Tomasz Gielo: EuroBasket to piękna historia, ale potrzebuję wypocić frustrację

– Loyd, Ponitka i Sokołowski zasługują na pomnik, że wytrzymali takie obciążenia na EuroBaskecie. Mam duży niedosyt indywidualny. Zabrakło mi wytłumaczenia, dlaczego pewne rzeczy się dzieją, a inne nie – mówi Tomasz Gielo, zawodnik Kinga Szczecin i reprezentacji Polski.
Karol Wasiek: EuroBasket był pięknym rozdziałem dla reprezentacji Polski. 6. miejsce jest bardzo dobrym wynikiem, a turniej dał wiele radości kibicom. Czy jest u ciebie pełna satysfakcja czy jest jednak niedosyt, że odegrałeś taką małą rolę w tym sukcesie?
Tomasz Gielo, zawodnik Kinga Szczecin i reprezentacji Polski: Dla mnie to też była piękna historia. Uważam, że dla każdego zawodnika założenie stroju reprezentacji Polski i reprezentowanie kraju na arenie międzynarodowej jest ogromnym wyróżnieniem. Zwłaszcza że impreza odbyła się w Polsce. Atmosfera w Spodku w fazie grupowej była naprawdę niesamowita.
Kiedy przed pierwszym meczem cała hala odśpiewała a cappella Mazurka Dąbrowskiego, to nie ukrywam, że pojawiły się łzy w oczach. Naprawdę to był moment, który wydaje mi się, że zapamiętam do końca życia. I tak na to patrzę.
Kwestia indywidualna?
Tak naprawdę moglibyśmy tutaj siedzieć i dyskutować przez godzinę na temat tego, jak wyglądała moja rola w trakcie przygotowań, a jak wyglądała na samym EuroBaskecie. Dla porównania – przez cały turniej oddałem mniej rzutów za trzy punkty niż w samym pierwszym sparingu, który rozegraliśmy w okresie przygotowawczym. (śmiech)
Cieszę się bardzo, że mogłem być częścią tej drużyny. Ten turniej był tak prowadzony, że trójka zawodników grała ogromne minuty. Można im postawić pomnik, że oni wytrzymali te obciążenia. Chodzi o Mateusza, Jordana i “Sokoła”. Teraz chcę zostawić sobie te dobre wspomnienia. Przed rozpoczęciem zgrupowania bardzo chciałem być w dwunastce na EuroBasket. Udało się i jestem z tego powodu szczęśliwy.
Koszykówka to sport drużynowy, więc każdy kto był częścią tej drużyny dołożył swoją cegiełkę do tego sukcesu. To, że indywidualnie nie dostałem takiej szansy, jaką bym chciał, to jest po prostu część tego sportu i biznesu. Staram się już do tego nie wracać.
Jest niedosyt?
Oczywiście. Jest duży niedosyt indywidualny.
Tutaj mogę wtrącić anegdotę. Przed meczem z Czarnymi rozmawiałem z Miśkiem Nowakowskim, który mi powiedział wprost: “wiem, że możesz odczuwać indywidualnie frustrację, ale ja zrobiłbym wszystko, żeby móc być na twoim miejscu w dwunastce kadry Polski”. I też staram się tak na to patrzeć.
Czy miałeś rozmowę z trenerem Igorem Miliciciem w trakcie trwania turnieju?
Chyba wolałbym tych rozmów nie przytaczać.
Dlaczego?
Powiem inaczej: zabrakło mi wytłumaczenia, dlaczego pewne rzeczy się dzieją, a inne nie. Tym bardziej, że ze swojej strony zrobiłem naprawdę wszystko, by być gotowym na ten turniej.
W okresie przygotowawczym byłeś bardzo aktywny, regularnie trafiałeś trójki, dostarczałeś punktów jako gracz rezerwowy. Dużo osób mówiło o tym, że będziesz taką ważną postacią kadry na EuroBaskecie, biorąc pod uwagę fakt, że zespół – po urazach Sochana i Milicicia jr – miał problemy na pozycji nr 4.
Nie ukrywam, że ja też – w trakcie przygotowań – tak widziałem swoją rolę w kadrze Polski na EuroBaskecie. Dostawałem sporo szans w sparingach. Uważam, iż pokazałem, że sporo mogę dać tej drużynie, przygotowywałem się pod konkretne akcje, gdzie będę miał sytuacje rzutowe, jednak później tych sytuacji nie było, a minuty na turnieju z każdym meczem były coraz mniejsze.
Pociągnąłeś mnie teraz za język w tej sprawie, więc spójrzmy na statystyki: łącznie oddałem dziewięć rzutów, z czego cztery w pierwszym spotkaniu ze Słowenią. Z Belgią zagrałem 4 minuty, z Bośnią w ogóle nie pojawiłem się na parkiecie, a z Turcją 16 sekund. Trudno oczekiwać cudów w takim wymiarze czasowym.
Nie mam do nikogo pretensji, a na pewno do innych zawodników, którzy grali na mojej pozycji. Powiem jeszcze raz: mam ogromny szacunek do tych trzech koszykarzy, którzy zagrali tak ogromne minuty, bo na nich spoczywała ta odpowiedzialność.
W tym momencie jest to już jednak gdybanie. Ja zostawiam sobie to, co jest pozytywne. Mam teraz dodatkową motywację i głód gry…
Chociaż może warto też powiedzieć o jednej kwestii.

Proszę bardzo.
Tuż przed samym EuroBasketem złapałem uraz, który wydaje mi się, że niektórych zawodników wykluczyłby z tego turnieju. Na jednym z treningów poczułem ukucie w mięśniu dwugłowym. Ten ból utrzymywał się przez kilka dni. Rezonans wykazał naderwanie drugiego stopnia.
Wraz ze sztabem medycznym i fizjoterapeutycznym zrobiliśmy wszystko, by przez dwa tygodnie doprowadzić mój stan zdrowia do optymalnego poziomu. Nawet kiedy dostaliśmy dni wolne, zostałem w Katowicach, by przejść dodatkowe badania, rehabilitację i wykonać dodatkową pracę nad tym kontuzjowanym mięśniem. Mogę spojrzeć w lustro i powiedzieć, że zrobiłem wszystko, żeby być gotowym na Eurobasket. Trener Dominik Narojczyk, fizjoterapeuci Mateusz Mruk i Marcin Lubik oraz lekarz kadry Michał Harasymczuk – oni wykonali świetną robotę i dzięki nim już na samym turnieju nie czułem żadnego dyskomfortu. Teraz jest podobnie.
Przed turniejem była taka informacja, że twój uraz wcale nie jest taki poważny. Rozumiem, że było to ukrywane?
Czy uważasz, że jakikolwiek zawodnik przyzna się tuż przed całym turniejem, że ma poważny uraz? (śmiech)
Powiem szczerze: nie wiedziałem tak naprawdę na czym stoimy, bo nigdy nie miałem takiego urazu i na bieżąco analizowaliśmy, jak reaguje mój organizm. Na pewno nie chcę, żeby to zabrzmiało to tak, że ja wykorzystuję ten uraz jako wymówkę. To nie mój styl i na samym turnieju czułem się dobrze. Jeżeli już to bardziej ten uraz wpłynął na to, że nie zagrałem w ostatnich dwóch sparingach przed turniejem i na tej ostatniej prostej przed EuroBasketem nie byłem w 100% „częścią zespołu” na parkiecie. Tego akurat szkoda.

W środę byłeś w Rydze, w piątek odbyłeś trening z zespołem, a na turnieju w Słupsku łącznie zagrałeś prawie 60 minut w dwóch meczach. Dużo…
Może nawet tych minut było troszkę za dużo? (śmiech)
Po przyjeździe do Szczecina trener Maciej Majcherek zerknął na mnie i zapytał, czy wszystko jest w porządku. Ja odpowiedziałem krótko, że “Tak. Chcę grać!”. Potrzebuję wypocić z siebie tę frustrację i niedosyt.
Dostałem informację od trenera, że mogę zacząć przygotowania od poniedziałku-wtorku, ale od razu zaznaczyłem, że chcę jechać z drużyną na turniej do Słupska. Chcę dać wszystkim jasny impuls, że mogą na mnie liczyć.
Szczecin to jest moje rodzinne miasto i nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem tak zmotywowany i pozytywnie podekscytowany sezonem. Będę pracował na rachunek w moim własnym domu. To jest spełnienie marzeń każdego zawodnika, by móc być w takiej sytuacji, w jakiej ja się znalazłem. Chcę to wykorzystać.
Oczekiwania są spore. Ja sam umieściłem twój transfer w TOP3 ruchów kadrowych w ORLEN Basket Lidze.
Widziałem wasz ranking! Ja zawsze jestem zmotywowany. Nigdy nie miałem problemów z ambicją sportową, a ten wewnętrzy ogień uważam, że jest kluczowy w karierze. W tym roku pojawiła się dla mnie wyjątkowa sytuacja, bo mogę pomóc drużynie, która jest po – wspomnianym wcześniej – niedosycie z poprzedniego sezonu. King – jako wicemistrz kraju – odpadł w ćwierćfinale. Jest nowe rozdanie, ambicja by walczyć o coś i budować koszykówkę w Szczecinie.
Podoba mi się, w jaki sposób trener Maciej Majcherek zbudował drużynę. Mamy sporo młodych i ambitnych zawodników, do tego dochodzi doświadczenie Jovana, Kostka, Żołnierza i moje. Poza tym mamy bardzo profesjonalny sztab. Jako zespół jesteśmy fizyczni i atletyczni jak na realia PLK. Wierzę, że ten kierunek przyniesie nam efekty w trakcie trwania sezonu.
-
Tak
-
Nie
-
Tak21 głosów
-
Nie16 głosów