Wczesna ekscytacja z dołów tabeli

Wczesna ekscytacja z dołów tabeli

Wczesna ekscytacja z dołów tabeli
Photo by Nathaniel S. Butler/NBAE via Getty Images

Nie zawsze jest tak, że to najlepsze zespoły i najlepsi zawodnicy najbardziej przemawiają nam do wyobraźni. Są takie sytuacje, kiedy w zespołach najwyżej przeciętnych, albo nawet i słabych, znajdujemy coś dla siebie. Jest to domena początku sezonu, kiedy mierny bilans nie przeszkadza w tym, żeby włączyć mecz. Z czasem naturalnie skupiamy się na tych ekipach, które grają o coś, żeby nie tracić czasu na tankowce. Początki sezonów mają w sobie jednak coś pięknego, przejawiającego się w obserwowaniu projektów będących w budowie, albo nawet rozsypce. Pochylmy się więc nad tymi fajnymi historiami z dołu tabeli teraz, zanim przestaną nas one zupełnie obchodzić.

Pierwsza piątka Magic

Wyjściowy skład Orlando Magic jest 4. najlepszą w lidze piątką, która zagrała ze sobą przynajmniej 100 minut. Przez rozegrane wspólnie 163 minuty, byli od swoich rywali lepsi o 39 punktów. Wynik lepszy od pierwszych piątek choćby Warriors, czy Heat. Kilku sensownych rezerwowych brakuje tej ekipie do tego, żeby zamieszać w walce o turniej Play-In – obecnie jednak zajmują ostatnie miejsce na wschodzie.

Przede wszystkim nikt chyba nie spodziewał się takiego rozwoju Cole’a Anthony’ego, po dość przeciętnym jednak debiutanckim sezonie. Teraz, pomimo faktu, że ma obok siebie drugiego ball-handlera w postaci Jalena Suggsa, zanotował znaczny ofensywny progres. W przeliczeniu na 36 minut to tylko 3,6 punktu więcej, ale skuteczność w rzutach za trzy, która skoczyła z 33,7% do 36,6% naprawdę robi różnicę. Główną przyczyną jego rozwoju wydaje się jednak fakt, że nabrał sporo odwagi w kreowaniu rzutów nie tyle kolegom, co sobie samemu. Widać to doskonale w statystyce oddawanych rzutów wolnych. 4 próby na mecz to nie jest może jakiś świetny wynik, ale biorąc pod uwagę, że rok temu było to tylko 2,8, a przepisy od tego sezonu mocno dostawanie się na linię utrudniają, jest to jednak pewien przeskok. Pokazuje to przede wszystkim, że nie boi się on szukać drogi do obręczy:

Sporo ułatwia fakt, że Magic znacznie poprawili się pod względem rzutów za trzy punkty. Podobnie jak w poprzednim sezonie nie są w tym elemencie najskuteczniejsi (33,2%, 26. miejsce w lidze), ale oddają tych rzutów naprawdę mnóstwo (39,3 próby na mecz, 5. miejsce) Czy jest to efekt nieobecności Markelle Fultza? Nie wiem, choć się domyślam. Cole Anthony i Jalen Suggs jako duet obwodowych oddają łącznie aż 12,9 trójki na mecz. Aż 4,2 trójki oddaje natomiast Mo Bamba, który nagle w swoim czwartym sezonie wspiął się na poziom przeciętnego strzelca. Nagle obaj podkoszowi Magic nie tylko są duzi i dobrzy w defensywie, ale też rozciągają grę. Wszystko tu się taktycznie układa:

Niestety – to jest pierwsza piątka. Kiedy na parkiecie jest Terrence Ross, Magic są od swoich rywali gorsi o 20,9 punktu na 100 posiadań. Kiedy wchodzi Gary Harris, są gorsi o 29,8 punktu na 100 posiadań. I tak się uzbierało te 14 porażek.

Zarejestruj się za darmo i oglądaj wszystkie mecze NBA
Zgarnij bonusowe 30 zł i oglądaj mecze NBA za darmo!
Kod promocyjny
NBA30FREE
Rejestracja

+18 tylko dla osób pełnoletnich, pamiętaj że hazard uzależnia, graj odpowiedzialnie.

Cade Cunningham wbrew pozorom wygląda OK

Pistons wybierali w ostatnim drafcie z 1. numerem i wybrali Cade’a Cunninghama. Niestety – opuścił on preseason, oraz kilka pierwszych meczów sezonu. Do gry wszedł więc w dużej mierze 'z marszu’, co nie ułatwia adaptacji w znacznie trudniejszych warunkach, niż NCAA. No i niestety, statystyki wyglądają dla niego nieubłaganie. Mimo początkowo limitowanych minut, teraz jego średnia wynosi już ponad 31 minut na mecz, ale skuteczność z gry wynosi marne 34,1%, a za trzy 24,4%. Z biegiem czasu jest coraz lepiej – dwa razy przekroczył już barierę 20 punktów, zdążył też zanotować triple-double. Wciąż jednak nie są to liczby, których oczekuje się od pierwszego numeru draftu. Na szczęście Cunninghama broni coś innego, niż podstawowe statystyki indywidualne.

Cade jest przede wszystkim świetnym kreatorem gry. Fakt – 4,8 asysty na mecz to nie jest liczba zachwycająca. Trzeba jednak brać pod uwagę, że Pistons trafiają 29. w lidze 41% z gry i zdecydowanie najgorsze w lidze 29,9% za trzy. To nie są warunki, w których łatwo natrzaskać asyst. Poza tym Cunningham kreuje grę nie tylko podaniem, ale w dużej mierze też samym prowadzeniem piłki, czuciem tempa akcji. To jest taki naturalny feeling w dostawaniu się w odpowiednie miejsca na parkiecie w odpowiednim czasie. Podanie trzeba umieć wykonać, ale wiedzieć też kiedy je wykonać, potrafić poczekać tę sekundę na partnera:

Rzut powinien zacząć wpadać z czasem. Można mieć przynajmniej taką nadzieję – jego mechanika wygląda OK, a w lidze uniwersyteckiej trafiał przecież 40% za trzy. Z powietrza się to nie wzięło. Poza tymi nieszczęsnymi pudłami, Cade wyraźnie ma zadatki na bycie liderem zespołu. Może nie najbardziej widowiskowym, ale w przyszłości – w lepszym zespole – na pewno skutecznym. Już teraz, w wieku 20 lat, jego gra w kluczowych momentach w końcówkach meczów może imponować.

W dwóch ostatnich meczach, w których doszło do wyrównanej końcówki nie trafił co prawda żadnego rzutu w ostatnich minutach. Wcześniej jednak miał skuteczność 5/7 w takich sytuacjach. W tym 2/4 w końcówce meczu z Pacers – ostatecznie wygranego – oraz 3/3 w końcówce meczu z Raptors – także ostatecznie wygranego:

YT/BIIen

Szkoła taneczna Alperena Senguna

Można było się tego spodziewać, ale – o rany, jaką Alepren Sengun ma piękną pracę nóg. Były MVP ligi tureckiej nie jest w Rockets pierwszoplanową postacią. 19-letni Sengun wchodzi na parkiet na niespełna 20 minut z ławki, notując w tym czasie 8,8 punktu, 4,8 zbiórki, 2,4 asysty i 1,3 przechwytu. Skuteczność 47,5% z gry i 38,9% za trzy też wyglądają naprawdę nieźle.

Jego gra cieszy statystycznie. Na ile przekłada się ona na dobrą grę? Trudno to stwierdzić w drużynie tak słabej jak Rockets. Przede wszystkim jest jednak miła dla oka. Jego praca nóg:

Jego przegląd pola:

Jego gra tyłem do kosza:

Miód. Fajnie wygląda też Usman Garuba – pomimo niewielkich minut. Średnio dostaje 6,4 minuty na mecz, w czasie których notuje nieprzesadnie imponujące 1,7 punktu, 2,6 zbiórki, 0,9 asysty i 0,6 bloku. Statystyki zaawansowane są jednak niesłychane. Oczywiście na tyle, na ile można im wierzyć przy tak małej próbie i w tak minusowym zespole jak Rockets. Jeśli jednak wierzyć wyliczeniom, z Usmanem Garubą na parkiecie, rywale zdobywają o 17,4 punktu na 100 posiadań mniej. Defensywa.

Co prawda zdobywa on mało punktów, ale trzymajcie się teraz – z Garubą na parkiecie Rockets zdobywają o 16,8 punktu na 100 posiadań więcej. Mówimy o gościu, który nie zdobywa nawet 2 punktów na mecz, w przeliczeniu na 36 minut poniżej 10 punktów. Nie boi się jednak rozciągać gry rzutem (nawet pomimo tego, że raczej nie wpada), ma smykałkę do podań, potrafi wejść w jakiś prosty kozioł. To wystarczy. Dla takich zawodników powstają highlighty uwzględniające wszystkie posiadania, a nie tylko rzuty:

YT/NF Classic

Znacznie ważniejszy od wyżej wymienionej dwójki jest Jalen Green, 2. numer ostatniego draftu. On jednak nie zachwyca – trafia poniżej 40% z gry, poniżej 30% za trzy i notuje więcej strat niż asyst. Ten tekst jest jednak o pozytywach.