Warriors wyszarpali zwycięstwo od Grizzlies, Giannis zatrzymał Celtics!

Warriors wyszarpali zwycięstwo od Grizzlies, Giannis zatrzymał Celtics!

MIL – BOS – 101:89 [1-0]
GSW – MEM – 117:116 [1:0]

Co za mecz! Jeszcze w drugiej kwarcie Grizzlies prowadzili różnicą 13 punktów, a Ja Morant wyglądał jakby zwariował. Na początku czwartej kwarty to Warriors udało się wyjść na 10-punktowe prowadzenie, ale przed końcówką wszystko się wyrównało. W kluczowym momencie meczu – na nieco ponad 30 sekund przed końcem – to Memphis wygrywali jednym punktem. Wtedy do akcji wkroczył Klay Thompson:

Trójka Klay’a na dobrą sprawę ustaliła wynik. Ja Morant miał jeszcze potem szansę na odwrócenie wyniku, ale nie udało mu się jej wykorzystać:

Golden State Warriors udało się zaliczyć bardzo udany comeback po słabo rozpoczętym meczu. Od startu nie było widać pomysłu na to, jak zatrzymać Ja Moranta, a utrudnieniem okazał się fakt, że pod koniec drugiej kwarty z boiska wyleciał Draymond Green. Był to jego pierwszy faul w tym meczu – od razu okazał się jednak w oczach sędziego faulem faulem rażącym drugiego stopnia:

Ja Morant już po pierwszej kwarcie miał na koncie 14 oczek, ale później trochę przystopował. Ostatecznie i tak zaliczył bardzo udany występ na 34 punkty, 9 zbiórek, 10 asyst i 3 przechwyty, którym prawie poprowadził Grizzlies do zwycięstwa w meczu numer 1. Dostał też duże wsparcie od Jarena Jacksona Jr., który dorzucił 33 punkty i 10 zbiórek, trafiając aż 6/9 prób z dystansu:

Dla Warriors tym razem to Jordan Poole wyszedł z ławki rezerwowych na rzecz Gary’ego Paytona II. Założenie było takie, by mieć w pierwszej piątce indywidualnego obrońcę na Moranta, a z ławki kogoś, kto dostarczy punktów. Druga część zakończyła się powodzeniem – Jordan Poole był najlepszym strzelcem zespołu z dorobkiem 31 oczek, 8 zbiórek i 9 asyst, co jest niezłym osiągnięciem – zwłaszcza z ławki rezerwowych:

YT/NBA

Tak, jak wyrównanym meczem było starcie Warriors z Grizzlies, tak wyrównanego meczu spodziewaliśmy się też w konfrontacji Celtics z Bucks. Wyrównanego, przy czym to Celtics pozostawali faworytami. Milwaukee Bucks pokazali jednak, że nie bez powodu są obrońcami tytułu – kompletnie zastopowali ten rozpędzony Boston, który w poprzedniej rundzie wyglądał jak najlepsza ekipa wschodu.

Bucks wyszli na parkiet bardzo wysokim ustawieniem. Pod koniec sezonu Brook Lopez wskoczył do pierwszej piątki za Bobbiego Portisa, a tym razem wyszli oni obok siebie, na dodatek z Giannisem, co daje trzech nominalnych podkoszowych na boisku. Te długie ręce dobrze kontestowały dużą część rzutów rywali, ale co ważne, jest to ustawienie, które grozi rzutem z dystansu. Koniec końców to Bobby Portis oddał najwięcej trójek dla Bucks w meczu, bo aż 7.

Jayson Tatum – jak i cała reszta – przekonał się, że krycie Giannisa to inna para kaloszy, niż krycie Duranta. Giannis fizycznie sprawia naprawdę duże problemy:

Bucks pod koniec drugiej kwarty wyszli na 10-punktowe prowadzenie i na dobrą sprawę nie oddali go już do końca. Pod koniec drugiej kwarty Marcus Smart zszedł także z parkietu z powodu kontuzji ramienia. Ta jednak na szczęście nie okazała się poważna i wrócił on później do gry:

Nie był to nawet jakiś wybitny mecz, jeśli chodzi o Giannisa Antetokounmpo. Zdobył dobre 24 punkty, 13 zbiórek i 12 asyst, a kolejne 25 punktów dołożył Jrue Holiday. Ważne jest jednak to, co robili Bucks w defensywie – na czele z Giannisem właśnie. Celtics trafili w sumie tylko 33,3% swoich wszystkich rzutów, a według NBACourtOptix, kiedy rzucających zawodników Bostonu krył Giannis, trafili oni tylko 4 z 15 oddanych prób, co daje 26,6% skuteczności:

Niech o tym, jaki był to mecz w wykonaniu Celtics, świadczy reakcja rada Stevensa na grubo ponad 7 minut przed końcem spotkania:

Jaylen Brown rozegrał – co tu dużo mówić – słaby mecz, w którym trafił tylko 4/13 rzutów z gry. jeden z nich był jednak pierwszej wody: