Warriors odpowiadają, wielki rzut Iguodali, kontuzja Thompsona

Warriors odpowiadają, wielki rzut Iguodali, kontuzja Thompsona

Za nami kolejny mecz Finałów, w którym Raptors pokazali, że potrafią zagrozić obrońcom tytułu. Tym razem to jednak Warriors cieszyli się ze zwycięstwa, nawet pomimo kontuzji Klay’a Thompsona.


Warriors – Raptors – 109:104 (1-1)


Początek meczu nie zapowiadał zwycięstwa Warriors. Po wyrównanej pierwszej kwarcie, druga przebiegła już pod dyktando Raptors, którzy pod koniec pierwszej połowy prowadzili już różnicą 10 punktów. Mecz odwrócił się wraz ze zmianą połów – do końca drugiej kwarty strata GSW zmalała do 5 oczek, a po przerwie goście sami wyszli na prowadzenie różnicą 13 punktów, wygrywając te kilka minut aż 20-0, nie pozwalając Raptors na zdobycie choćby punktu przez dobre 5-6 minut.

Warriors ponownie więc pokazali, że w trzeciej kwarcie są groźni jak żaden inny zespół. Pierwsza połowa była w ich wykonaniu słaba i właściwie jeden zawodnik utrzymał ich przez ten czas w grze – Klay Thompson. W samej pierwszej połowie zdobył 18 punktów, łącznie zdobywając ich 25, dodając do tego 5 zbiórek, 5 asyst i skuteczność 10/17 z gry (4/6 za trzy).

https://www.youtube.com/watch?v=nGAvl7MRP74

źródło:YouTube/FreeDawkins

Niestety jednak Klay nie dograł meczu do końca – na początku czwartej kwarty musiał opuścić parkiet z powodu kontuzji. Urazu doznał w sytuacji bezkontaktowej, kiedy to niefortunnie upadł po oddaniu rzutu z dystansu. Jeszcze dziś przejdzie badanie MRI bolącej nogi – na ten moment nie wiadomo jeszcze, na ile poważna jest ta kontuzja.

Czwarta kwarta bez Thompsona okazała się bardzo trudna dla Warriors. W ostatnich minutach gospodarze zabrali się za odrabianie strat i po trójce Danny’ego Greena na 26 sekund przed końcem zniwelowali różnicę do zaledwie 2 punktów. Kolejna akcja należała już do GSW, a konkretnie do Andre Iguodali, który trafiając trójkę na 7 sekund przed końcowa syreną de facto ustalił wynik meczu, zapewniając ekipie z Oakland zwycięstwo.

Trener Steve Kerr zmienił podejście do tej serii, pozwalając DeMarcusowi Cousinsowi zagrać tym razem w pierwszym składzie. Od razu zarzucił na niego dużą odpowiedzialność, zwiększając jego minuty gry z 8 w pierwszym meczu, do 27 w drugim. Rotacja obwodowych – i rezerwowych w ogóle – była więc trochę mniejsza. Cousins zagrał bardzo dobry mecz – zdobył 11 punktów, 10 zbiórek i 6 asyst, nie stanowiąc może o wielkości defensywy, ale znacznie upłynniając swoim boiskowym instynktem ofensywny ruch piłki.

https://twitter.com/Scott_Charlton/status/1135377717032116225

Zadziałało – GSW wyglądali lepiej. Drugim strzelcem po Klay’u Thompsonie był  tym meczu Steph Curry – może nie najskuteczniejszy (6/17), ale dorzucił 23 punkty, 3 zbiórki, 4 asysty i 3 przechwyty – po pierwszej połowie miał na koncie tylko 2 celne rzuty z gry. Draymond Green był bliski kolejnego triple-double z dorobkiem 17 punktów, 10 zbiórek i 9 asyst, a Iguodala dorzucił 8 punktów, 8 zbiórek i 6 asyst.

Po stronie Raptors zdecydowanie lepszy mecz rozegrał tym razem Kawhi Leonard. Lider gospodarzy zdobył 34 punkty, 14 zbiórek i tylko 3 asysty, trafiając co prawda tylko 2/9 rzutów z dystansu i popełniając 5 strat, ale dostając się również 16 razy na linię rzutów wolnych, skąd był tej nocy nieomylny. Wciąż bywał podwajany, ale nie tak intensywnie jak w poprzednim meczu. Często kończyło się to pojedynkiem 1 na 1 ze słabszym obrońcą (starałeś się, Cousins!), w którym zatrzymywany był faulem. Rzadziej natomiast kończyło się podaniem, co wpłynęło na postawę reszty zespołu.

https://www.youtube.com/watch?v=mEPq12YCoaU

źródło:YouTube/FreeDawkins

Ofensywnie Raptors w drugiej połowie odbili się trochę od ściany. Łącznie trafili tylko 37% swoich rzutów, w tym 29% z dystansu. Słabo wygląda to przy 46% skuteczności Warriors, w tym 38% z dystansu. To, o ile sprawniejszy był ruch piłki GSW z Cousinsem, pokazuje różnica w ilości asyst – 34:17 na korzyść Mistrzów. Nie udało się jedynie wygrać tym razem zbiórki, która padła łupem Raptors wynikiem 49:42, w tym aż 15:6 w deskach ofensywnych.

W szeregach Toronto zabrakło jednak rytmu, a co za tym idzie celności. Oprócz Kawhi Leonarda (20 rzutów), rzuty oddawał też Pascal Siakam, który nie powtórzył genialnego występu z meczu numer 1. Trafił tylko 5/18 rzutów z gry, kończąc z dorobkiem 12 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst. Drugim najlepszym strzelcem po Kawhi był wchodzący z ławki Fred VanVleet, który uzbierał 17 punktów z 17 rzutów.

Kyle Lowry trafił 4/11 kończąc z 13 punktami i tylko 2 asystami, schodząc przed czasem z powodu fauli. Marc Gasol trafił 2/7 dobywając zaledwie 6 punktów, 6 zbiórek i 2 asysty. Danny Green zdobył tylko 8 punktów przy skuteczności 3/7. Zabrakło tym razem tej dynamiki, ruchu piłki, które prowadziłyby do podziału odpowiedzialności na kilku graczy. Ten sam element znacznie lepiej wyglądał jednak po stronie Warriors – zobaczymy, czy będą w stanie utrzymać tę formę z drugiej połowy w kolejnym meczu, w którym najpewniej zagra już Kevin Durant.