WeekendWatch: Lakers vs Nets, Embiid vs Zion, rozwój Rondo w Clippers
Nasze życie bardzo często działa tak, że cały tydzień mamy dużo spraw na głowie i dopiero weekend dostarcza trochę czasu na hobby i rozrywkę. Wierzę, że skoro tutaj jesteś, lubisz poświęcać swój weekendowy czas na NBA. W ramach WeekendWatch zapowiemy sobie więc co ciekawego przygotowała dla nas NBA na – a jakże – weekend i spróbujemy z tego zrobić cotygodniowy cykl.
Mecze weekendu:
sobota (2:30): Lakers – Nets
To miał być hit – układając terminarz nikt nie zakładał jednak, że żelazny LeBron James nie będzie mógł zagrać. Do tego dochodzi nieobecność Anthony’ego Davisa i dramaturgia widowiska zostaje mocno ograniczona. Szkoda, bo jest to starcie zespołów, które mają spore szanse na spotkanie się w Finałach.
Choć tym razem LeBron i Davis jeszcze nie wyjdą na parkiet, dostajemy kilka zakulisowych informacji odnośnie tego, kiedy ich powrót powinien mieć miejsce. Informacje te sprzedaje inny zawodnik Lakers, Jared Dudley, który sam pozostaje poza grą z powodu naderwanej łękotki:
„Anthony Davis powoli nadchodzi. Trenuje już na parkiecie i robi swoje mini-cykle treningowe, wzmacnia łydki. Dzielę z nim siłownię. W tym tygodniu ma zwiększyć intensywność ćwiczeń na parkiecie do 30 minut bez przerw. Niedługo wróci, potrzebuje jeszcze kilku tygodni. LeBron dopiero zdjął but [ortopedyczny – przyp. red.]. Robi postępy. No i Drummond wrócił. Więc słuchaj, w przeciągu 3-4 tygodni powinniśmy być już w pełnym składzie.”
Playoffy zaczynają się za 6 tygodni – Lakers powinni mieć więc chwilę na wejście przed ich rozpoczęciem w rytm meczowy.
Nie trzeba jednak zupełnie odpuszczać meczu Lakers z Nets z powodu nieobecności liderów Jeziorowców. Są rzeczy, które możemy zaobserwować już teraz, nawet w takich warunkach. Przede wszystkim to, jak match-upują się ze sobą formacje podkoszowe. Minionej nocy w ogóle nie zagrał Marc Gasol, który jawnie wyraża swoje niezadowolenie ze zmniejszonej roli. Czy to się powtórzy w meczu z Nets? LaMarcus Aldridge jako podstawowy center Brooklynu zajmuje się głównie rozciąganiem gry, co będzie bardzo niewygodne dla Drummonda.
Nets paradoksalnie – mimo braku silnych, podkoszowych obrońców – statystycznie wcale nie oddają dużo zbiórek. Możliwe, że Lakers będą musieli grać tu szybciej, z Harrellem na środku. Może grać szerzej i przeprosić się z Gasolem. Jeśli Finały mają się rozegrać pomiędzy tymi dwoma zespołami, to na pewne pytania możemy dostać zalążek odpowiedzi.
niedziela (21:00): Celtics – Nuggets
Nuggets są w gazie, a Celtics powoli wychodzą z dołka. Ekipa z Bostonu wygrała 3 z 4 ostatnich meczów – przy czym porażki doznali ze świetnie dysponowanymi Sixers, gdzie nie mieli odpowiedzi na wracającego na szlak po MVP Joela Embiida. Tym razem zmierzą się z jego głównym rywalem w tym wyścigu, Nikolą Jokiciem. Trudno oczekiwać, żeby na niego znaleźli odpowiedź. Gwiazda Nuggets grała w tym sezonie raz przeciwko obronie Celtics i poradziła sobie lepiej niż dobrze:
Jeśli zamierzacie coś typować w ten weekend, nie warto jednak rzucać się ślepo na 'over’ przy linii punktowej Jokera. Od kiedy do składu dołączył Aaron Gordon, średnia punktowa Jokicia spadła z 27,2 do 20 na mecz. Wcale nie oznacza to, że zaczął grać słabiej. Średnia asyst wzrosła przy tym z 8,6 do 9,5, co jest efektem zostawienia trochę większej przestrzeni w ofensywie dla Aarona Gordona. Do gry po dwóch meczach przerwy wraca Jamal Murray, więc zdobycze punktowe powinny się znów mocno rozłożyć.
Celtics mogą mieć w tym meczu spory kłopot – ciężko będzie im bowiem wykorzystać największą słabą Nuggets, jaką wciąż jest obrona podkoszowa. Celtics nie za często dostają się do obręczy – we wspomnianych ostatnich czterech meczach oddawali spod kosza dramatycznie mało rzutów (17,8 na mecz, najmniej w lidze na przestrzeni sezonu oddają Magic, 20,8 – dla porównania). Nie ma jeszcze kursów na ten mecz, ale wygrana Nuggets wydaje się wyjątkowo prawdopodobnym scenariuszem.
Historie poboczne:
Los Angeles Clippers (piątek 4:00 vs Rockets, niedziela 4:00 vs Pistons)
Rajon Rondo się rozkręca i sprawia, że grający w tym sezonie lepiej niż rok temu Clippers, wyglądają jeszcze lepiej (tak jak się tego niektórzy obawiali). Minionej nocy w kilkanaście minut zrobił nie tylko dobrą linijkę (15 punktów i 9 asyst), ale też miał w swoich skromnych minutach duży wpływ na końcowe zwycięstwo. Plus/minus na poziomie +24 w 19 minut to nie przelewki, kiedy nie mówimy o meczu, który byłby blow-outem. Ciekawe na ile zmotywował go fakt, że na przeciwko stanął jego arcy-wróg Chris Paul.
To był dopiero trzeci występ Rondo w barwach Clippers – bardzo szybko się on więc rozkręca i warto obserwować, do jakiego stopnia zwiększać będzie się jego udział w grze zespołu. Dwa mecze przeciwko słabszym rywalom mogą być dla trenera Tyronna Lue dobrą okazją, by sprawdzić weterana w większym wymiarze czasowym. Kto wie, być może pojawi się nawet próba wystawienia go w pierwszej piątce.
Golden State Warriors (piątek 4:00 vs Wizards, sobota 4:00 vs Rockets)
To jest idealny moment na przełamanie. Nie ma z resztą co wybrzydzać – trzeba brać każdy moment, bo nie za dobrze dzieje się ostatnio w państwie duńskim San Francisco.
Przed Warriors dwa mecze z teoretycznie słabymi rywalami. Jeśli uda im się wygrać, to w połączeniu z ostatnim zaskakującym zwycięstwem nad Bucks, może dać to trochę wiatru w żagle. Wcześniejsza zła passa była w dużej mierze powiązana z nieobecnością Stepha Curry’ego. Zespół musi się znów rozhulać. Draymond Green wygląda w ostatnim czasie nieźle, Wiggins i Oubre choć nie grają idealnie, robią robotę w obronie. Tylko James Wiseman znacząco obniżył loty względem początku sezonu. Pamiętacie jak zastanawialiśmy się, jak wysoko jest jego sufit?
W ostatnich 10 meczach jego plus/minus to zdecydowanie najgorsze w zespole -10,1. Widać z resztą, że Warriors lepiej wyglądają bez niego. Pytanie jednak, czy ściana na którą natrafił, nie była bardziej niż pewna? Zapominamy, że Wiseman rozegrał tylko 3 mecze na poziomie NCAA. Po niezwykle długiej przerwie od razu wskoczył na intensywność NBA i miał pecha trafić na jeden z bardziej wymagających pod względem intensywności sezonów (terminarz jest wyjątkowo ściśnięty). Steve Kerr zapowiedział już, że minuty gry debiutanta zostaną trochę ukrócone:
„Myślę, że to ważne, żeby nie zakładać z góry, że minuty gry są jednoznaczne z rozwojem. Myślę, że rozwój wymaga także obserwacji z linii bocznej, zapracowywanie na czas gry. Jeśli w ostatnim meczu popełniono błędy, popracujmy nad błędami. Jeśli je poprawimy, dostaniemy więcej czasu na boisku. Nie może być więc tak, że po prostu rzucamy go do gry na 30 minut, bo szczerze mówiąc on nie jest na to gotowy.”
piątek (2:00): Embiid vs Zion
Mecz Pelicans z Sixers to może nie do końca jest spotkanie na szczycie, ale sama konfrontacja Embiida z Zionem zapowiada się naprawdę fajnie. Zwłaszcza, że będzie to ich pierwsze bezpośrednie starcie. JoJo wrócił silny po kontuzji, co pokazał przeciwko Celtics. Miejmy nadzieję, że nie opuści spotkania z Pelicans, bo zarząd 76ers na pewno będzie ograniczał liczbę meczów swojego lidera na ostatniej prostej sezonu.
Dobrze byłoby zobaczyć ich bezpośrednie starcie, chociaż Zion nie gra wiele jako nominalny center. Zwłaszcza ostatnio, kiedy Pelicans wychodzą bardzo wysoką piątką ze Stevenem Adamsem, Jamesem Johnsonem i Zionem WIlliamsonem właśnie. Wcale nie gwarantuje to jednak szczelnej obrony podkoszowej – rywale Pelicans w ostatnich 10 meczach trafiają prawie 66% rzutów spod samego kosza i blisko 48% z pomalowanego. Choć zespół z Nowego Orleanu stosunkowo rzadko broni akcje post-up, to kiedy już to robi, oddaje aż 1,02 punktu na posiadanie (27. miejsce w lidze). Mimo wszystko jednak duży duet Simmons-Embiid przeciwko dużemu tercetowi Johnson-Adams-Zion to może być ciekawe, fizyczne starcie.
Kąsek dla Europy:
niedziela (21:00): Hawks – Hornets
Oprócz wspomnianego niedzielnego meczu Nuggets z Celtics, o strawnej godzinie dostajemy w tym tygodniu jeszcze mecz Hawks z Hornets. Byłby on znacznie ciekawszy, gdyby dostarczył pojedynku Trae Young – LaMelo Ball. Wciąż jednak jest to mecz dwóch niezłych zespołów w dobrej formie – koniec końców to bezpośrednie starcie 4. i 5. ekipy konferencji wschodniej.
Hawks w ostatnich 20 meczach legitymują się dobrym bilansem 14-6. Kiedy tylko przychodziło do starcia z zespołami z czołówki, jak Nuggets, Suns, czy Clippers, kończyło się porażką. Trzeba jednak docenić konsekwencję, z jaką ogrywają rywali z niższej i podobnej półki. To takimi meczami wywalcza się dobrą pozycję w sezonie regularnym. Zdecydowaną zwyżkę formy zalicza Clint Capela – w ostatnich 10 meczach jest zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Hawks (plus/minus +6,7), notując średnio 17,7 punktu, 14,1 zbiórki i 2,4 bloku.
Hornets na pewno będą faworytami, kiedy dojdzie do wyrównanej końcówki. W ostatnich 20 meczach przegrali 8 razy, ale klasa rywali też mówi sama za siebie: są wśród tych porażek mecze z Nuggets, Lakers, Clippers, Suns i Nets. W europejskich godzinach często dostajemy średnie-do-słabe zestawienia. Tym razem – choć nie są to największe marki – poziom sportowy może być naprawdę przyjemny.