Wyniki NBA: Wielki comeback Clippers, Kristaps usadza Rockets, zabawa Jokicia
Miniona noc stała przede wszystkim pod znakiem niesamowitego comebacku w wykonaniu Los Angeles Clippers. Kiedy na początku czwartej kwarty Nets prowadzili już różnicą 18 punktów, uzasadnione wydawało się wyłączenie meczu; porzucenie go jako spotkanie rozstrzygnięte. Byłby to błąd.
Clippers zagrali trzy słabe kwarty, ale ostatecznie wyszli na swoje. To jest niesamowity sezon tego zespołu, w który – na co zapracowali przez ostatnie lata – nikt już raczej nie wierzył. Pewnie w dużej mierze nadal nie wierzymy, bo przez kilka miesięcy coś ma się jeszcze prawo posypać zgodnie z prawem Murphy’ego. Opisując stan faktyczny trzeba jednak powiedzieć tak: Clippers są w tym sezonie świetni.
Atmosfera ma tutaj niebagatelne znaczenie. To, jaką rolę objął na tym etapie kariery Russell Westbrook, jest bardziej niż imponujące. Ten człowiek klei szatnie. Ba, klei całe otoczenie. Zobacz, jak udzielając wywiadu schodzi na drugi plan, żeby pogratulować lokalnemu dziennikarzowi awansu. To jest Postać:
„Najważniejsze w sporcie jest – w mojej opinii – dobrze się bawić. Wygrana, przegrana, remis, nieważne. To była naprawdę dobra zabawa być tam dzisiaj na parkiecie i wywalczyć to zwycięstwo.”
– Russell Westbrook
BKN – LAC – 114:125
DEN – WAS – 113:104
MIA – ORL – 87:105
BOS – HOU – 116:107
IND – PHX – 110:117
POR – LAL – 110:134
Clippers rzeczywiście – zgodnie ze słowami Westbrooka – dobrze się bawili… Ale dopiero w czwartej kwarcie. Wcześniej było męczenie się. Zwłaszcza na samym starcie, kiedy to Nets otworzyli mecz 16-0, prowadząc różnicą kilkunastu punktów już po kilku minutach gry. Mikal Bridges już w pierwszej połowie uzbierał dla Nets 20 punktów, podczas gdy duet George-Leonard trafił sumarycznie 4/17 z gry. Nie szło.
Na czwartą kwartę Clippers wyszli jednak lepiej. Z inną energią, z motywacją:
„Było tu dzisiaj jak na jakiejś imprezie. Kibice dawali 100% energii, dosłownie… To jest właśnie przewaga własnego parkietu. O to w niej chodzi.”
– James Harden
Harden był w końcówce świetny, zdobywając 8 punktów i 5 asyst, natomiast to Kawhi Leonard trafił w czwartej kwarcie wszystkie 4 rzuty z gry, zdobywając 14 punktów:
Clippers czwartą odsłonę wygrali aż 41:15 i nie tylko odwrócili wynik meczu, ale doprowadzili do tego, że w ostatnich minutach to oni wypracowali przewagę, dzięki której nie musieli się martwić. Nets w czwartej kwarcie nie tylko trafili okrągłe 0/6 za trzy, ale przegrali też na deskach aż 2:14. Deklasacja, kompletne odwrócenie porządku po trzech kwartach:
Houston Rockets przegrali z Boston Celtics i niby „tylko” o 9 punktów, ale jednak po meczu, który toczył się pod dyktando przyjezdnych. Stało się tak nawet pomimo faktu, że zarówno Jayson Tatum jak i Jaylen Brown nie mogą zaliczyć tego spotkania do indywidualnie najbardziej udanych. Nawet pomimo faktu, że świetnie po stronie Rakiet spisywał się Alperen Sengun, notując triple-double na 24 punkty, 12 zbiórek i 10 asyst:
Kolejne 25 punktów dołożył rzucający bez opamiętania (5/15 za trzy) Dillon Brooks, wykorzystując nieobecność Freda VanVleeta, a grający w pierwszej piątce Amen Thompson dorzucił 15 punktów, 14 zbiórek i 5 asyst. Mimo wszystko Boston wygrał dość pewnie, co tylko udowadnia, że nie jest to drużyna uzależniona od formy liderów.
Wspomniany Jayson Tatum trafił 4/17 z gry, w tym 1/6 za trzy, zdobywając skromne jak na siebie i nieefektywne 18 punktów. Jaylen Brown z kolei może pochwalić się triple-double, ale jest to tylko 13 punktów, 11 zbiórek i 10 asyst wypracowane w ostatnich minutach przez kolegów:
Lepiej wypadli inni. Na przykład Derrick White z dorobkiem 21 punktów, 11 zbiórek i 3 asyst. Przede wszystkim jednak Kristaps Porzingis, który zapisał na swoje konto 32 punkty, 6 zbiórek, aż 5 bloków i najlepszy na boisku plus/minus na poziomie +18:
Denver Nuggets przyjechali do niezwykle gościnnych w tym sezonie Wizards (3-16 na własnym parkiecie), gdzie chlebem, solą i skutecznością 1/7 z gry przywitał ich Jordan Poole. Mistrzowie czuli się jak u siebie. Zabawa:
Nikola Jokic znudził się już swoimi meczami bez oddawania rzutów, albo próbowaniem jakichś rzutów z dystansu. Po prostu przyszedł, walnął 15/20 spod kosza (nie oddając ani jednej trójki!) dokładając 12/14 z linii rzutów wolnych. Efektem tego były 42 punkty, 12 zbiórek, 8 asyst i oczywiście wygrana Denver, bez zbędnych ceregieli:
To był jeden z tych dobrych meczów Lakers – tych, na które przypadają po dwa-trzy kiepskie. Fakt, rywal był mierny, bo to tylko (z całym szacunkiem) Portland, ale pamiętajmy, że i z rywalami podobnej klasy Jeziorowcy potrafili ostatnio przegrywać.
Tu była wygrana, był spokój i był styl:
LeBron James, kiedy na 6 minut przed końcem zorientował się, że jest już po meczu, postanowił popełnić faul i sam zarządził swoją zmianę, po której nie wyszedł już na parkiet. W tym wieku trzeba ważyć każdą minutę gry.
Każda minuta gry LeBrona wciąż jest cenna. Dziś wykręcił on 28 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst, notując plus/minus na poziomie +28:
Mimo wszystko to nie LeBron błyszczał dziś najmocniej. Nie był to też Anthony Davis, który zagrał słabszy mecz na 14 punktów. Najjaśniejszym punktem był dziś D’Angelo Russell, który dużo zyskał powrotem do pierwszej piątki. Dziś trafił 6/11 za trzy, co dało mu 34 punkty i 8 asyst, przy okazji których nie popelnil żadnej starty:
Po transferze Pascala Siakama do Indiany czytać można było opinie (całkiem zrozumiałe), że Siakam nie pomoże Pacers w ich problematycznie słabej defensywie, a tylko spowolni ich turbo-szybką ofensywę. Cóż, jeśli chodzi o defensywę, Pascal robi co może:
Udziałem Siakama padło dziś 15 punktów, 4 zbiórki i 7 asyst, a Tyrese Haliburton znów nie wystąpił z powodu kontuzji ścięgna. Pomimo nieobecności lidera, Pacers na końcu próbowali nawiązać jeszcze walkę z Suns. Czwarta kwarta należała jednak do Kevina Duranta, który zdobył wówczas 13 punktów, trafiając 6/7 z gry. Łącznie KD uzbierał 40 oczek, dokładając 9 zbiórek i 3 bloki na skuteczności 18/25 z gry. Co ciekawe, nie oddał ani jednego rzutu wolnego:
Miami Heat przegrali derby Florydy, prezentując się w nich naprawdę słabo. Poza Bamem Adebayo, który zanotował 22 punkty, 11 zbiórek i 7 asyst, Heat trafili niespełna 35% z gry, dostając 15 punktów od Butlera i 12 od Tylera Herro. Orlando Magic skorzystali za to na powrocie po 8 meczach nieobecności Franza Wagnera, który zdobył 19 punktów i 5 asyst. Karty rozdawał jednak Paolo Banchero: autor 20 punktów i 10 zbiórek: