Przed nami być może najbardziej emocjonujący mecz sezonu – Game 7 Celtics z Heat
Przed nami to, co w Playoffach kochamy najbardziej – win or go home. Siódmy mecz serii, ostatni, decydujący. Budzi on emocje tym większe, że ma szansę stać się zwieńczeniem największego comebacku w całej, ponad 70-letniej historii ligi. Jeśli się to uda – jeśli Boston Celtics awansują do Finałów NBA po tym, jak przegrywali 0-3 – jako moment zwrotny tej niesamowitej serii zapamiętamy… Grę w golfa?
Po tym, jak Celtics przegrali 3. mecz, Al Horford wpadł na pomysł, żeby zamiast kolejnej sesji wideo wyskoczyć na pole golfowe:
„Kompletnie pominęliśmy sesję analizy wideo. Odstawiliśmy koszykówkę na bok i skupiliśmy się na sobie, na odzyskaniu tego koleżeństwa i drużynowości. Odłączyliśmy się od tej całej presji i byliśmy w stanie po prostu cieszyć się chwilą. Oglądaliśmy już filmy, jadaliśmy wspólne obiady, ale to był pierwszy raz, kiedy zrobiliśmy coś takiego. Sesję wideo odbyliśmy dzień później.”
– Grant Williams
Tak naprawdę zapamiętamy oczywiście game-winner Derricka White’a, który równo z syreną końcową doprowadził do siódmego meczu.
O ile Celtics ten siódmy mecz wygrają.
Na tym etapie są już stawiani w roli zdecydowanych faworytów. Nic dziwnego. Nie dość, że grają u siebie, to są po trzech kolejnych zwycięstwach, są w gazie. To Heat znajdują się w sytuacji, w której musza znaleźć odpowiedź, pozbierać się, coś zmienić. Spójrzmy, jak kształtują się kursy bukmacherskie:
Jeśli nie chcesz stawiać po prostu na wygraną jednej czy drugiej ekipy, sprawdź nasze propozycje w zakładce Typy NBA.
Kurs na zwycięstwo Heat – czy to w regulaminowym czasie, czy po dogrywce – tłumaczyć można w dużym uproszczeniu na procentowe szanse rzędu niespełna 30%. Niewiele. Tylko 30% zostało z tego prowadzenia 3-0, które od lat traktujemy jako po prosty 99,9% szans. Przed tak historycznym meczem stajemy.
„To prawie jak z powieści. Wszystko toczy się niemal tak książkowo, tak jakby musiało tak być. No ale wiesz – trzeba jechać do Bostonu i tam wygrać.”
– Gabe Vincent
No właśnie Gabe, jechać do Bostonu i wygrać tam mecz po trzech kolejnych porażkach. Będzie to wyzwanie. Wiedzą o tym choćby Sixers, którzy rundę temu grali Game 7 w Bostonie i byli w stanie utrzymać się w meczu tylko przez dwie kwarty.
„Taki był cały ten sezon. Kawał serii. Na tym etapie nie wiem jak tego dokonamy, ale stawimy się tam i tego dokonamy. O tym będziemy myśleć przez najbliższe dwie doby.”
– trener Erik Spoelstra
No właśnie, co muszą zrobić Miami Heat, żeby nie dać Celtics wypełnić tego comebacku?
Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Jeśli Miami nie przegrywa na deskach, jednocześnie trafiając ponad 46% trójek (przy 20% Celtics) i nie wygrywa meczu, to na pierwszy rzut oka trudno coś wymyślić. Wykorzystywanie pozycji na dystansie będzie jednak dalej jednym z kluczowych czynników. Boston umyślnie odpuszcza te pozycje, żeby skupić się na zamknięciu strefy podkoszowej. Takie jest ryzyko posiadania dwójki liderów (Jimmy & Bam), których gra opiera się na dostawaniu do obręczy. Rywal może po prostu zamknąć tam drogę i żyć jakoś z tym, że Caleb Martin i Duncan Robinson trafią kilka rzutów więcej:
Gra stała się trudna dla Bama Adebayo po tym, jak Boston Celtics usprawnili swoje defensywne schematy. W meczach 3 i 4 przestał on oddawać rzuty (kolejno 5 i 6 w meczu), widząc zagęszczenie pod koszem rywali. W kolejnych meczach podejmował już próby (15 i 16 z gry), jednak po finalnych usprawnieniach, nie trafiał ich na najwyższej skuteczności (25% w ostatnim meczu). Jego szukanie gry dla kolegów na obwodzie musi wejść na wyższy poziom. Przy tym, jak podwajany, a nawet potrajany bywa w polu trzech sekund, wydaje się to jedyne wyjście:
Nie da się jednak ugrać meczu na samych otwartych pozycjach z dystansu. Ostatnie starcie to udowodniło. Heat nie byli w stanie odnaleźć łatwych prób z bliższej odległości, nie znajdowali drogi do obręczy – nawet, jeśli widzieliśmy pewne próby. Zwłaszcza, kiedy dochodziło do zmian krycia, zawodnicy Heat starali się je wykorzystać.
Zobacz, jak blisko siebie w rogu stoją Vincent i Martin. Teoretycznie zabierają sobie miejsce, ale nie stoją tam po to, żeby dostać piłkę. Stoją tam, żeby zminimalizować ryzyko tego, że ich obrońcy zejdą do środka pomóc przy penetracji Jimmiego Butlera. w grze 1 na 1 z Robertem Williamsem III Jimmy wykorzystał swoje przewagi. Nie trafił, ale wymusił faul:
„Po prostu pudłowałem rzuty. Musze je trafiać, albo dalej znajdować kolegów na otwartych pozycjach. Zdecydowanie szli w tym za mną. Powiedziałbym, że… Że jeśli zachowam równowagę, niezależnie od sytuacji, to oni też zachowają.
Tak jak powiedziałem im w szatni: gdybym grał lepiej, nie bylibyśmy w tym położeniu. Szczerze mówiąc, będę lepszy – to sprawia, że się uśmiecham. Ci goście podążają za mną. Kiedy gram lepiej, to myślę, że gramy lepiej jako cały zespół.”
– Jimmy Butler
Przewagi po switchach to coś, co trener Spoelstra musi eksploatować. Bam Adebayo broniony przez Horforda/Williamsa III, których wspierają koledzy z podwojenia, nie ma wiele pola manewru. Co innego po zmianie krycia na kogoś niższego. Spójrz tylko jak bardzo Jimmy Butler stara się odciągnąć Williamsa III od strefy podkoszowej:
To będzie naprawdę spora filozofia dla Miami Heat, żeby wyegzekwować sobie jakieś łatwiejsze rzuty z bliższej odległości, utrzymując jednocześnie przewagę na dystansie. Zwłaszcza, że na przygotowania mieli jeden dzień, licząc jednocześnie podróż z Miami do Bostonu (jakieś 2000 kilometrów, jakieś 3 godziny samego lotu).
„To jest koszykówka dla Was, koszykówka w swojej najlepszej formie – bardzo, bardzo, bardzo emocjonująca. Ale to dobra koszykówka. Wierzę, tak jak my wszyscy, że trzeba podchodzić do egzaminu aż go nie zdasz, serio. W zeszłym roku byliśmy w tej samej pozycji. Możemy tego dokonać. Wiem, że to zrobimy. Musimy jechać na mecz wyjazdowy i wygrać go w bardzo, bardzo trudnych warunkach.”
– Jimmy Butler
Czekamy do 2:30 naszego czasu. Wedy wszystko się wyjaśni. Nie wiem jak Wy, ale ja od rana nakręcony.