Warriors znaleźli odpowiedź: defensywny popis i genialna 3. kwarta!
BOS – GSW – 88:107 [1-1]
Cóż, można było spodziewać się, że nastąpi odpowiedź. Znów – po dwóch zaciętych kwartach to Warriors w trzeciej odsłonie wyszli na wyraźne prowadzenie. Tym razem jednak nie nastąpiła szaleńcza odpowiedź Bostonu w czwartej kwarcie. Tym razem Celtics wygrali czwartą kwartę różnicą zaledwie 4 punktów, trafili w niej zaledwie 3/8 rzutów za trzy, a bohaterowie poprzedniego meczu – Al Horford i Derrick White – przez ostatnie 10 minut siedzieli już na ławce, na rzecz Ników Stauskasów i Luke’ów Kornetów.
W ogóle nie był to udany mecz dla Horforda i White’a. Pierwszy z nich zdobył skromne 2 punkty, 8 zbiórek i 1 asystę, przy skuteczności 1/4 z gry. Nie oddał też w niespełna pół godziny żadnego rzutu z dystansu. Tu sprawdziła się zmiana w kryciu Golden State (która była przewidywalna), w ramach której Draymond Green porzucił krycie podkoszowego na rzecz Jaylena Browna, a Horford pilnowany był przez innych, nie muszących tak często schodzić gdzie indziej z pomocą obrońców – na przykład przez Klay’a Thompsona. W połączeniu z bardzo sprawnymi zmianami krycia nie dawało mu to wiele pola do popisu:
Derrick White z kolei wchodząc z ławki zdobył 12 punktów, ale na skuteczności 4/13 z gry i przy fatalnym wskaźniku plus/minus na poziomie -17. Zawiódł też Marcus Smart, który przez cały mecz trafił 1 rzut z gry (na 6 oddanych), oraz Robert Williams III, który dziś spędził na parkiecie tylko 14 minut i ból kolana ewidentnie przeszkadza mu z meczu na mecz coraz bardziej.
Mimo wszystko jednak przez dwie pierwsze kwarty wynik pozostawał sprawą otwartą. Ba, to Celtics zaczęli to spotkanie od wyjścia na blisko 10-punktowe prowadzenie. Trzecia kwarta oznaczała jednak dla Warriors wrzucenie wyższego biegu. Przez ostatnie 4 minuty zaliczyli oni run 19-2, grając pick’n’rolle i wykorzystując na przemian umiejętności rzutowe Curry’ego, oraz fakt, że Celtics posyłali do zasłon obrońcę ze słabej strony parkietu:
Warriors podkręcili tez tempo w obronie – jak często oglądamy takie posiadania w sezonie regularnym? To są jednak Finały:
GSW kwartę, która przypieczętowała ich zwycięstwo, zakończyli kapitalnym buzzerem ze strony Jordana Poole’a. Ten w całym meczu trafił 5/9 z dystansu, uzbierał 17 punktów i był bardzo cennym wsparciem dla Stepha z ławki:
To jest już taki etap sezonu, że wchodzimy na wysoką intensywność – tutaj charaktery spierają się ze sobą mocniej niż zwykle. Nie pomaga fakt, że Draymon Green bardzo próbuje grać na granicy faulu:
Tym razem Steph Curry nie miał takiego momentu, jak pierwsza kwarta pierwszego meczu. Jasne – był kapitalny w trzeciej kwarcie, to on poprowadził ten run, ale to był znacznie równiejszy występ. Steph zanotował 29 punktów, 6 zbiórek, 4 asysty i ex aequo najlepszy w drużynie plus/minus na poziomie +24:
Kolejnym zawodnikiem z plus/minus na poziomie +24 był Kevon Looney. Przez 21 minut trafił wszystkie 6 rzutów z gry, notując 12 punktów, 7 zbiórek, 2 asysty i 3 przechwyty. Bardzo korzysta on na problemach Roberta Williamsa III, ale też na tym, jak bardzo obrona rywali skupia się na Currym:
Warriors wygrali ten mecz znacząco, a mieli jeszcze zapas. Klay Thompson wciąż jest zupełnie nieobecny i trafił 1/8 z dystansu, w tak wyraźnie wygranym meczu notując plus/minus na poziomie 0. Skuteczność 4/12 z gry Wigginsa to też element, który może ulec poprawie. Dużo więcej zapasu mają jednak Celtics, dla których oprócz Tatuma (28 punktów, 6 zbiórek, 3 asysty) i Browna (17 punktów, 6 zbiórek, 3 asysty) nie zagrał dobrze nikt.
Proszę Państwa, na koniec brutalny faul zatrzymujący kontratak: