Tomasz Gielo: Szukam nowego klubu. Były telefony z Polski
– Klub Casademont Zaragoza skorzystał z klauzuli w kontrakcie i zakończyliśmy współpracę. Obecnie mój agent pracuje i prowadzi rozmowy, są sygnały z różnych miejsc i wierzę w to, że niedługo znajdę nowy klub. Czy były telefony z Polski? Tak – mówi nam Tomasz Gielo.
Z ostatnim dniem stycznia dobiegła końca przygoda Tomasza Gielo z Casademont Zaragoza, klubem, który – oprócz rozgrywek ACB – występuje w FIBA Europe Cup (w ćwierćfinale zagra z niemieckim Chemnitz). Polski koszykarz po raz ostatni w barwach tego klubu wystąpił 24 stycznia podczas przegranego meczu z czeskim Nymburkiem (zdobył 4 pkt i miał 2 zbiórki).
Gielo do Saragossy trafił w zastępstwie Borišy Simanicia. Podczas mistrzostw świata Serb stracił nerkę. Klub szukał gracza, który kto dobrze zna specyfikę ligi hiszpańskiej. Polak spędził w niej pięć sezonów w latach 2016-21.
31-letni zawodnik – w rozmowie z serwisem „Z Krainy NBA” – zdradza kulisy swojego odejścia z Saragossy. Polak nie ukrywa swojego zaskoczenia decyzją klubu, który wcześniej nie wysyłał żadnych sygnałów na temat przedwczesnego rozstania. Jak w takim razie do tego doszło?
– W Saragossie miałem w kontrakcie klauzulę odejścia z buy-outem po stronie klubu do końca stycznia. W ostatnim dniu obowiązywania tej klauzuli dowiedziałem się, że klub skorzysta z tego zapisu, mimo że wcześniejsze sygnały, jakie otrzymywałem były takie, że zostanę na cały sezon, o czym nawet m.in. wspominał sam trener w prasie dosłownie parę tygodni wcześniej – podkreśla.
W ekipie z Saragossy wystąpił w 17 meczach na parkietach ACB, notując średnio 3,7 punktu i 2,7 zbiórki (około 13 minut w każdym spotkaniu). W rozgrywkach FIBA Europe Cup jego statystyki były na poziomie 4 pkt i 1,9 zbiórki. Same liczby pokazują, że Polak nie do końca mógł rozwinąć skrzydła w hiszpańskim zespole. Bywały mecze, w których w ogóle nie pojawiał się na parkiecie. A wszystko z racji zbyt dużej liczby obcokrajowców w zespole.
– To trudny sezon pod względem mentalnym. Była duża nieregularność minut, ogrom rotacji w składzie meczowym, co również odbijało się na samej grze. Mecze bardzo dobre przeplatałem z takimi, gdzie nie grałem lub tych minut było naprawdę bardzo mało, co tylko budowało moją wewnętrzną frustrację. Na pewno nie pomagało też to, że ostatnie dwa miesiące byłem ustawiany na pozycji nr trzy, mimo że naturalnie jestem „czwórką”. Mimo to, gdyby nie decyzja klubu, znam siebie i wiem, że na upartego, na przekór frustracji i nawet czasem logice próbowałbym do końca sezonu walczyć o swoje minuty i okazje do gry. A czasami są to sytuacje nie do przejścia, nieważne czy ze względów sportowych czy pozaboiskowych. Dlatego sportowo może się okazać, że ta decyzja wszystkim wyjdzie na dobre – komentuje.
Zawodnik jest na etapie szukania nowego pracodawcy. W przeszłości Gielo występował także później w Niemczech i Grecji, a ostatnio jego pracodawcą był turecki Yukatel Merkezefendi. Z naszych informacji wynika, że Polak otrzymał już kilka telefonów. Do samego zawodnika dzwoniły także kluby z ORLEN Basket Ligi.
Koszykarz nie zdradza jednak nazw klubów, choć dodaje, że w tym gronie nie ma Kinga Szczecin (ten zespół szuka wzmocnień, ma dołączyć dwóch nowych graczy). Gielo jest rodowitym szczecinianinem i często jego nazwisko kojarzone jest z Kingiem. On sam kiedyś deklarował chęć gry w tym klubie. Na razie jednak do tego nie dojdzie. Nie ma takiego tematu.
– Gdy coś nie „klika” czasami potrzeba zmiany, by móc złapać na nowo oddech i tak też patrzę na tę sytuację. Co najważniejsze – mam zdrowie i duży głód gry, więc wiem, że druga połowa sezonu będzie znacznie lepsza. Jak wiadomo, dużo się dzieje obecnie na rynku, kluby szukają zmian lub wzmocnień przed najważniejszą częścią sezonu, więc wiem, że znajdę miejsce, gdzie będę potrzebny i będę mógł pomóc nowemu pracodawcy, a sam na nowo cieszyć się grą. Spokojnie czekam na rozwój wydarzeń – zaznacza Tomasz Gielo.