Tilman Fertitta zadowolony z sezonu Houston Rockets
Sezon regularny dobiegł już końca. Jak co roku, każde rozgrywki mają swoich wygranych i przegranych, z których część bez problemu wyłonić można jeszcze zanim wystartują playoffy. Do tej drugiej kategorii większość osób bez wahania zaliczy Houston Rockets.
Rakiety mają za sobą najgorszy sezon od lat, nie tylko przerywając serię 8 kolejnych awansów do playoffs, ale spadając na samo dno ligi z bilansem 17-55. Ponadto przez klub przetoczyła się prawdziwa rewolucja – rozstano się z dwoma największymi gwiazdami, trenerem i generalnym menadżerem. Szczególnie transfer Jamesa Hardena nie wyglądał najlepiej. Po takim sezonie zwykle trudno znaleźć kogoś usatysfakcjonowanego. W Houston jednak nie ma z tym problemu. Sam właściciel klubu, Tilman Fertitta przyznaje, że jest zadowolony z tego, co zobaczył w tym roku:
„Nigdy nie sądziłem, że będę się tak dobrze czuł po wygraniu zaledwie kilkunastu meczów, bo zawsze nienawidziłem przegrywać. Kiedy jednak patrzę na wszystkie picki w drafcie, jakie ma mój zespół, jestem szczęśliwy. Wiem, że w tej lidze nie zdarza się często bycie zadowolonym ze swojego trenera i GM-a, ale ja jestem.”
Tilman Fertitta
„Silas wykazał się niebywałymi umiejętnościami. Aż 29 zawodników grało w tym sezonie dla naszej drużyny i to grało realne minuty, a Stephen poradził sobie z tym znakomicie, przyspieszając rozwój niektórych graczy. Jestem dumny z niego i dumny z ludzi w zarządzie, którzy pokazali, że podjęli dobre decyzje. Dzięki nim możemy mieć topowy pick np. w 2027 roku, który może przynieść kolejnego wielkiego gracza.”
Tilman Fertitta
Pracę trenera faktycznie nie sposób sensownie ocenić po tym sezonie. Krótko po podpisaniu umowy okazało się, że Silas będzie trenował całkiem inny zespół, niż oczekiwał. Ponadto kontuzje także nie oszczędzały Rakiet, a 29 zawodników w jednym sezonie to rekord NBA.
Generalny menadżer to jednak co innego. Rafael Stone za corocznego kandydata do MVP dostał picki, które mogą, lecz wcale nie muszą okazać się wielce wartościowe, mimo że na stole była oferta zbudowana wokół Bena Simmonsa (tutaj nie można wykluczyć udziału Fertitty, który podobno nie chciał robić interesów z Moreyem, lecz to tylko plotki). Zamiast Carisa LeVerta wziął Victora Oladipo, którego następnie oddał po bardzo promocyjnej cenie. Podobnie za dwóch kluczowych zadaniowców, Covingtona i Tuckera, dostał picki mocno wątpliwej jakości. Nie są to wszystko może katastrofalne transfery (tym bardziej, że picki Nets mogą się okazać naprawdę dobre), ale też nie są wcale takie dobre jak przedstawia to Fertitta.
Właściciel Rockets zapewnił przy tym, że nie zamierza się absolutnie spieszyć z budową potęgi Rakiet i daje swoim ludziom czas na postawienie solidnych fundamentów:
„Ze swojej strony mogę obiecać cierpliwość. Wiem, że ludzie zajmujący się koszykówką w tym klubie znają się na rzeczy. Myślę, że w następnym sezonie będziemy znacznie lepsi, a w kolejnym jeszcze mocniejsi niż w przyszłym. Nie zrobimy jednak jakiejś głupoty, dzięki której dostaniemy się do playoffów w przyszłym roku, porzucając przez to projekt długofalowy.”
Tilman Fertitta
Takie zapewnienia z kolei są bardzo częstym zjawiskiem w NBA, lecz najczęściej na słownych obietnicach się kończy. Jak będzie w przypadku Rockets?
Wiele zależeć będzie od draftu, który zapowiadany jest na bardzo mocny. Rakiety z najgorszym bilansem w lidze praktycznie na pewno będą w ścisłej czołówce. Historia także stoi po stronie klubu z Teksasu. Obecny sezon jest trzecim najgorszym w historii klubu. Gorzej grali jedynie w sezonach 67/68 i 82/83. Za każdym razem jednak zaowocowało to wyborem w drafcie gracza na poziomie Hall of Fame. Może i teraz się uda?