Supermax dla Giannisa to zaciskająca się pętla na szyi Bucks
(Tekst pierwotnie ukazał się na stronie rozkminy.blog)
Giannis Antetokounmpo zaakceptował pięcioletnie przedłużenie kontraktu i zwiąże się umową z Milwaukee Bucks do 2026, a dokładniej to czteroletnią umową plus opcja zawodnika. Giannis długo grał na zwłokę z przedłużeniem kontraktu, niejako zmuszając organizacje do wzmocnień. Mówił, że przyjdzie czas, że skupia się walce na boisku i na treningach. Typowa poprawność, bo wizerunek Giannisa sprawia, że nie powie wprost o pieniądzach i potrzebach, nie ten typ zawodnika. A to, że podpisze przedłużenie było pewne, bo żaden gracz nie odrzuci oferty na niemal ćwierć miliarda dolarów. 228 mln dolarów to największy kontrakt w historii NBA, ale przecież mówimy o dwukrotnym najlepszym zawodniku sezonu regularnego:
Giannis Antetokounmpo 228,2 mln $ (2020),
Russell Westbrook 206,8 mln $ (2017),
Stephen Curry 201,2 mln $ (2017),
Klay Thompson 189,9 mln $ (2019),
Anthony Davis 189,9 mln $ (2020),
Nie mogło być inaczej, bo otoczenie Antetokounmpo sprytnie mrugało okiem do Warriors i transfer za drugi wybór draftu, a także do Heat, którzy mieli miejsce w salary w lecie 2021 w młodej drużynie, która już teraz wygrała wschód. Zainteresowani byli także Mavericks gdzie miał połączyć siły z drugim najbardziej perspektywicznym zwrotnikiem ligi Luką Donciciem i Raptors, którzy mogli stworzyć interesującą drużynę z Pascalem Siakamem i Fredem VanVleetem. W grze byli do podpisania przedłużenia także Lakers, a docelowo polowa ligi. Bucks nie mogli czekać, o, tym bardziej że ewentualne niepowodzenie w play-offs oznaczałoby odejście dwukrotnego MVP.
Zagrali po raz pierwszy All-in pozyskując Jrue Holiday za trzy przyszłe picki (i Erica Bledsoe) czyli dodali do Giannisa gwiazdę. Nie taka na jaką liczył, czyli finiszera, ale znakomitego two-way playera i nadwyżkę za Bledsoe. Wspólne treningi, zwycięstwa w sezonie regularnym, to się może udać. Brak picków oznacza grę o najwyższe cele i jeśli się nie uda, wiele lat jako czerwona latarnia bez możliwości przebudowy składu w oparciu o draft. Bucks nie mieli wyjścia, zaryzykowali i słono za to zapłacą.
Opcja supermaxa w teorii miała równoważyć różnicę małych i dużych rynków. Sprawić, że zawodnicy zwiążą się z organizacjami, które w nie mogłyby rywalizować z klubami z Los Angeles, San Francisco, Nowego Jorku czy Miami na dłużej. Bo pozyskanie zawodnika z draftu to jedno, ale jak trzymać swoją gwiazdę? Otóż kosztuje to w porywach 50 mln za sezon, a Grek jest szóstym zawodnikiem, który podpisał supermaxa, wcześniej zrobili to: Curry, Damian Lillard, James Harden, Westbrook, John Wall. W praktyce gruba kasa i tak nie uszczęśliwia gwiazdy, czego przykładem były tegoroczne prośby o wymiany Hardena czy Johna Walla, a Warriors i Wizards przez kontuzje swoich liderów wypadli z play-offs.
Dla małej organizacji konieczność złożenia maksymalnej oferty to sytuacja bez wyjścia. Brak przedłużenia to przy dużych nakładach ma innych zasobników (sprowadzonych wcześniej, aby uszczęśliwić gwiazdę) brak play-off z ogromnymi nakładami na skład. Przedłużenie to balansowanie na granicy podatku luksusu i docelowy brak możliwości wzmacniania drużyny. Uszczęśliwianie swojego zawodnika pieniędzmi, w zespole, który nie jest najlepszy i będzie stawiało przez kilka lat Bucks jako contendera, ale zespół ma kluczowych graczy po 30-tce i jeśli nie osiągnie sukcesu od razu, trudno będzie o wzmocnienia -oddali już swoje wybory, a Khris Middleton czy Brook Lopez nie mają odpowiedniej wartości na rynku. Portland od kiedy związali się supermaxem z Lillardem też nie mogą zrobić kroku do przodu, choć ich management działa naprawdę sprawnie (rok temu Carmelo Anthony i Trevor Ariza, teraz Robert Covington i Derrick Jones Jr.) i podobnie jak Bucks byli rok temu w finale konferencji, to wielki kontrakt Dame zmniejsza im szanse na stworzenie konkurencyjnego zespołu).
Antetokounmpo nie odmówiłby takich pieniędzy, bo podobnie jak inne gwiazdy, zawsze może poprosić o wymianę. A taka będzie zawsze niekorzystna dla klubu, która nie tylko traci lidera, ale też spada jego wartość w wymianie. Sixers, którzy są wiązani z ewentualnym pozyskaniem Hardena nie chcą zapłacić oczekiwaniem ceny Rockets, czyli Bena Simmonsa i trzy picki w drafcie. NBA musi zastanowić się nad supermaxami, bo w obecnym kształcie kluby z mniejszych rynków będą tracić nieadekwatne pieniądze na pojedynczych zasobników, a zapychanie salary kontraktami za 50 mln, wiąże klubom pętlę na szyi.