Przedłużenie dla Irvinga to najtwardszy orzech do zgryzienia przez Nets
Dość górzysta jest trasa Brooklyn Nets przez tegoroczny sezon regularny. W ostatnich kilku meczach radzą sobie oczywiście nieco gorzej ze względu na kontuzję Kevina Duranta, jednak przed tą kontuzją przez jakiś miesiąc byli najgorętszą drużyną ligi. Był to powrót do czołówki po bardzo trudnym starcie sezonu. Powrót, który poniekąd zbiegł się z powrotem do gry Kyrie Irvinga.
Rozgrywający Nets został na początku sezonu zawieszony na 8 meczów (wówczas czas zawieszenia był nieokreślony – Kyrie Irving miał wrócić po wypełnieniu pewnych warunków) za promocję filmu o charakterze antysemickim, w którym m. in. kwestionuje się Holokaust. Ciężki temat. Przeprosił jednak, odpracował, stracił deal z koncernem NIKE i na parkiecie pojawił się w naprawdę mocnej formie. Na szczęście dla Nets, bo łatwo było już na pewnym etapie uwierzyć, że ekipa z Brooklynu zamiast czołówki konferencji będzie walczyć o Play-In.
Forma Irvinga jest ważna dla klubu, ale też dla niego samego. Zawodnik gra obecnie na ostatnim roku kontraktu. W przyszłe wakacje zostanie niezastrzeżonym wolnym agentem i biorąc pod uwagę cały ocean kontrowersji i niepewności, jakie niesie za sobą Kyrie, znalezienie nowego pracodawcy na dogodnych dla zawodnika warunkach może nie być proste. Przedłużenie umowy z Nets powinno być więc dla niego priorytetem i biorąc pod uwagę wypowiedź jego agentki, Shetelli Riley Irving, dla portalu Bleacher Report, przedłużenie umowy jest preferowane przez obóz koszykarza:
„Jeśli chodzi o sprawę pozostania Kyriego w Nets, to komunikowałam się z klubem w tej sprawie. Jak do tej pory nie odbyliśmy jednak żadnej wiążącej rozmowy. Naszym celem jest uczynienie z Brooklynu domu, przy przedłużeniu umowy w odpowiednim kształcie. Teraz piłeczka jest po stronie klubu – teraz oni muszą zakomunikować, czy ich cel jest tożsamy z naszym.”
– Shetellia RIley Irving
Gdyby ktoś się zastanawiał – nie, nie jest to przypadkowa zbieżność nazwisk. Shetellia to druga żona taty Kyriego. Ot ciekawostka.
Piłeczka rzeczywiście jest po stronie Nets. Klub może zaoferować mu przedłużenie o maksymalnym wymiarze około 200 milionów dolarów za 4 kolejne lata. Jest tu do rozpatrzenia kilka kwestii. Po pierwsze, Kyrie za 4 lata będzie miał 35 lat – pytanie, czy przy grze tak mocno opartej na dynamice i pierwszym kroku będzie on jeszcze koszykarzem na poziomie przystającym do zarobków. Tu pod uwagę wziąć trzeba, że w międzyczasie w życie powinna wejść nowa umowa zbiorowa, dzięki której salary cap powinien poszybować w górę, zarobki rzędu tych 50 milionów za sezon przestaną być tak abstrakcyjnie wysokie. Tak wysokie zarobki już w przyszłym sezonie, przy salary cap zbliżonym do obecnego, będą jednak niezwykle bolesne i mogą utrudnić utrzymanie solidnego i głębokiego składu. No i przede wszystkim czynnik X, najważniejsza kwestia – mówimy o Kyrie Irvingu. Koszykarzu naprawdę dobrym, o umyśle… Nieprzeniknionym, tak go określmy. Płaskoziemskie dywagacje, odrzucenie medycyny konwencjonalnej, antysemickie teorie spiskowe pokroju protokołów mędrców syjonu… Dużo tam się dzieje pod strzechą i trudno inwestować duże pieniądze na lata, bo najzwyczajniej w świecie nie ma pewności, że coś mu nie strzeli do głowy i nie porzuci koszykówki na rzecz zajawki na astrologię, czy inne sadzenie marchwi.
Jedno wydaje się… No może nie pewne, ale najbardziej prawdopodobne – Kyrie nie dostanie maksymalnego przedłużenia. Nie chodzi o same pieniądze – Nets mogą nie chcieć ryzykować wiązania się formalnie na dłuższy okres. Trudno będzie też negocjować przedłużenie przed wolną agenturą, bo wartość Irvinga na rynku bardzo trudno oszacować. W przypadku większości koszykarzy, na podstawie ich umiejętności da się określić ich wartość kontraktową – tym zajmują się generalni managerowie i ich sztaby. W przypadku Irvinga nie wiemy na czym stoimy.