Zdobycze nieco skromniejsze, niż miewał ostatnio w zwyczaju, ale przeciwko słabej obronie na obwodzie Bucks, szalał właśnie obwód Kings. Oprócz De’Aarona Foxa, który zdobył najwięcej w zespole 29 punktów, 6 zbiórek i 7 asyst, świetnie wypadł też jego kolega z Kentucky. Malik Monk. Przez 28 minut z ławki zdobył 25 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst, w ostatnim czasie umacniając swoją pozycję jako 3. najlepszego gracza Sacramento:
Anthony Edwards zadomowił się na pozycji gwiazdy NBA. Łatwo przeoczyć, że oprócz widowiskowej ofensywy, ten chłopak ma wiele do zaoferowania także po bronionej stronie:
Biedny Paul George oddał tylko 11 rzutów z gry. Sporo dostawał się jednak na linię, więc wyszarpał 22 oczka. Defensywa Wolves mogła się jednak w całości skupić na nim, bo po zaledwie 12 minutach gry z parkietu zszedł Kawhi Leonard. Narzekał on na ból w plecach na tyle silny, że dyskomfort sprawiać miało mu nawet siedzenie na ławce, więc udał się do szatni. Być może rozegranie więcej niż 60 meczów w sezonie regularnym jest już po prostu poza jego możliwościami:
Clippers zabrakło pary w ataku, ale też nie mieli nic do powiedzenia na deskach – do gry wrócili bowiem Rudy Gobert i Kyle Anderson. Obaj wyszli w pierwszej piątce. W piątce zagrał też Jaden McDaniels, który robił swoje w obronie, ale miał też bolesną skuteczność 0/8 z gry. Na szczęście nadrabiali inni.
Mike Conley i jego weterańskie doświadczenie dali 23 punkty, a aż 28 z ławki dostarczył Nickeil Alexander-Walker (9/10 z gry!). Najlepszy był jednak oczywiście Anthony Edwards, autor 37 punktów, 8 zbiórek i 4 asyst:
Mecz był już dla Thunder przegrany, ale Shai Gilgeous-Alexander, mający wówczas 28 punktów na koncie, połasił się jeszcze na trzydziestkę do boxscore’u. No bo po co faulował? Tylko po to, żeby wcisnąć jeszcze ten jeden rzut:
SGA rzeczywiście mógł mieć potrzebę udowodnienia czegoś po tym, co zrobił mu Aaron Nesmith:
Indiana Pacers ograli Oklahomę City Thunder i co się okazuje: Nieobecność Jalena Williamsa jest dla Thunder kłopotem. Nie powinno to w sumie dziwić – mowa o chyba najbardziej niedocenianym graczu tego sezonu. To on nadrabiał braki atletyczne, jakie wciąż ma Chet Holmgren i to on brał na siebie bardziej fizyczny aspekt defensywny. Pod jego nieobecność w pierwszej piątce musiało zagrać wspomnienie Gordona Hawyarda. Dało ono co prawda efektywne 9 punktów, 4 zbiórki i 5 asyst w pół godziny, ale nie o to chodzi na pozycji numer 4 w Oklahomie.
Niech dowodem na to będzie bardzo udany ofensywnie mecz Mylesa Turnera, który trafił 11/17 rzutów z gry, zdobywając najlepsze w zespole 24 punkty, 3 zbiórki, 4 asysty i 4 bloki. Poza tym jednak w Indianie jak to w Indianie, punkty rozkładały się dość równomiernie. Po 18 dostarczyli Siakam i Haliburton (Hali też 12 asyst), a dwucyfrową liczbę zdobyli też Nesmith, Nembhard i Toppin z ławki:
Josh Hart dostał w czwartej kwarcie meczu z Sixers owację od kibiców. Trzeba przyznać, że na nią zasłużył. Knicks po raz 3. z rzędu zatrzymali rywali poniżej 80 punktów, a Hart był tego kluczowym elementem:
Sixers nie byli w stanie zrobić wiele. Tobias Harris trafił fatalne 1/6 z gry, Buddy Hield z ławki trafił 1/7 za trzy, a Tyrese Maxey zatrzymał się na 17 oczkach i plus/minus na poziomie -29. Próbował Kelly Oubre:
To jednak na nic. Knicks z radością przyjęli powrót do gry OG Anunoby’ego, który wyszedł na parkiet po raz pierwszy od stycznia. Od razu zaprezentował się dobrze: 6/11 z gry, 14 punktów, 4 zbiórki 2 asysty i plus/minus +28:
Czapki z głów należą się jednak przede wszystkim Joshowi Hartowi. Gość mierzy 193 cm wzrostu – nominalnie to on jest rzucającym obrońcą. Wykręcił jednak 20 punktów, 10 asyst i aż 19 zbiórek! Dla porównania, Hart zebrał 18 piłek w obronie, podczas gdy Sixers 24, czyli jako zespół niewiele więcej:
Wembanyama dalej się bawi. Dziś skromne 13 punktów, ale 10 zbiórek, 6 asyst i 2 bloki i miękkość ruchów:
San Antonio Spurs prawie wyrwali zwycięstwo z Houston Rockets bez Aleprena Senguna. Dobry występ zaliczył nasz Jeremy Sochan, trafiając 9/14 z gry na 21 punktów, 8 zbiórek, 2 asysty, przechwyt i blok. Trafił też trudny rzut 2+1 w ostatniej minucie, który pozwolił powalczyć do samego końca:
Rockets bez Senguna wyszli z Jabari Smithem na centrze. Poradził sobie przyzwoicie, ale znacznie lepiej wypadł jego zmiennik. Kontuzja Senguna sprawia, że duże minuty dostaje Jock Landale i dobrze je wykorzystuje. Dziś 5/8 z gry, 11 punktów, 4 zbiórki, 5 asyst i zdecydowanie najlepszy w drużynie plus/minus na poziomie +15:
Liderem był jednak Fred VanVleet, który uzbierał łącznie 21 punktów, 7 zbiórek i 7 asyst:
Boston Celtics bez większych problemów ograli Utah Jazz, dla których w pierwszej piątce na tym etapie sezonu wychodzą już takie osobistości jak – z całym szacunkiem – Brice Sensabaugh czy Luka Samanic.
Najlepszy na parkiecie bezapelacyjnie był Jayson Tatum. Przez 34 minuty zdobył on 38 punktów, 6 zbiórek i 2 asysty:
Przed państwem w akcji duet liderów Washington Wizards. Dziś w programie akcja 2 na 1 w kontrze. Czy udało się ją zamienić na punkty? Nie było nawet blisko:
Memphis Grizzlies ograli Washington Wizards, a największy cios zadał im ich były gracz, Trey Jemison. Tak tak, ten niepozorny center rozegrał dla Wizards 2 mecze jeszcze w tym sezonie – łącznie minutę. W Grizzlies radzi sobie lepiej – dziś dał 11/13 z gry na 24 punkty, dokładając 6 zbiórek. Cały czas miał w głowię tę jedną minutę w barwach WIzards, to go napędzało: