Słodko-gorzki powrót Wade’a do Heat
Powrót Wade’a do Heat w wyniku transferu z Cavs był jedną z cichych-głośnych historii minionego Trade Deadline. Wade wrócił jak do siebie i wygląda, jakby przeżywał drugą (czy też którąś z kolei) młodość. Ile jednak rzeczywiście daje zespołowi?
W Cleveland Cavaliers nie działo się dobrze na przestrzeni tego sezonu. Nie można jednak powiedzieć, żeby Wade wyróżniał się w tamtym bałaganie jakoś szczególnie na minus. Oczywiście, widać u Flasha niedobory atletyzmu, wynikające z 36 lat na karku i 14 sezonów w lidze. Mimo wszystko potrafił wykorzystywać swoje atuty – talent do kreowania sobie pozycji i w ogóle gry na piłce, pozwalał mu z ławki rezerwowych stanowić ofensywną opcję, iskrę zapalną po atakowanej stronie parkietu, dzięki której nienajlepsze rezerwowe ustawienia potrafiły generować punkty. Dlatego też można było kręcić nosem na to, że Cavs pozyskali w zamian tylko II-rundowy pick. Taka jednak była wola samego Wade’a, więc koniec końców było to po prostu ładne zachowanie ze strony klubu.
Wade trafił do organizmu Miami Heat, który na przestrzeni sezonu zdołał się już wykształcić i określić. Wiemy, czym ten zespół jest – świetnie przygotowaną atletycznie ekipą, mobilną w defensywie i z określonymi zagrywakmi ofensywnymi. Brak gwiazd rekompensowały zagrywki na szalenie skutecznego Wayne’a Ellingtona, oraz rotowanie wysokimi zależnie od potrzeb – tercet Whiteside-Adebayo-Olynyk daje mnóstwo możliwości takiemu szkoleniowcowi jak Eric Spoelstra. Do tego prowadzenie akcji przez centra-skrzydłowego-playmakera-obrońcę Jamesa Johnsona potrafi zmusić rywali do podjęcia wysiłku taktycznego. Statystyki per36 Johnsona wyglądają raczej jak obwodowy niż center.
https://youtu.be/VSQRDDGAgHc?t=16s
W ten ekosystem trafia Wade. Rezerwowy, który wnosi sporo ofensywnego talentu nie powinien zaszkodzić żadnemu zespołowi. Chyba, że jego rola okaże się z jakiegoś powodu zbyt wysoka. Na tyle wysoka, że zaczyna brakować miejsca na wcześniej wypracowane schematy, a pojawia się coraz więcej dominowania piłki przez jednego ofensywnego kozłującego. Co przynoszą 23 minuty Wade’a średnio na parkiecie? Przeciwnicy zdobywają o 10 punktów więcej na 100 posiadań, a ofensywny rating Heat wcale w tym czasie nie rośnie. Weźmy na rozkład trzy ostatnie mecze Heat i Wade’a. Przeciwko Sixers i Lakers D-Wade oddawał kolejno 16 i 18 rzutów z gry. Przełożyło się to na zdobycie efektownych 27 i 25 punktów. Efektownych, nie efektywnych. W tych spotkaniach Wade miał net rating na poziomie -16 oraz -18. Dla porównania, przeciwko Memphis zanotował zaledwie 6 oczek, oddając 7 rzutów. Jego net rating w tym słabszym meczu? +28. Heat wygrali to spotkanie prawie 30-punktami różnicy. Od Lakers dostali prawie dwudziestoma.
https://www.youtube.com/watch?v=NJUF37QCJp4
To mała dawka, ale na podstawie pozostałych meczów Wade’a w Heat można zobaczyć podobną zależność – im więcej ofensywy spoczywa na barkach Wade’a, tym gorsze wyniki. Spośród graczy Heat, zdecydowanie najlepsze wskaźniki +/- (licząc atak i obronę) miał Wayne Ellington – cichy bohater Heat, trafiający prawie 40% z 7,5 oddawanych trójek i dobrze grający w defensywie. Tak się składa, że to właśnie z nim Flash najbardziej dubluje się pozycjami. Od Meczu Gwiazd gra o pięć minut na mecz mniej, co automatycznie przekłada się na jego statystyki, ale co ważniejsze, na rzeczywisty wkład w grę Heat. Przed All-Star oddawał po 9 rzutów w meczu. Po przyjściu Wade’a? Musiał zrezygnować z trzech rzutów na mecz.
Powrót Dwyane’a Wade’a do „jego” Miami Heat to bez cienia wątpliwości piękna historia. Może on być świetnym mentorem i wsparciem na parkiecie, zwłaszcza w playoffach, kiedy jego gra na piłce może okazać się znacznie bardziej przydatna. Miami Heat muszą jednak uważać, żeby w ostatecznym rozrachunku nie okazało się, że są to aż za bardzo „jego” Miami Heat.
https://youtu.be/Yya3MEHLl8s?t=16s