Szósty sezon z rzędu, szósty nowy mistrz. Czy obecna era NBA jest… Nijaka?
Wiemy już, że Denver Nuggets nie obronią tytułu mistrzowskiego. W tym roku poznamy więc nowego mistrza NBA i to mistrza, którego nie mieliśmy od przynajmniej 13 lat – Mavericks byli ostatnimi mistrzami z grona tegorocznych Finalistów Konferencji, a było to w odległym 2011 roku.
Niezależnie jednak kto zdobędzie tytuł, będzie to albo pierwszy od dawna… Albo po prostu pierwszy:
drużyna | ostatnie mistrzostwo | liczba tytułów |
---|---|---|
Dallas Mavericks | 2011 | 1 |
Boston Celtics | 2008 | 17 |
Indiana Pacers | – | 0 |
Minnesota Timberwolves | – | 0 |
Indiana Pacers i Minnesota Timberwolves to 2 z tylko 10 zespołów w lidze, które nigdy nie zdobyły mistrzostwa. Timberwolves ponadto są jednym z tylko 5 zespołów, które jak do tej pory nigdy nie weszły nawet do Finałów NBA (jeszcze Pelicans, Grizzlies, Clippers i Hornets). Pacers mają na swoim koncie jeden występ w Finałach – w 2000 roku, kiedy prowadzeni przez Reggiego Millera przegrali 2-4 z Los Angeles Lakers Shaqa i Kobiego.
To już szósty rok z rzędu, kiedy Mistrz nie broni tytułu. Ba, będzie to szósty kolejny sezon z zupełnie nowym mistrzem. Sześć lat, sześciu różnych mistrzów. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w latach 1975-1980, kiedy po tytuły sięgali kolejno Warriors, Celtics, Blazers, Bullets, SuperSonics i Lakers. Zamierzchła era Billa Waltona, Wesa Unselda i Rocka Barry’ego; zaczątek Magica Johnsona i wieloletniej rywalizacji Showtime Lakers z Bostonem. Z perspektywy czasu nie brzmi jak najbardziej emocjonująca era w historii naszej ukochanej ligi. Czy o obecnym okresie będziemy myśleć za kilkadziesiąt lat podobnie?
Nie ma co się czarować – najbardziej „pamiętne” okresy w historii NBA to z perspektywy czasu dynastie, albo przynajmniej wielkie rywalizacje. Momenty, w których liga mogła przez jakiś czas pochwalić się wyraźnie najlepszym zespołem, bądź dwoma. Lata 90′ w wykonaniu Chicago Bulls? Ikoniczne. Dynastia Warriors i ich pojedynki z LeBronem w Finałach w latach 2015-19? Co najmniej pamiętne. Dominacja Bostonu w latach 60′? Rywalizacja tychże Celtics z Lakers w latach 80′? To wszystko są pewne punkty zaczepienia; elementy, bez których nie da się opowiedzieć historii NBA.
Trudno będzie opowiedzieć w ten sposób ostatnią dekadę.
Może będziemy to pamiętać jako dekada przejęta przez Europejczyków? Może będziemy pamiętać o dominujących Jokiciu, Donciciu i Giannisie? Może będzie to historia o wielkim kryzysie amerykańskiej koszykówki? Kto wie.
Być może też ten okres braku dominacji należy potraktować jako… Fazę – taką, która siłą rzeczy musi przeminąć. Stanowiłaby ona z oczywistych przyczyn zapowiedź JAKIEJŚ dynastii/dominacji/rywalizacji. Skoro bowiem teraz nie ma żadnej, to znaczy, że jakaś musi potem być, czyż nie? Nie wiemy tylko kiedy.
Tutaj potrzebujemy spojrzeć w przyszłość. Ci wielcy obecnie gracze: Jokic, Giannis, Embiid (w mniejszym stopniu 25-letni Doncic) są już chyba za starzy, żeby zdominować ligę w perspektywie kilku lat. Musimy spojrzeć na graczy młodszych. Czy to rozżarzona gwiazda Anthony’ego Edwardsa, czy niesamowita debiutancka rywalizacja Wembanyamy z Holmgrenem… Gdzieś tu może czyhać jakaś dynastia. Albo – co jest chyba nawet ciekawszą perspektywą – wieloletnia rywalizacja na szczycie.
Na razie pocieszmy się jeszcze okresem w historii NBA, w którym dostajemy coś nowego.