Tymoteusz Sternicki: Mój czas w Śląsku nadejdzie

Tymoteusz Sternicki: Mój czas w Śląsku nadejdzie

Tymoteusz Sternicki: Mój czas w Śląsku nadejdzie
Tymoteusz Sternicki / foto: Wojciech Figurski / PLK

– Nikt mi nic nie da za darmo. Muszę wszystko sam sobie wywalczyć. Cierpliwie czekam na szansę. Wiem, że muszę udowodnić swoją koszykarską wartość na treningach. Tak to działa w przypadku młodych zawodników. Nie spuszczam głowy – mówi Tymoteusz Sternicki, zawodnik Śląska Wrocław.

Karol Wasiek: Słyszałem, że ostatnio chorowałeś i przez to nie mogłeś grać i trenować. Jak się obecnie czujesz?

Tymoteusz Sternicki, zawodnik Śląska Wrocław: Byłem chory. Czymś się zatrułem i dość mocno to odczułem. Spędziłem nawet noc w szpitalu. Teraz jest już ok. Wróciłem do trenowania.

Jak oceniasz ten początek sezonu? Na razie nie oglądaliśmy ciebie na parkietach PLK i EuroCup. Czy jest u ciebie w związku z tym lekkie poirytowanie?

Nie, nie ma żadnego poirytowania z mojej strony. Od początku zdawałem sprawę, że ja dopiero wchodzę w tę seniorską i profesjonalną koszykówkę i że nikt mi nic nie da za darmo. Muszę wszystko sam sobie wywalczyć.

Chciałbym też powiedzieć, że jak nie gram lub nie ma mnie w składzie, to ten dzień nigdy nie idzie na marne, bo mamy treningi indywidualne z Maksymem Papaczem. To zajęcia wyrównawcze, ale też takie, które mają wpłynąć na mój rozwój koszykarski.

Uważam, że mój czas w Śląsku nadejdzie. Na pewno dostanę szansę, bo sezon jest bardzo długi. Na razie minęło 5-6 meczów, a ogólnie rozegramy ponad 60 spotkań.

Czy jesteś cierpliwy?

Tak. Cierpliwie czekam na swoją szansę. Cały czas trenuję, by być gotowym na szansę, która może się już niedługo pojawić.

Nastawiłem się przed sezonem na to, że nie będę się denerwował na brak minut na początku rozgrywek. Spodziewałem się, że tak to może wyglądać. Wiem, że muszę udowodnić swoją koszykarską wartość na treningach. Tak to działa w przypadku młodych zawodników. Nie spuszczam głowy. Ciężko pracuję i staram się przekonać do siebie trenera Bagatskisa.

Czyli można powiedzieć, że to bardziej komentatorzy i dziennikarze denerwują się o brak minut dla ciebie niż ty sam?

Ha, ha (śmiech) Można tak powiedzieć. Oczywiście jest niedosyt, bo każdy chce grać, ale moje nastawienie jest pozytywne i wierzę, że już niedługo ta szansa się pojawi.

Jaki jest trener Bagatskis na co dzień?

Traktuje mnie tak samo jak każdego innego gracza w zespole. Nie ma dla niego znaczenia fakt, że na razie nie zagrałem ani jednej minuty na parkiecie. Trener daje mi podpowiedzi, gdy na treningach czegoś nie zrozumiem lub zrobię coś źle. Stara się wytłumaczyć i przekazać, co należy poprawić. Na pewno nie jest tak, że ochrzania kogoś bez przyczyny.

Stara się pomóc, bo to też wpływa na postęp całej drużyny. Warto też dodać, że aktywni podczas zajęć są asystenci: Jacek Winnicki i Radosław Soja. Przekazują swoje podpowiedzi, gdy trener Bagatskis jest skupiony na czymś innym.

Ostatnio Kuba Nizioł w wywiadzie powiedział, że jesteś jednym z jego podopiecznych. Jak wyglądają takie rozmowy z doświadczonym kolegą z drużyny? Czy faktycznie korzystasz z jego rad i wskazówek?

Staram się korzystać z jego doświadczenia. Słucham, co ma mi do powiedzenia. Kuba zawsze przed meczami przekazuje słowa wsparcia. Motywuje mnie do jeszcze cięższej pracy. Powtarza, że jeśli pojawię się na parkiecie, to mam grać swoje, podejmować odważne decyzje i być agresywny po obu stronach boiska. “Reszta sama przyjdzie” – mówi.

Z czym masz w tym momencie największy problem? Taktyka, intensywność, a może jeszcze coś innego?

Nie powiedziałbym, że mam z czymś problem. Po prostu jest to nauka i cierpliwie muszę robić swoje na treningach, by dostać szansę  na meczu.

Uważam, że taktykę mamy stosunkowo prostą. To samo powiedział nam trener, że my nie mamy wcale dużo zagrywek i skomplikowanych rzeczy, a więc tutaj nie mam żadnych problemów z zapamiętaniem ustawień. Dość szybko się dopasowałem.

Fizyczność jest na pewno na innym poziomie niż w graniu w młodzieżówce, ale uważam, że pod względem siłowym jestem całkiem dobrze przygotowany. Oczywiście lekko odstaję od graczy podkoszowych, ale z każdym kolejnym tygodniem jest coraz lepiej pod tym względem. Uważam, że pobyt na kadrze seniorów dał mi taki przedsmak, jak to może wyglądać w klubie.

Czy była szansa porozmawiać z Mateuszem Ponitką i usłyszeć kilka cennych wskazówek?

Tak, ale to bardziej wychodziło naturalnie na treningu niż poza jego zakończeniu. Tam nie ma było takich konkretnych rozmów.

Tymoteusz Sternicki jest “trójką” czy bardziej “czwórką”?

Myślę, że to zależy od systemu. Myślę, że moja pozycja jest gdzieś pomiędzy “trójką” a “czwórką”. Nie ukrywam, że lubię mieć piłkę w rękach i wtedy podejmować konkretne decyzje. Myślę, że moje warunki fizyczne dają mi możliwość grania na pozycji cztery. Niewykluczone, że w przyszłości właśnie na tej pozycji będę ustawiany.

Dlaczego latem zdecydowałeś się podpisać aż trzyletni kontrakt ze Śląskiem Wrocław?

Nie ukrywam, że latem miałem kilka ofert z różnych klubów i potrzebowałem trochę czasu, by podjąć finalną decyzję. Przeprowadziłem rozmowy z osobami ze Śląska, które przedstawiły mi konkretny plan na mój rozwój. Ustaliliśmy, że ten pierwszy sezon jest na zapoznanie się z seniorskim basketem. Nie mówię, że to oznacza, że nie będę grał, ale na pewno te pierwsze miesiące są po to, by zrozumieć taktykę, system grania i dopasować się do warunków panujących w koszykówce, która jest inna niż za czasów młodzieżowych.

Chcę być gotowy na kolejne sezony, a w tym skorzystać z szansy, którą dostanę w najbliższym czasie. Na pewno – dla mojego rozwoju – dobre jest to, że mogę trenować indywidualnie w momencie, gdy nie gram lub jestem poza składem. To mi wiele daje.

Czy w umowie ze Śląskiem są zapisane klauzule, które umożliwiają ci przedwczesne rozstanie z klubem?

Tak. Są różne opcje wyjścia z umowy. Ustaliliśmy konkretne kwoty buy-outu, które uzależnione od miejsca, do którego miałbym trafić.

Dlaczego nie wybrałeś oferty z MKS-u Dąbrowa Górnicza? Tam bardzo cię chciał trener Krzysztof Szablowski, z którym współpracowałeś na kadrze U-20. On sam w wywiadzie mówił tak: “Zależy mi na rozwoju tego chłopaka, bo jest jednym z większych talentów, jakiego widziałem w ostatnim czasie, stąd też moje zainteresowanie nim. Dawno nie widziałem takiego talentu w Polsce, dlatego chciałem mu dać dużą rolę. Widziałem go w roli back-upa na pozycji nr 3. Poznałem go. To super dzieciak, któremu chciałem pomóc i rozwijać”.

To dobre i… zarazem bardzo trudne pytanie. Uznałem, że w Śląsku są dla mnie większe możliwości. Nie ukrywam, że rozmowy z władzami tego klubu były obiecujące i bardzo spodobała mi się przedstawiona wizja. Czekam cierpliwie na rozwój wydarzeń. To że teraz nie gram, nie oznacza, że mam spuszczoną głowę i nic nie robię.

Chciałbym jednak też powiedzieć, że bardzo szanuję trenera Szablowskiego. Współpraca z nim na kadrze U-20 była wzorowa. Chciałbym się z nim jeszcze spotkac na zgrupowaniu kadry młodzieżowej. Byłbym bardzo zadowolony, gdyby do tego doszło. 

Dlaczego twój rozdział w Stanach Zjednoczonych trwał tak krótko?

Pobyt w Stanach Zjednoczonych na pewno nie poszedł po mojej myśli. Inaczej to sobie wszystko wyobrażałem, choć to też nie jest tak, że to był całkowicie zmarnowany etap w mojej karierze.

Na początku miałem problemy z zaadaptowaniem się do zasad, które tam obowiązują. Potrzebowałem trochę czasu, by je wszystkie przyswoić. Finalnie udało się do nich dopasować i przyzwyczaić.

Ogólnie jednak uważam, że o wszystkim bardziej zadecydowały kwestie życiowe niż koszykarskie. Nie czułem się tam zbyt dobrze i zdecydowałem się wrócić do Polski po dwóch miesiącach, ale… wcale nie wykluczam powrotu do USA w przyszłości. Wszystkie drzwi są otwarte.

Czy Tymoteusz Sternicki latem podjął dobrą decyzję ws. wyboru klubu?
178 użytkowników już oddało swój głos Ankieta
  • Tak
  • Nie
  • Tak
    95 głosów
  • Nie
    83 głosów
Wczytywanie…