mecze turnieju, sezonu regularnego, Playoffów
obejrzysz za darmo! 📺

superbet logo
wchodzę!
Wyniki NBA: Faza grupowa Turnieju za nami! Thriller Kings z Warriors, Celtics mądrze!

Wyniki NBA: Faza grupowa Turnieju za nami! Thriller Kings z Warriors, Celtics mądrze!

Wyniki NBA: Faza grupowa Turnieju za nami! Thriller Kings z Warriors, Celtics mądrze!
(Photo by Lachlan Cunningham/Getty Images)

Szalona to była noc, a zwłaszcza na parkiecie w Sacramento, gdzie Warriors z Kings walczyli o awans z grupy Turnieju. Mecz rozstrzygnął się po szalonej końcówce pełnej ważnych trafień, błędów, ale ostatecznie brawurowym rzucie na zwycięstwo Malika Monka:


CHA – NYK – 91:115
MIL – MIA – 131:124
ATL – CLE – 105:128
TOR – BKN – 103:115
CHI – BOS – 97:124
OKC – MIN – 103:106
TOR – DAL – 115:121
GSW – SAC – 123:124


Za nami faza grupowa Turnieju In-Season. Każda z drużyn rozegrała wszystkie mecze grupowe i za tydzień zobaczymy już rundę pucharową. Do niej awansowali; ze wschodu Pacers, Celtics, Knicks i Bucks, a z zachodu Kings, Pelicans, Lakers i Suns.

ćwierćfinały turnieju In Season

Pacers Celtics (5 grudnia, 1:30)
Bucks Knicks (6 grudnia, 1:30)

Kings Pelicans (5 grudnia, 4:00)
Lakers Suns (6 grudnia, 4:00)

Oba półfinały rozegrają się 7 grudnia, a finał 9 grudnia – dwie ostatnie fazy turnieju rozegrane zostaną w Las Vegas.


Kings wygrali po świetnej akcji Malika Monka, będąc jedną z czterech niepokonanych w turnieju ekip (jeszcze Lakers, Bucks i Pacers). Golden State Warriors zależało na zwycięstwie, ponieważ z bilansem 3-1 zrównaliby się wówczas z Kings i wyprzedzili ich przez bilans bezpośrednich spotkań, a co za tym idzie awansowaliby do fazy pucharowej. Stawka była więc wysoka, więc mecz miał naprawdę playoffową energię.

Warrriors nie wytrzymali chyba presji. Oprócz Stepha Curry’ego, który na sekundę przed końcem spudłował rzut przez ręce, nie widząc otwartego Klay’a Thompsona, chwilę wcześniej bardzo kosztowną stratę popełnił Draymond Green:

Draymond, który w czwartej kwarcie najpierw oberwał technika za polemikę z sędziami… By chwilę później dostać przewinienie wynikające z czystej frustracji. Tu naprawdę widać wylewającą się z ekranu stawkę meczu – drużyny traktują Turniej poważnie:

Ostatecznie Kings poradzili sobie lepiej, choć przegrali na deskach, byli mniej skuteczni na dystansie, a Domantas Sabonis został zatrzymany na 9 punktach. Gracze z Sacramento dostawali się jednak na linię (42 rzuty wolne!), czemu przodował De’Aaron Fox – autor 29 punktów, 9 zbiórek i 7 asyst:


Kolejny dowód na to, że kluby NBA poważnie traktują turniej: Boston Celtics wysoko wygrywają z Bulls w czwartej kwarcie, zwycięstwo mają w sumie w kieszeni. Trener Mazulla wie jednak, że skończą z bilansem 3-1, tak jak Magic i Nets, więc zadecydują małe punkty. W wygranym meczu, na 7 minut przed końcem, decyduje się więc na taktykę hack-a-Drummond, żeby wykorzystać indolencję Drummonda na linii i jeszcze zwiększyć przewagę. To jest strategiczne podejście, którego w NBA jeszcze nie widzieliśmy. Nie mówię o samym faulowaniu słabego strzelca, a o robieniu tego w takich okolicznościach:

Strategia trenera Mazulli okazała się skuteczna. Gdyby Celtics zdobyli o 5 punktów mniej (albo Bulls o 5 więcej), to Orlando Magic wyszliby z grupy, a nie Boston. Niebywałe.

W tym blow-oucie z elementami punktowych emocji przewodził Jaylen Brown, zdobywając 30 oczek, 8 zbiórek i 6 asyst:


Szanse na awans z grupy mieli też Houston Rockets. Wystarczyło wygrać z Dallas Mavericks, dla których wygrana w tym meczu i tak nic już nie dawała. Czy był to powód, żeby się podłożyć? Nic z tych rzeczy.

Najlepsza w lidze obrona Rockets robiła co mogła, ale co Luka Magic, to jednak Luka Magic:

Niemożność zatrzymania Luki to jedna sprawa, ale Rockets zabrakło w tym meczu siły rażenia. Skromne 1/7 za trzy VanVleeta, 1/4 Brooksa, tylko 12 punktów Jalena Greena… jeden Alperen Sengun dostarczał punktów, notując 31 oczek, 9 zbiórek i 6 asyst. Kiedy robisz fade-away’a i Dirk Nowitzki na komentatorce mówi, że jest piękny, to znaczy, że coś osiągnąłeś:

Luka Doncic skutecznie pogrzebał szanse Rockets na awans, zdobywając 41 punktów, 9 zbiórek i 9 asyst:


New York Knicks awansowali z grupy, zajmując drugie miejsce, ale notując najlepszy bilans punktowy wśród drużyn z drugich miejsc wschodu. Żeby to osiągnąć, potrzebowali dziś nie tylko wygrać z Hornets, ale dla pewności wygrać wysoko. To się udało.

Knicks wygrali różnicą 24 oczek, w czym pomógł im z ławki Immanuel Quickley, zdobywając 23 punkty:

W obliczu słabszego występu Jalena Brunsona (12 punktów), lejce wziął Julius Randle, który nie tylko zaaplikował rywalom 25 punktów, ale zdominował ich pod koszem, zbierając 20 piłek:


Minnesota grając z Thunder nie znała jeszcze wyniku starcia Kings z Warriors, więc przy wysokiej wygranej i zwycięstwie Warriors mogli liczyć na awans. Tak się jednak nie stało.

Walka jednak była. Rudy Gobert (17 punktów, 16 zbiórek, 4 bloki) ani na moment nie odpuszczał młodemu Chetowi Holmgrenowi:

Kibice na hali w Minneapolis w każdym posiadaniu Josha Giddey’a głośno buczeli, bijąc brawo, kiedy ten tracił piłkę. Ma to oczywiście związek z toczącym się śledztwem dotyczącym rzekomych kontaktów płciowych Giddey’a z dziewczyną, która nie skończyła jeszcze 18 lat. Zdarzenia miały mieć miejsce rok temu, ale na ten moment żadnych szczegółów w sumie nie znamy.

Wspomniany już Gobert okazał się jednym z kluczowych graczy dla zwycięstwa w tym meczu. Podobnie jak Mike Conley, który trafił co prawda tylko 3/14 rzutów z gry na 9 punktów, ale rozdał 8 asyst i miał zdecydowanie najlepszy w drużynie plus/minus na poziomie +17. Co znaczy doświadczony rozgrywający. Najwięcej punktów zdobył Anthony Edwards, bo 21, trafiając po drodze 7/16 z gry i zaliczając groźnie wyglądający upadek. Jeśli Edwards myśli, że może Cię przeskoczyć, to spróbuje:


Heat przed meczem z Bucks mieli jeszcze szanse na awans. Musieliby jednak wygrać przewagą – jeśli dobrze liczę – przynajmniej 32 punktów. były to więc szanse mocno iluzoryczne. Byłoby inaczej, gdyby wyżej wygrywali z Charlotte, czy z Wizards.

Ostatecznie jednak Heat i tak nawiązali walkę, a mecz rozstrzygnął się dopiero po zaciętej końcówce. Po końcówce, w której znów dostaliśmy Dame Time. Damian Lillard w samej tylko 4. kwarcie zdobył 13 ze swoich 32 punktów:

Heat postawili twarde warunki pomimo gry bez Jimmiego Butlera, który niestety zachorował. Duże minuty grał jednak debiutant Jaime Jaquez Jr., który trafiając 7/9 z gry uzbierał 14 punktów, 4 zbiórki i 6 asyst. Ależ on się porusza:

Damian Lillard zdobył 32 punkty i 9 asyst, a Giannis Antetokounmpo od siebie dorzucił 33 punkty, 10 zbiórek, 5 asyst i 3 przechwyty:


Brooklyn Nets mogliby wyjść z grupy, gdyby wygrali dzisiejszy mecz z Raptors różnicą 20 punktów. Wygrali jednak tylko różnicą 12 oczek, prowadzeni przez duet Bridges&Dinwiddie. Podczas gdy Mikal Bridges zdobył 22 punkty, 10 zbiórek i 5 asyst, Spencer Dinwiddie uzbierał 23 punkty, 9 zbiórek, 8 asyst i 4 przechwyty:


Mecz Atlanty z Cleveland też nie był o nic. Cavs nie mili już szans na wygraną w grupie, ale mogli awansować z drugiego miejsca. Musieliby jednak osiągnąć lepszy bilans punktowy niż drugie drużyny z dwóch pozostałych grup na wschodzie. Trochę jednak zabrakło. Trzeba było wygrać różnicą o 14 punktów większą. Czy było to realne? Oznaczałoby to wygraną z Hawks różnicą aż 37 punktów. Wyzwanie.

Ostatecznie Cavs wygrali różnicą „tylko” 23 punktów, prowadzeni przez Donovana Mitchella, który wraca do formy po kontuzji. Dziś zdobył 40 punktów, 11 zbiórek, 5 asyst i 3 przechwyty: