Warriors ograli Rockets, kompromitacja Pistons, Westbrook w formie!

Warriors ograli Rockets, kompromitacja Pistons, Westbrook w formie!

DeMarcus Cousins pokazał, po co został przez Warriors sprowadzony i błyszczał w wygranym meczu z Rockets, czyli głównym rywalem GSW do Finałów NBA. Tym samym wynik ich rywalizacji w tym sezonie to… 3-1 dla Rockets.


Magic (31-38) – Wizards (29-39) – 90:100
Nets (36-34) – Thunder (42-26) – 96:108
Pistons (34-33) – Heat (32-35) – 74:108
Grizzlies (28-41) – Hawks (24-45) – 111:132
Warriors (46-21) – Rockets (42-26) – 106:104
Jazz (38-29) – Suns (16-53) – 114:97


Tej nocy daniem głównym było oczywiście starcie obrońców tytułu, z jednym z zespołów, który może im zagrozić w fazie Playoffs. Jak do tej pory w tym sezonie te dwie ekipy grały ze sobą trzykrotnie – za każdym razem wygrywali Rockets. Tym razem jednak to Warriors okazali się być lepsi, co potwierdzili na przestrzeni całego spotkania. Przez zdecydowaną większość czasu kontrolowali wydarzenia na boisku, w czwartej kwarcie utrzymując już przewagę na poziomie kilkunastu punktów. Houston stać jednak było jeszcze na podjęcie walki – odrobili straty i na 3 minuty przed końcem poprowadzili serię 9-0, zbliżając się na jeden punkt po akcji 2+1 Chrisa Paula. Od tego momentu decydowały już rzuty wolne. Kluczowe oddawał James Harden na 6 sekund przed końcową syreną. Z racji na to, że Rockets przegrywali trzema punktami, musiał spudłować drugi rzut i liczyć na zbiórkę. Nie dopuścił do tego jednak Andre Iguodala, dobiegając do piłki i w ten sposób zamykając mecz.

źródło:YouTube/Hoops Nation

Rockets nie mogli myśleć o wygraniu tego meczu, skoro przegrali z Warriors na deskach. GSW zebrali więcej piłek (44:33) i aż 12 razy mieli szansę ponawiać akcje po ofensywnej zbiórce. Ogromna w tym zasługa Kevona Looneya, który skończył co prawda ze skromną linijką 6 punktów i 6 zbiórek, ale aż 5 piłek zdjął z atakowanej deski. Bohaterem meczu był jednak nie kto inny, jak DeMarcus Cousins – autor 27 punktów, 8 zbiórek i 7 asyst. Najlepszym strzelcem był z kolei Klay Thomspon z dorobkiem 30 punktów i skutecznością 5/10 za trzy. Steph Curry dodał 24 punkty, a Kevin Durant nie wyszedł na boisko z powodu kontuzji kostki.

źródło:YouTube/NBA

Rockets mieli problem z Warriors grającymi dużo przez DeMarcusa Cousinsa, ale sami też nie bardzo potrafili się wstrzelić. James Harden zaliczył dobry na pierwszy rzut oka występ, okraszony 29 punktami i 10 asystami. Trafił jednak okropnie słabe 2/12 za trzy. Nie popisał się też PJ Tucker, który trafił 1/7. Chris Paul dodał od siebie 24 punkty i 6 zbiórek, a Eric Gordon poprzestał na skromnych 17 oczkach.


Wydawało się, że Nets poradzą sobie z Thunder bez problemu – już w drugiej kwarcie prowadzili różnicą 17 punktów. Po zmianie stron jednak OKC weszli na wyższy poziom, odrobili straty, a w czwartej kwarcie sami wyszli na kilkunasto punktowe prowadzenie. Zdecydowanym liderem Thunder znów był Russell Westbrook, który zdobył 31 punktów, 12 zbiórek i 11 asyst, przy świetnej jak na siebie skuteczności 4/8 za trzy. Do dobrej skuteczności wrócił też paul george, który uzbierał 25 punktów i 9 zbiórek. Musimy chyba przywyknąć do tego, że PG#13 zszedł z poziomu MVP.

źródło:YouTube/House of Highlights

Thunder wygrali ten mecz w dużej mierze na ofensywnej desce – mieli w czasie meczu aż 16 szans na ponowienie akcji. Spora w tym zasługa Stevena Adamsa, który może i odpuszcza defensywne zbiórki, skupiając się na zastawieniu, ale w ofensywie czyści tablice – niech potwierdzi to fakt, że z jego 7 zbiórek w tym meczu, aż 6 było ofensywnymi.

Dla Nets klasycznie z ławki najwięcej zrobił Spencer Dinwieddie – zdobył 25 punktów i 5 zbiórek. Grający w pierwszej piątce D’Angelo Russell zdobył 14 punktów i 7 asyst.


Coś się stało z ofensywą Pistons. Po 10 meczach na 120 punktów na 100 posiadań, teraz zagrali już drugi mecz, w którym nie przekroczyli nawet bariery 75 oczek. Dostali sromotne lanie od Heat, przegrywając trzecią, kluczową kwartę, aż 8:33. Znowu byli nieskuteczni, dali się pokonać na deskach i popełnili aż 17 strat. Druga połowa Pistons była jedną z najgorszych połów w historii koszykówki. Niech świadczy o tym fakt, że do szatni po pierwszej połowie schodzili z wynikiem 49:54. W całej drugiej połowie zdobyli więc tylko 25 punktów i trafili 1/17 za trzy.

W zespole Heat najwięcej, bo 16 punktów, zdobył Justise Winslow. Kolejne 14 oczek dodał Dion Waiters, a 13 punktów i 11 zbiórek z ławki dorzucił Hassan Whiteside. Heat tym zwycięstwem wskoczyli na ósme miejsce konferencji wschodniej, na ten moment wirtualnie mając swoje miejsce w Playoffach. Wygrywając z Pistons, zmniejszyli też stratę do swojego bezpośredniego rywala – do siódmego Detroit tracą teraz już tylko 3 mecze.


Jazz bez najmniejszego problemu uporali się z będącymi ostatnio na fali wznoszącej Phoenix Suns. O ile pierwsza część spotkania była bardzo wyrównana, o tyle już pod koniec drugiej kwarty Jazz wyszli na kilkunasto punktowe prowadzenie. Suns nawiązali jeszcze walkę w trzeciej kwarcie, ale czwarta odsłona definitywnie pogrążyła Słońca z Arizony. Najlepszym strzelcem był Donovan Mitchell, który zdobył 26 punktów i trafił 4/6 za trzy. Zwycięstwo pod koszami zapewnił Rudy Gobert, który skończył z dorobkiem 18 punktów i 20 zbiórek, kompletnie dominując Deandre Aytona. Center Suns zdobył w 33 minuty tylko 2 punkty (1/9 z gry) i 9 zbiórek. Dobry mecz dla Suns zagrał klasycznie Devin Booker – zdobył 27 punktów i 6 asyst.


Magic zanotowali bardzo dotkliwą porażkę z Wizards, po której to wypadli z pierwszej ósemki konferencji wschodniej na rzecz Miami Heat. Podczas gdy sytuacja w tabeli zachodu zdaje się powoli krystalizować, tak na wschodzie do przetasowań dochodzi praktycznie co noc. Dobrze – przynajmniej na pozór będzie się czym ekscytować w ostatnich meczach. Magic mogli mieć ten mecz, ale przegrali ostatnią kwartę 16:24. W tej części meczu aż 10 punktów zdobył Thomas Bryant, który skończył z linijką 21 punktów i 10 zbiórek z ławki. Bradley Beal zdobył 23 punkty, 6 zbiórek i 7 asyst. Dla Magic 20 punktów i 14 zbiórek zdobył Nikola Vucevic.


Hawks dalej dalej rzucają dużo punktów, dalej wygrywają i dalej wyglądają bardzo miło dla oka. Tym razem ofiarą padli Memphis Grizzlies – nawet pomimo kosmicznego występu CJ Milesa z ławki – obwodowy Grizzlies rzucił 33 punkty trafiając niedorzeczne wręcz 8/12 za trzy.

Dla Hawks jednak trafiał Trae Young, który zdobył 22 punkty i 8 asyst, oraz John Collins, który skończył z 27 punktami i 12 zbiórkami.

Dla Grizzlies 20 punktów i 7 asyst zanotował Mike Conley, a z ławki 12 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst dodał od siebie Joakim Noah. Ciekawe, czy po tym udanym indywidualnie meczu, Noah przejdzie pomyślnie test na obecność narkotyków w organizmie: